Wieczny TOM CLANCY. Czy potrzebujemy renesansu jego czarno-białego spojrzenia?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Jak to zacząć. Tom Clancy był wielką firmą. Skromny agent ubezpieczeniowy, zainteresowany wojskowością, militariami, i zarazem obywatel najpotężniejszego państwa naszych dziejów, Imperium Romanum teraźniejszości napisał sobie pewnego dnia powieść. Potem ją wydał. Ta okazała się bestsellerem, mimo, iż jak wspominał sam Clancy obawiał się o jej sukces ze względu na brak scen erotycznych. „Polowanie na Czerwony Październik” – czy ta historia była dobra? Była naiwna, ale ugruntowana w rzeczywistości, do bólu.

Więc potem napisał kolejną powieść. I ta też się sprzedała. I kolejną. I wiele, wiele kolejnych, potem już często tylko sygnowanych jego nazwiskiem. Właśnie w tym zamyka się postać Toma Clancy’ego. To firma. Ale ta firma nigdy by nie powstała, gdyby nie zaangażowanie i pasja tego jednego faceta.

Kim był? Skromnym gościem, rozumującym w bardzo prosty sposób. Pewne zjawiska pojmował banalnie, co nie oznacza, że fałszywie. Ronald Reagan – tak, z tym prezydentem USA porównałbym sposób myślenia Clancy’ego, prosta mowa tak, tak – nie, nie.

A jednak jego wizje ujmowały, bo prostota rozumowania nie oznaczała naiwności. Nie dzielił włosa na czworo, nie szukał odcieni szarości. Jego powieści są czarno-białe, choć prezentują te dwa kolory w sposób, który czasami spotykamy w życiu.

Był wizjonerem. Wielkim whistleblowerem Ameryki. To on chciał by jego kraj był wciąż „globalnym żandarmem”, to on przewidywał kierunki a jeśli nie przewidywał, to celnie wskazywał zagrożenia. W życiu nie przeczytałem wielu jego powieści, to prawda. Tych tylko sygnowanych jego nazwiskiem, pisanych przez kogo innego, w ogóle nie dotykałem. Ale będę po nie sięgał, znowu i znowu, delektował się prostą frazą, wiarą w moralność, ale i konieczną brutalnością walki ze złem. W nich zamyka się wiara (katolicka wiara) Toma Clancy’ego.

Gdy teraz piszę do Was mam dokładnie przed sobą zakurzoną powieść Toma Clancy’ego, pod tytułem „Against all Enemies”. Jaki jest tytuł polski nie wiem, bo nie zwykłem czytać Clancy’ego po polsku. Kupiłem ją nieco ponad rok temu w Parlamencie Europejskim. W oazie demokracji pełnej gołąbków pokoju Tom Clancy ze swoim czarno-białą moralnością i tak odnalazł dla siebie miejsce.

O czym jest ta powieść? O współpracy Talibów z meksykańskimi kartelami narkotykowymi. O tym jak przemyt i handel narkotykami wspomaga globalny terroryzm. O tym, że każdy wypalony skręt to kilkaset tysięcy dolarów wręczonych terrorystom. Tom Clancy – obrońca młodzieży przed trawką.

Szkoda teraz będzie Clancy’ego, szkoda jego spuścizny, bo przecież wychowały się na nim pokolenia kolejnych twórców – nie tylko powieści. Szkoda szczególnie, że z „odnalezionych zapisków” będziemy dostawać powieści sygnowane jego imieniem i nazwiskiem jeszcze przez trzysta lat.

A może właśnie w tym jego wielkość? Szczególnie w dobie moralnej szarzyzny, gdy każdego herosa należy odbrązowić, a każdego złoczyńcę pokryć spiżem, w dobie pełnego sprzeczności Bonda, w dobie Nobla dla zbrodniarzy.

Może potrzebujemy renesansu tego czarno-białego spojrzenia? Kolejnych Clancych w obszarach kultury. Chciałem taką mądrą myślą zakończyć ten tekst, ale wypadła mi. Może jednak Clancy w takim razie jest bardziej złożony, niż nam się wydaje?

Arkady Saulski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych