„Zombie Survival”, choć zaprezentowane nam przez wydawcę po „World War Z”, jest powieścią chronologicznie wcześniejszą o kilka lat. Chociaż, czy powieścią... Jeśli jej wyróżnikiem ma być fikcyjny worldbuilding, to tak, ale formalnie książka jest stuprocentowym poradnikiem survivalu. To właściwie literacki ewenement; o ile „World War Z” dało się czytać (żywa narracja, choć podzielona na dziesiątki fragmentarycznych epizodów), o tyle „Zombie Survival” daje mniej więcej tyle satysfakcji w lekturze, co podręcznik do przysposobienia obronnego (dawno temu był taki przedmiot, jeszcze przed wojną). Z tą różnicą, że teraz nie chodzi o walkę z amerykańskim imperializmem czy dybiącymi na wolny świat komunistami, a o żywe trupy.
Jak poradnik, to poradnik. Mamy w nim skrupulatnie opisane metody ataku, ucieczki, szukania schronienia itd., z drobiazgowym podziałem na najlepsze i najgorsze typy terenu, budynków, pojazdów, ubioru a nawet... właściwego uczesania. Żeby przypadkiem zombie nas za włosy nie ciągnęły. A żeby nie oszaleć, odpierając tygodniami ataki zawodzących zombie, należy też dbać o… rozrywkę. Niewymagająca prądu towarzyska sesja RPG będzie zapewne jak znalazł. Wszystko to okraszone mnóstwem rysunków, które z powodzeniem mogłyby się znaleźć w szkolnym podręczniku. Jako pogromca mitów Brooks twierdzi, że piła mechaniczna jest bronią fatalną (z powodu hałasu i uzależnienia od paliwa), a cmentarze wbrew pozorom wcale nie są najgorszą kryjówką (żaden umarlak się nie wykopie sam spod ziemi).
Podobnie jak „World War Z”, książka pisana jest na najwyższych rejestrach powagi, bez dystansu – wszystko dla jak najlepszego efektu zawieszenia niewiary. Uprawdopodabniają ją nie do końca wyjaśnione historie z naszej rzeczywistości, różne mity i dziwne wydarzenia podciągnięte pod spiskową teorię dziejów. Istnienie zombie rządy skrzętnie ukrywają, ale wiedza o nich zachowana jest w przekazach mniej ucywilizowanych społeczeństw. Czemu Egipcjanie mumifikowali bez mózgu? Żeby nie dopuścić powstania zombie z martwych. Czemu Rzymianie zbudowali Mur Hadriana? Można się domyślić. O zombie świadczy mnóstwo „urban legends”, a świadków się likwiduje albo uznaje za wariatów. A Japończycy podczas wojny czy Sowieci planowali użyć zombie jako broni biologicznej…
Jak należy przygotować się na nadchodzącą pandemię? Wprawiać się już, teraz, zawczasu w wojskowy dryl, ćwiczyć, być specjalistą i trenować różne survivalowe techniki miesiącami i latami. Profesjonalizm, dyscyplina i praca zespołowa zamiast superbohaterskich popisów samotnych rewolwerowców. Trochę tu rozprawy z amerykańskim mitem samotnego rewolwerowca i z zamiłowaniem do technoreligii (pokładanie zbytniej wiary w samochód i „klamkę”, czyli pistolet). Ale już krytyka samobójczej postawy „jakoś to będzie” jest mocno amerykańska. Obco dla polskiej mentalności brzmi podstawowa wojskowa zasada (?), według której „w konwencjonalnej walce żadna armia nie ruszy naprzód bez osiągnięcia co najmniej trzykrotnej przewagi liczebnej nad przeciwnikiem”. Co na to powiedzieliby Sobieski czy Piłsudski?
Powieść staje się ciekawsza, gdy opuszcza podręcznikowe wyliczanki. Działająca na wyobraźnię jest na przykład wizja bardzo dalekiej przyszłości, gdy entropia nieubłaganie zaorze ten rodem z Mad Maxa świat i żaden renesans homo sapiens nie nastąpi, bo i taka jest alternatywa. Nawet tak idealne schronienia jak oceaniczne wieże wiertnicze w końcu pochłonie korozja. Uzależnienie od setek dobrodziejstw cywilizacji jest tak olbrzymie, że wystarczy, gdy posypie się choćby jeden ważny element (np. transport).
Mitologia zombie, pieczołowicie rekonstruowana i kreowana przez Brooksa i innych cieszy się dużą popularnością, choć atrakcyjność zombie w bestiarium zdaje się być zerowa. O ile obecna popularność wampirów jest jako tako zrozumiała (pragnienie nieśmiertelności i wiecznej młodości), o tyle przyczyna popularności zombie jest słabiej uchwytna. Być może na gruncie kultury amerykańskiej zdają się one wypełniać lukę po wcześniejszych lękach. Amerykanie zawsze mieli śmiertelnego wroga, panicznie bano się faszystów, potem sowietów, Arabów, teraz właściwie nie ma kogo, więc zombie nadaje się idealnie. Jeśli nie ma realnego zagrożenia, należy stworzyć fikcyjne. Ale ta fikcyjność musi być hiperrealistyczna, stąd takie tytuły jak „Zombie Survival”, pozwalające poczuć ten dreszczyk emocji. A może faktycznie nadchodzi jakiś koniec cywilizacji, który popkulturowi fantaści przeczuwają szóstym zmysłem, nie wierząc w odgórnie narzucany optymizm…
Mimo wszystko, książka jest bardziej ciekawostką niż czymś więcej. A skoro już dostaliśmy podręcznik przetrwania, co następne zaproponuje nam Brooks , by lepiej uwiarygodnić swoje światostwórstwo ? Atlas świata? Książkę telefoniczną? Płytę z zawodzeniem zombie? Fiolkę z wirusem Solanum, dodawaną gratis do kolejnych wydań? Bo na klasyczną powieść raczej nie ma co liczyć. Jeśli ktoś oczekuje fabuły i pełnokrwistych bohaterów, niech sięgnie po wspomniane „Żywe trupy” w wersji serialowej czy komiksowej. Audiobook (audio comic-book) też jest dostępny.
Sławomir Grabowski
Max Brooks, Zombie survival. Podręcznik technik obrony przed atakiem żywych trupów. Tłum. Leszek Erenfeicht. Zysk i S-ka, Poznań 2013.
Ocena 3+/6
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/249350-zombie-survival-jak-przetrwac-zombiekalipse-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.