W moich poprzednich tekstach poświeciłem wiele miejsca, by opisać fenomen grunge`u w latach 90. XX w. Olbrzymią rolę odegrała w tamtych czasach „Wielka Czwórka z Seattle”. W jej skład wchodziły Nirvana, Alice In Chains, Soundgarden i Pearl Jam. O Pearl Jam znowu zrobiło się głośno. Od 15 października możemy zapoznać się najnowszym albumem grupy, pt. „Lightning Bolt”. Wydawnictwo dotarło na szczyt zestawienia Billboard w USA. W pierwszym tygodniu sprzedaży krążek sprzedał się w nakładzie 166 tys. egzemplarzy, pokonując Paula McCartneya i Miley Cyrus. Warto przypomnieć, że poprzednie albumy Pearl Jam osiągały podobny sukces.
Dziesiąty album grupy z Seattle otwiera kompozycja „Getaway”. Z powodzeniem znajdzie się na wielu playlistach rockowych rozgłośni radiowych. Chwytliwa melodia zaśpiewana przez lidera zespołu Eddiego Veddera, wspomagana przez gitary, to daje murowany hit, przy którym słuchacze będą się dobrze bawić. Kolejnym utworem jest singiel promujący wydawnictwo „Mean Your Manners”. Punk w wykonaniu Pearl Jam – ciekawy eksperyment, który zawiódł część recenzentów. Słuchacze jednak ustawili się w kolejce do sklepu, nie słuchając "profesjonalnych" oceniaczy.
Kochający ballady fani grupy też znajdą coś dla siebie. „Sirens” i „Future Days” powinny zaspokoić ich apetyty na piękne dźwięki. Tytułowy utwór „ The Lightning Bolt” dostarcza nam solówki gitarowe, wstawki pianina i łatwo wpadające w ucho riffy. Słuchając, „Infallible” miałem wrażenie, że pomyliłem płyty i przez chwilę wdarł mi się do odtwarzacza krążek Red Hot Chili Peppers. Przeczucie mnie zmyliło, co jednak nie zmienia faktu, że kompozycja „Infallible” jest kolejnym mocnym punktem krążka Pearl Jam. Ogromne wrażenie robi bluesowy kawałek „Let The Records Play”. Muzycy pokazują, że nie tylko w rocku potrafią się odnaleźć. Pozycja godna uwagi właśnie z uwagi na styl utworu.
Rzesze fanów może być rozczarowana, że Pearl Jam nie nagrał albumu przełomowego jak klasyczny „Ten” z wielkimi hitami pokroju „Jeremy" i „Allive”. Z drugiej strony nowy krążek ma wiele momentów, przy których warto skupić uwagę. Doskonała forma wokalna Eddiego Veddera, który ma już 50 lat na karku, łatwo wpadające w ucho melodie i przede wszystkim świetne gitary powodują, że trudno przejść obok niego obojętnie. Pearl Jam jest instytucją obok The Rolling Stones, U2, Metaliki, która wychowała liczne grupy słuchaczy. Dzięki temu można wybaczyć niektóre uchybienia znajdujące się na płycie. Warto przypomnieć, że album dużo zyskuje przy wielokrotnym przesłuchaniu. Dlatego, przywołując tytuł mojej ulubionej kompozycji, pozwólmy płycie grać.
Bartosz Boruciak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/249466-swiatlo-w-tunelu-recenzja-lighting-bolt-pearl-jam