Ten REJS wciąż trwa. Refleksja po 40 ROCZNICY premiery filmu

Kadr z filmu "Rejs" (reż. Marek Piwowski)
Kadr z filmu "Rejs" (reż. Marek Piwowski)

Niedawno minęła 40. rocznica premiery znakomitej komedii Marka Piwowskiego „Rejs”. Dekady mijają, a mobilne (a raczej pływające) krzywe zwierciadło wciąż poraża Polaków tym, co przedstawia.

Brytyjczycy śmieją się do rozpuchu z gabinetów luster, a my mamy film Piwowskiego. Z perspektywy czasu obraz niezwykły i naszpikowany gwiazdami polskiej komedii. Wystarczy wspomnieć choćby takie osobistości jak Zdzisław Maklakiewicz, Jan Himilsbach czy Stanisław Tym (jeszcze na długo przed tym, jak zaczął bawić kółka wzajemnej adoracji drętwymi salonowymi żarcikami). Również po przysłowiowej „drugiej strony” mamy do czynienia z wielkimi nazwiskami – wcześniej wspomniany Piwowski, Janusz Głowacki (współautor scenariusza) czy – uwaga, uwaga – Wojciech Kilar jako (a jakżeby inaczej!) autor muzyki.

Akcja filmu toczy się w ślimaczym tempie, podobnie jak rejs bohaterów. Komizm sytuacji nie jest prostacka dosłowny, jak ma to miejsce w przypadku współczesnych kabaretów, których cała działalność ogranicza się do rozbawiania brzuchatych wąsaczy sączących piwo z plastiku pod grillowaną karkówkę. Zapewne gdyby dziś taki film wszedł na ekrany, egzystowałby w jakiejś niszy bez szans na powodzenie, przykryty przez tandetę pokroju „Kacu Wawa” czy „Wyjazdu integracyjnego”.

Jednak to właśnie „Rejs” zasłużył sobie na miano filmu kultowego, jak mało który polski obraz. Jego siła tkwi nie tylko w niemal alegorycznym wyśmiewaniu PRL-owskiej rzeczywistości, co mogliśmy podziwiać choćby w równie znanych komediach nieodżałowanego Stanisława Barei, ale również niekonwencjonalnej formie. Piwowski dokonał eksperymentu, który okazał się genialnym ruchem w jego wykonaniu. Wiele scen było improwizowanych, a dodatkowego uroku dodawała gra naturszczyków, którzy znakomicie wtopili się w groteskowy klimat filmu. Kwestie wypowiadane przez inżyniera Mamonia (w tej roli rewelacyjny Zdzisław Maklakiewicz) i Sidorowskiego (któż jak nie Jan Himilsbach) na zawsze weszły do kanonu polskiego kina, jak i języka potocznego. Do dziś potwierdzają również siłę wielkiego aktorskiego duetu Maklakiewicz-Himilsbach, stanowiącego prawdziwą perełkę polskiej kinematografii i wzór dla twórców niezależnych.

Dziś „Rejs” nie tylko bawi, ale również sprawia, że w oku kręci się łezka. Bo gdzie podział się ten dobry, pełen aluzji do otaczającej nas rzeczywistości humor? Gdzie podziali się twórcy, którzy są gotowi wyśmiewać absurdy po stronie rządzących, a nie drwić i tak już z wyszydzanych środowisk (czy to w moherach czy nie). Całe szczęście humor na polityczne zamówienie nigdy nie wygrywa próby czasu. W przeciwieństwie do perełek a la „Rejs”.

Aleksander Majewski

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.