W poszukiwaniu czasu - czyli opowieść o mężczyźnie, który zarabia śpiąc RECENZJA

Współczesność wymaga od nas szybkości: szybkiego reagowania na wciąż zmieniające się okoliczności, szybkiej adaptacji do zmian, szybkiego myślenia, szybkiego liczenia. Liczymy czas. Sześć godzin na sen, dziesięć na pracę, kolejne osiem na coś jeszcze innego. Żyjemy wpisani w kalendarz, z napiętym grafikiem, dwugodzinną luką na szybką kawę z dawno nie widzianym znajomym. I jeszcze trzeba wpisać w grafik te parę godzin na “rozwój własny” (cokolwiek można pod tym hasłem rozumieć). Innymi słowy: amok. A w tym wszystkim zatraca się nasza zdolność do obserwacji - skupiamy się raczej na tym, co będzie, niż na tym, co jest. A to, co jest, jest wszystkim tym, co jest przecież.

Jacek, bohater powieści Jerzego Kędzierskiego Opowieść mężczyzny, który zarabiał śpiąc, żyje poniekąd poza czasem. Poniekąd, ponieważ nikt nigdy nie wyłamał sie spoza czasu tak całkowicie (poza Bogiem. Ale Bóg nigdy nie istniał w czasie, wiec wyłamywać nie miał się z czego). Jacek wpisany w schemat nie jest. Żyje - według naszych standardów - leniwie. Wstaje rano. Nie idzie nigdzie do pracy. Snuje się po mieście, obserwuje ludzi. Trudni się sprzedażą książek na allegro. Jeździ po różnych miejscach, kupuje, dostaje - jednym słowem: zbiera - książki. Preferuje odbiór osobisty: umawia się z klientem, przekazuje książkę. Zna wszystkie knajpy w Poznaniu, lubi jeździć tramwajami i otwierać okna. Ponadto lubi liturgię, kawę i ładne dziewczyny - z którymi chce modlić się. Gra w bike polo, posiada rower, delektuje się (ładnymi) ubraniami. Ni to hipster, ni to tradycjonalista katolicki, ni jakiś nerd. Pędzi żywot, który z jednej strony sprawia wrażenie przeraźliwie nudnego - taki świecki franciszkanizm, który trochę nie przystaje do naszej współczesnej, naszpikowanej filmami 3D rzeczywistości - a z drugiej kojarzy się z arystotelesowskim wzorcem udanego życia. Konteplacja zamiast pracy. Żywot filozoficzny zamiast kariery.

Książka Kędzierskiego przypomina raczej zbiór obrazków: scenki z dni Jacka zamiast skondensowanej fabuły. Akcji jest mało, dużo natomiast obserwacji oraz refleksji. Czasami czytelnik odnosi wrażenie, że poszczególe scenki spisywane były na gorąco: ot siedzi człowiek w tramwaju z laptopem na kolanach i zapisuje to, co akurat widzi, czuje, o czym akurat myśli i nad czym się zastanawia. Innymi razy można odnieść wrażenie, że tekst stanowi swoisty katalog przeczytanych książek (ubarwiony okazjonalnymi refleksjami). Jest to zabieg z jednej strony ryzykowny: czytelnik zaczyna się nużyć. Są bowiem książki, które wchłania się - nie czyta, nie wgłębia się w nie, lecz po prostu wchłania (jak narkoman dawkę heroiny albo palacz dym papierosowy). Czytelnik wówczas siedzi jak przykuty, nie jest w stanie oderwać się od lektury, wchodzi w świat, który nie jest jego, ale staje się jego - i kiedy książka sie kończy, z niemałym trudem wraca do rzeczywistości. Książka Kędzierskiego na pewno taka nie jest. Potrzeba przerw w lekturze. Z drugiej strony jednak, jest to zabieg, który wymusza na czytającym maksymalne skupienie. Nie wiem czemu, ale Opowieść kojarzy mi się trochę z Poszukiwaniem straconego czasu Prousta. I nie mam tu na myśli kwestii formalnych ani stylistycznych, tylko raczej swoistą atmosferę. Ktoś (proszę mi wybaczyć, ale nie pamiętam kto, co, gdzie i jak) kiedyś podsumował cały siedmioksiąg Marcela P. w ten mniej więcej sposób: facet je ciastko i przypomina mu się całe dzieciństwo. O tekście Kędzierskiego można powiedzieć w ten sposób: facet jeździ tramwajem po Poznaniu. Lub spaceruje. A jednak jest w tym jakiś - trudny do opisania - urok. Koncentracja spada na detale. Makronarracje, wielkie wydarzenia, krwawe dramaty w tej rzeczywistości nie istnieją. Jest tylko pewna przestrzeń, pewni ludzie, pewien rytm (cykl dobowy, obrót pór roku). Jacek istnieje w czasie, który mimo iż został przełamały chrześcijańską linearnością, jest w jakimś sensie kolisty (obserwacja pór roku, obserwacja zmieniających się scenografii - grube kurtki versus cienkie podkoszulki).

Wnikliwe obserwacje (chłopak z kwiatami, mężczyzna w sklepie odzieżowym), scenki z życia codziennego, świat przedstawiony, który de facto staje się światem quasi-przedstawionym (raczej bowiem: świat opisany) - wszystko to sprawia, że czytelnik zanurza się w rzeczywistość paralelną, która jedynie tym się różni od naszej, że funkcjonuje w niej Jacek. Jest w tym wielka prostota - książka nie pretenduje do miana Wielkiej Narracji O Sytuacji Egzystencjalnej Człowieka. Dostajemy do ręki literaturę, która jest dziwnie ciepła (jest jakieś ciepło, ukryte czasami pod płaszczykiem przyjaznej ironii), miękka i miła, w której czas zwalnia - i która, mimo swej prostoty, przemyca ważne memento: lekcję z doceniania czasu. Kędzierski unika łopatologii. Nie wpada w ton poradników ani kobiecych czasopism z wyższej półki (raz na jakiś czas w którymś tam numerze któregoś tam czasopisma pojawia się “raport” - o z reguły zgrabnym tytule - dotyczący zabieganych Polek, tempa współczesnego życia lub reportaż-pean o slow-lifie), zamiast kazać, pokazuje, przypomina. Co mi z kolei przypomina o pewnym przedstawieniu (swoją drogą strasznie słabym), na którym byłam bardzo dawno temu, a w którym postać grająca Aung San Suu Kyi powiedziała, że lubi myć naczynia, ponieważ jest to czynność, która wymaga skupienia na tym, co się w danej chwili robi. Myśl w obu przypadkach jest podobna: zamiast uciekać w przyszłość, warto skupić się na tym, co się w tej chwili dzieje. I choć jest to straszliwy truizm, to jednak sytuacja wokół niego jest dość dziwaczna. Problem czasu - a ściślej mówiąc koncentracji na chwili bieżącej - pojawia się od czasu do czasu w kulturze, owszem. Z reguły jednak pojawia sie w wersji hedonistycznej: raz się żyje, wiec chwilę bieżącą wykorzystam na jakąś wysmakowaną rozkosz. A to przypadkowy seks z tajemniczym nieznajomym, a to trójkąt małżeński, a to stosunek z kimś mojej własnej płci. Rzadko kiedy pojawia się głosik, który zachęca do tego, żeby żyć chwilą bieżącą - ale jednocześnie, by mieć (gdzieś w tyle głowy) zakodowaną świadomość konsekwencji swoich czynów, cieszyć się tym, co jest, ale bez postawy roszczeniowej, z umiejętnością odróżniania rzeczy zlych od dobrych, mądrych od głupich. Gdybym miała pokusić się o jakąś nazwę dla tego typu postawy, nazwałabym to chrześcijańskim hedonizmem. Ale brzmi to bardzo dziwnie, więc może lepiej nie.

Nie lubię polskiej prozy. Z reguły większość powieści mi się nie podoba. Do Kędzierskiego podeszłam strasznie ostrożnie. Bałam się biegunów: Post-Post-Post-Postmodernistycznego Eksperymentu Literackiego lub Konserwatywno-Katolickiego Biadolenia Nad Kierunkiem Który Obrał Świat. Na szczęście Opowieść to ani jedno, ani drugie. Kędzierski delikatnie pisze o wartościach, o sensie życia, o wierze, o miłości i nadziei - i na szczęście robi to z niesłychaną gracją. Prosty styl, proste słowa, okazjonalne (i fakt faktem bardzo błyskotliwe) żarciki sprawiają, że Opowieść staje się książką... miłą. Każda okazja to autorefleksji nie jest zła. Dobrze jest natomiast wtedy, kiedy rewizja własnego życia jest nam delikatnie podsunięta - a nie spada nam na głowy w postaci wielkiej katastrofy, silnego cierpienia czy też innego dramatu. Dobrze jest móc przypomnieć sobie o czasie, o skali mikro własnego życia, chwili bieżącej - i odnieść tę mikroskalę do wieczności.

Ola Koehler

Opowieść mężczyzny, który zarabiał śpiąc, Wydawnictwo Rosemaria, 2012

--------------------------------------------------------------------

Książkę autorstwa Jerzego Kędzierskiego "Opowieść mężczyzny który zarabia śpiąc" można nabyć w naszym internetowym sklepie wSklepiku.pl!

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych