NIRVANA. Z garażu na salony. To już 20 lecie płyty IN UTERO

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
screenshot z YouTube
screenshot z YouTube

Wielu wielkich artystów zaczynało swoją przygodę z muzyką w garażu. Właśnie tam rodziły się największe przeboje, które do dziś nuci cały świat. Nowe komputery, systemy operacyjne ujrzały światło dzienne dzięki niepozornym garażom. Można rzec, że garaże stały się przyczynkiem do rozwoju kulturalnego i naukowego.

Sięgnijmy teraz pamięcią w nieodległą przeszłość. W latach 80. Miasto Seattle i jego okolice w stanie Waszyngton przeżywały olbrzymi kryzys gospodarczy. W przeciwieństwie do Kalifornii, która w tamtym czasie nie znała tego pojęcia. Seattle zostało odseparowane przez przemysł muzyczny, pomimo aktywnej działalności zespołów. Taka sytuacja stała się przyczynkiem do powstania grunge`u. Grunge czerpał inspirację z heavy metalu, punka i Indie rocka. Autodestrukcja, chaos, nienawiść do samego siebie charakteryzowały nowy gatunek. Teksty pełne ironii były wzmocnieniem przekazu, który towarzyszył nowej muzyce. Szczyt popularności przypadł na pierwszą połowę lat 90. , za sprawą „Wielkiej Czwórki z Seattle”. W jej skład wchodzą Nirvana, Pearl Jam, Alice in Chains i Soundgarden. Dzięki tym zespołom grunge i rock alternatywny stały się najczęściej nadawanymi przez rozgłośnie radiowe gatunkami muzycznymi na początku lat 90.

Wizytówką całego zamieszania w przemyśle muzycznym był, lider Nirvany Kurt Cobain. Zyskał on miano "przedstawiciela nowego pokolenia", zaś Nirvana stała się jednym z niewielu zespołów kojarzonych z Generacją X. Do generacji należeli ludzie urodzeni między 1961 a 1980. X oznacza niewiadomą – społeczeństwo, które nie wie, dokąd ma zmierzać, społeczeństwo zagubione w chaosie współczesności, wykreowanych przez modę wzorców, szukające odpowiedzi na trudne pytania i sensu własnej egzystencji. Odpowiedzią była Nirvana z hymnem „Smells Like Teen Spirit”. Cobain dystansował się od medialnego szumu, gdyż uważał, iż wizja artystyczna oraz przekaz grupy zostały źle zinterpretowane przez odbiorców i skupił się w pełni na muzyce zespołu.

Na rynku wydawniczym ukazała się reedycja ostatniego albumu Nirvany „ In Utero” wydanego 20 lat temu. Kurt chciał, by początkowo album nosił tytuł „I Hate Myself and I Want to Die”. Przyjaciele z zespołu przekonali go do zmiany decyzji. Nirvana stanęła przed trudnym zadaniem. Musiała nagrać równie dobry album jak „Nevermind” albo jeszcze lepszy. Zespołowi z Aberdeen ta sztuka się udała. Trzeba przypomnieć, że nie byle kto zdetronizował samego Króla Popu Michaela Jacksona i jego płytę „Dangerous”, tylko sama Nirvana. Muzyka na „In Utero” jest zdecydowanie ostrzejsza dzięki realizatorowi dźwięku Steve`owi Albiniemu. Brzmienie dwunastu kompozycji na trzeciej płycie grupy do teraz pozostaje w pamięci. Choć proces nagrywania nie należał do najprostszych. Wielokrotne zmiany miksów, kompozycji, które możemy usłyszeć na rozszerzonej wersji albumu. Tak rodziła się klasyka muzyki rockowej. W samych Stanach Zjednoczonych ”In Utero” sprzedał się w nakładzie 5 miliona kopii. Nie pobił rekordu poprzedniej płyty, pt. „Nevermind”, wynoszącego 26 milionów egzemplarzy.
Wydawnictwo promowały dwa single „Heart Shapped Box” i „ All Apologies” Planowano wydać również trzeci: "Pennyroyal Tea", jednakże po samobójczej śmierci Cobaina zrezygnowano z tego pomysłu (w kilku krajach mimo to utwór został wydany).

Tekst do utworu „Heart Shapped Box” najprawdopodobniej był wyrazem wielkiego uczucia do Courtney Love; tytuł ostatniego albumu został zaczerpnięty z wiersza żony Cobaina. Singiel „All Apologies zawierał także utwór „Rape Me”, który budził wiele kontrowersji. Specjalnie dla niektórych sieci handlowych przygotowaną specjalną wersję albumu na której widnieje tytuł „Waif me”.

5 kwietnia 1994 r. lider Nirvany Kurt Cobain został członkiem „Klubu 27”. Do klubu należą muzycy, którzy z różnych przyczyn zmarli w wieku 27 lat. Najczęstszą przyczyną były uzależnienia od używek. Cobain był uzależniony od heroiny.

Do dziś dzień wiele zespołów pamięta i kultywuje twórczość Nirvany. Członkowie wielu młodych polskich kapel, z którymi mam okazję często rozmawiać. Mówią mi, że Kurt Cobain jest ich wzorem do naśladowania. Twierdzą, iż nikt wcześniej, nie potrafił połączyć pięknych melodii z brudem i pazurem, który towarzyszył jego kompozycjom.

Możemy sobie zadać pytania- Co by było gdyby Kurt żył? Czy nie byłby przerażony sytuacją w przemyśle muzycznym, gdzie umiejętności i emocje od dłuższego czasu nie grają pierwszorzędnej roli? Czy jego teksty i muzyka miałaby nadal taki mocny przekaz jak w latach 90-tych? Czy może stałby się on zblazowanym gwiazdorem odcinającym kupony od dawnych sukcesów? Pozostaje nam się tego tylko domyślać. A może te pytanie są bezcelowe bo "ulubieńcy bogów zawsze umierają młodo"?

Bartosz Boruciak

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych