Płytki, ale podniecający TRANS-potting XXI wieku. RECENZJA DVD

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
materiały prasowe
materiały prasowe

Danny Boyle znów to zrobił. Po dwóch doskonałych filmach ( „Slumdog”, „127 godzin”) przyszedł czas na coś zgoła innego. Podobnie było na początku wieku, gdy po „Trainspotting” i „Płytkim Grobie” Boyle nakręcił klimatyczną, doskonale zagraną i nowatorsko zmontowaną „Niebiańską plażę”, która przy bliższej analizie okazała się być wydmuszką. Dokładnie to samo dotyczy „Transu”, który jest jednak wydmuszką na tyle piękną i na tyle pociągającą, że miło będzie do niej wracać.

Trudno jest streszczać taki film jak „Trans”. Jest to bowiem swoista mieszanka pewnych elementów „Incepcji”, „Wyspy tajemnic” i narracji rodem z filmu, który uczynił zdobywcę Oscara za „Slumdoga” gorącym nazwiskiem w Hollywood czyli „Trainspotting”. Otwierająca film scena przypomina zresztą pamiętne otwarcie z ekranizacji wstrząsającej książki Irvina Welsha z 1996 roku. Ba, opowiadający o fachu złodzieja dzieł sztuki Simon (James MaCavoy) mógłby mieć spokojnie twarz Ewana McGregora, który dziś skłócony z Boylem, nie odniósłby jednak sukcesu bez przyjaciela. Widać, że Danny Boyle potrzebował wytchnienia po dwóch ostatnich wyczerpujących filmach ( szczególnie dotyczy to przeszywających „127 godzin”) i dlatego postanowił rozerwać nie tylko widza, ale również siebie. „Trans” to bowiem półtoragodzinna zabawa konwencją dużego i zarazem piekielnie inteligentnego chłopca, który dzięki wymyślonej historii pokonuje wszelkie zasady narracyjne i może do woli mylić tropy, oszukiwać widza i jednocześnie nie być oskarżonym o łamanie zasad logiki.

Pracownik domu aukcyjnego Simon zostaje przez uzależnienie od hazardu wkręcony w spisek mający na celu kradzież wartego dziesiątki milionów funtów obrazu. Podczas ucieczki i pozorowanej bójce z szefem gangu złodziei Franckiem ( Vincent Cassel) traci pamięć i nie wie, gdzie ukrył obraz. Franck posyła go więc na terapię do hipnotyzerki Elizabeth ( Rosario Dawson), która okazuje się być nie tylko znajomą cierpiącego na częściową amnezję Simona, ale ma swój plan jak wykorzystać wiedzę o dziele sztuki. Jak przystało na film, którego akcja rozgrywa się w „realu” i w umysłach bohaterów, możemy się spodziewać rollercoastera nieprawdopodobieństw, których na dodatek nie możemy kwestionować. Jak można bowiem polemizować z logiką wizji, snów i wyobrażeń? Ten sam sprytny zabieg zastosowali bracia Wachowscy oraz Christopher Nolan nie tylko w „Incepcji”, ale też w swoim piorunującym debiucie „Memento”.

Boyle bawi się więc do woli konwencją, miesza gatunki filmowe przechodząc płynnie od kina noir, Hitchcockowego suspensu, przez erotyczny thriller aż po „thief movies” w stylu „Rozgrywki” czy trylogii o chłopakach Danny’ego Oceana. Wszystko jest podlane doskonałą ścieżką dźwiękową, seksowną jak nigdy ( słynna już naga scena) Rosario Dawson i ocierającą się o przesadę ( choć w czasach „Walking dead” ten zarzut przestaje mieć znaczenie) graficzną przemoc. Brytyjczyk pokazał w „Niebiańskiej plaży”, „127 godzin” czy „28 dni później”, że jest mistrzem montażu i nowoczesnej narracji opartej na teledyskowym stylu. Dlatego też każdy, kto szuka w kinie napięcia i czystej rozrywki „Transem” się nie zawiedzie. Jeżeli zaś pragniecie głębi psychologicznej czy błyskotliwie utkanej sieci filmu detektywistycznego, to lepiej omijać ten film z daleka. Niemniej jednak w ten trans warto wejść i oddać się w ręcę Dawson. Danny Boyle w wersji rozrywkowej jest równie smaczny, jak wtedy, gdy opowiada nam o istotnych problemach. Każdy z nas potrzebuje czasami szaleńczej podróży w podświadomość. Szczególnie jak jest to podróż po nie naszym umyśle.

Łukasz Adamski

„Trans”, reż. Danny Boyle, wyst: James MaCavoy, Rosario Dawson, Vincent Cassel.

Autor

Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych