Szkoda, że Andrzejowi Bartowi nie udało się zrobić klasycznego, nakręconego profesjonalnymi kamerami filmu z odpowiednią oprawą, oświetleniem i efektami wizualnymi. „Bezdech” w scenach, które powinny być jego największą mocą ociera się o nieznośną sztuczność rodem z telenowel. Jest to jednak nieuniknione w spektaklach Teatru Telewizji, które kręcone są poza wnętrzami. Wspominam o tym fakcie z uwagi na kluczową dla zrozumienia przesłania spektaklu otwierającą scenę spotkania na ulicy reżysera ( Bogusław Linda) z Tadeuszem Konwickim, który gra sam siebie. „Bezdech” nie jest opowieścią łatwą w odbiorze, i jego konstrukcja narracyjna może nawet odrzucić część widzów.
Zawieszona między życiem a śmiercią, jak tytułowy bezdech, miejscami duszna i złożona narracja, pomieszanie snów, jawy, wizji mogłaby spokojnie skręcić w moralitet na temat religii. Bart, który jest autorem świetnego scenariusza do „Rewersu” woli jednak skupić się na obrazie rozczarowanego życiem inteligenta. Reżyser Andrzej to polski reżyser, który najlepsze lata w Hollywood ma za sobą. W niewiadomych na początku względów pojawia się on w Warszawie, gdzie rozpoczyna podróż przez swoje życie. Czy jest śmiertelnie chory i potrzebuje rozliczenia z grzechami życia? Czy chce naprawić błędy, jakie popełnił przed wyjazdem do Hollywood? A może znalazł się w Warszawie nie z własnej woli?
Napotkane przez niego osoby są zbiorem lęków i frustracji, które wynikają z wcześniejszych relacji z reżyserem. Cały spektakl ciągnie na swoich plecach Bogusław Linda, który dowodzi jak bardzo potrzebuje on dobrych scenariuszy by się realizować aktorsko. Linda wchodzi miejscami w obszar swoich ról u Kieślowskiego czy Holland, i pokazuje, że jest jednym najbardziej niewykorzystanych polskich aktorów. Czy kino znajdzie jeszcze dla niego miejsce?
Wrażenie robią też poszczególne epizody imponującej obsady spektaklu. Choć Krzysztof Stroiński pokazał już jak piorunująco wcielić się w alkoholika ( m.in. jako Metyl w „Pitbullu”), to jako niespełniony pisarz i wykładowca akademicki wzbudza głęboki smutek. Ciekawy epizod syna Andrzeja gra Dawid Ogrodnik, który podobnie jak w „Idzie” nawet małą rólką przykuwa uwagę widza. Katarzyna Figura puszcza oko, bawiąc się po raz kolejny swoim wizerunkiem ( autoironiczne słowa o filmie Altmana w polską aktorką), zaś Jerzy Stuhr tworzy portret upadłego człowieka sukcesu, i ma jedną z najbardziej emocjonalnych scen na ekranie. W filmie pojawia się też Małgorzata Potocka, Jerzy Trela, Andrzej Seweryn, Władysław Kowalski i Arkadiusz Jakubik w najmniej jasnej, i jednocześnie najbardziej „odlotowej” scenie zamykającej spektakl.
„Bezdech” ma być pokazywany w studyjnych kinach, co jest niekonwencjonalną formą promocji takiego obrazu. Podejrzewam, że na dużym ekranie produkcja poradzi sobie znacznie gorzej niż w telewizji. Mimo ciekawych zdjęć Witolda Adamka i filmowej narracji, z powodów jakie już wymieniłem na początku, „Bezdech” nie zrobi wrażenia na widzach kinowych. By dotrzeć do widowni kinowej, która znacznie różni się od tej śledzącej przedstawienia teatralne, potrzebne są inne środki wyrazu. Szczególnie w filmie ocierającym się o senne klimaty Lyncha. Jednak fakt, że „Bezdech” przykuwa uwagę jako Teatr Telewizji, mimo swojej skomplikowanej i zupełnie nieteatralnej fabuły, świadczy o jakości scenariusza ( miejscami faktycznie zbyt pretensjonalnego) Andrzeja Barta, który już w „Rewersie” dowiódł, że można w zupełnie oryginalny sposób opowiedzieć w gruncie rzeczy znaną już historię.
Łukasz Adamski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/249463-bezdech-doskonaly-linda-miedzy-zyciem-a-smiercia-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.