PRZYSTAŃ WIATRÓW czyli Koniec parytetów dla lotników NASZA RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Zorientowani w fantastyce doskonale wiedzą, że dzisiejsza literacka gwiazda, George R. R. Martin, nie rozpoczął swej kariery literackiej od „Gry o Tron”, ale już od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku kosi regularnie różne Hugo i Nebule, a jego „Pieśń dla Lyanny” była ozdobą pierwszego numeru „Fantastyki” AD 1982. Wznowiona właśnie „Przystań wiatrów” pochodzi z roku 1981 i miłośnika „Gry o Tron” czy kapitalnych „Piaseczników” może odrobinę zawieść. Powieść zdaje się wręcz momentami pochodzić spod innego pióra, kogoś w rodzaju Anne McCaffrey czy rodzimej Ewy Białołęckiej… być może jest to wpływ współautorki, Lisy Tuttle. Zdaje się też być skierowana raczej do młodszego odbiorcy.

Tytułowa Przystań Wiatrów to nazwa skolonizowanej przez ludzi planety. Coś jednak poszło nie tak i załoga musiała zostać tutaj na stałe w wyniku katastrofy statku kosmicznego, która zresztą zatarła się w pamięci i uległa mitologizacji; obecnie śpiewa się o niej pieśni. Pozostał po przybyszach z Ziemi bliżej nieokreślony, superwytrzymały materiał służący do budowy skrzydeł, za pomocą których utrzymywana jest łączność pomiędzy wysepkami (planeta składa się tylko z nich). Same skrzydła są przekazywane z pokolenia na pokolenie, a używający ich lotnicy tworzą specyficzną kastę. Gdyby jednak zamienić skrzydła z kosmicznego materiału na np. smoki, a lotników na ich oblatywaczy, sens powieści by się nie zmienił, bo sama historia bardziej pasuje do świata fantasy niż SF; pierwiastek naukowy autor prawie zupełnie zignorował.

Główna bohaterka, Maris, nie należy do lotniczej kasty i choć lata jak sam diabeł, skrzydeł dostać nie może. Pojawia się pytanie, czy w tym „dostępie do zawodu” należy kierować się urodzeniem czy umiejętnościami, na które odpowiedź można przewidzieć, ale konsekwencje rewolucji pt „skrzydła dla każdego” zaskoczą samą inicjatorkę zmian. Będzie i o „rasizmie” (kastowi lotnicy nigdy do końca nie zaakceptują „jednoskrzydłych”, czyli lotników-rolników), i o przewrocie pałacowym. Dość ciekawym pomysłem było zwrócenie uwagi, że demonstracyjne okazywanie żałoby po niesłusznie uśmierconym przez złego władcę bohaterze też może być bronią. Co prawda psychologiczną, ale zawsze…

Powieść jest solidnym średniakiem – choć momentami autor popada w dłużyzny a fantastyczność jest dozowana umiarkowanie, to zwłaszcza w finale temperatura rośnie. Już tutaj można dostrzec zamiłowanie autora do politycznych intryg na szeroką skalę, czemu da on pełny wyraz w „Grze o tron”. Opisy lotów, turniejów lotniczych i popisów kaskaderskich są całkiem malownicze (czyżby autor sam latał na paralotni?). Niemniej Martin potrafi sięgnąć znacznie wyżej niż fantazje o lataniu.

Sławomir Grabowski

George R. R. Martin, Lisa Tuttle, Przystań wiatrów (Windhaven). Tłum. Anna Krawczyk-Łaskarzewska. Zysk i S-ka 2013 (wyd. II).

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych