13. rocznica śmierci WOJCIECHA J. HASA - twórcy wybitnego i zapomnianego

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. festival-cannes.com
Fot. festival-cannes.com

Niedawno reżyser Lech Majewski powiedział mi, że statystyczny Polak z polskich reżyserów zna tylko Andrzeja Wajdę i może Jerzego Kawalerowicza. To prawda. Niestety smutny proceder dotyczy również tak wybitnego twórcy jak Wojciech Jerzy Has.

Jako nastolatek byłem znudzony telewizyjnym chłamem, jaki serwowały rodzime media i siermiężną tandetą spod znaku narodowych epopei, na które szkoły zaganiały szkolne wycieczki tylko po to, aby dzieciarnia mogła popatrzeć sobie na płonącą tekturę.

Właśnie wtedy zacząłem odkrywać twórczość niezależną, docenianą chyba wszędzie, poza naszym polskim podwórkiem (w końcu nikt nie jest prorokiem we własnym kraju). Natrafiłem na filmy rzeczonego Lecha Majewskiego ("Angelus", Wojaczek"), ale również obrazy Wojciecha Jerzego Hasa, głównie za sprawą mojej fascynacji opowiadaniami Brunona Schulza, w wielkim uproszczeniu nazywanego polskim Franzem Kafką.

Has wpisywał się w surrealizm, jakie do tej pory znałem z twórczości wcześniej wspomnianych autorów. I to bynajmniej nie tylko z powodu ekranizacji sztandarowego dzieła Schulza "Sanatorium pod klepsydrą", ale pewnej tajemniczej poetyki, jaka była wpisana w jego obrazy. Ten oniryczny klimat jest po prostu nie do podrobienia. Np. oglądając "Rękopis znaleziony w Saragossie" można postawić sobie pytanie, czy jeszcze mamy do czynienia z polskim filmem. Ten obraz wychodzi poza wszelkie ramy czy prawidła rządzące rodzimą (i nie tylko) kinematografią. Nic więc dziwnego, że twórcy tacy jak David Lynch, Martin Scorsese czy Francis Ford Coppola uważali go za absolutne arcydzieło. Ten pierwszy twierdził nawet, że film polskiego reżysera w pewien sposób go ukierunkował, wytyczył artystyczne ścieżki, którymi stara się podążać w swojej twórczości. Mimo to, mało kto w Polsce zdaje sobie sprawę z roli tego obrazu nakręconego już prawie pół wieku temu.

A przecież filmów podobnej rangi zrobionych przez Hasa można mnożyć. Wystarczy wspomnieć choćby pełną niepokoju "Pętlę" z rewelacyjnym Gustawem Holoubkiem, "Jak być kochaną", "Osobisty pamiętnik grzesznika..." czy "Lalkę" (która niestety wciąż jest mniej znana od ekranizacji powieści Prusa z Jerzym Kamasem w roli głównej).

Najlepszym dowodem na klasę tego reżysera jest fakt, że otrzymał Nagrodę Jury na Festiwalu w Cannes za wspomniane wcześniej "Sanatorium pod Klepsydrą" (1973). Z tym samym filmem wziął również udział w konkursie głównym. Nominację do Złotej Palmy uzyskał zresztą już 11 lat wcześniej za "Jak być kochaną".

Mimo to, wciąż jest postrzegany (o ile w ogóle jest) jaki reżyser, który był sobie i robił "dziwne filmy". Tylko jakoś tych "dziwnych filmów" naszej kinematografii brakuje.

Wojciech Jerzy Has zmarł 3 października 2000 roku w wieku 75 lat. "Syn minie pismo, lecz ty spomnisz, wnuku..."

Aleksander Majewski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych