Choć zabrzmi to dziwacznie, zawsze gdy zastanawiam się nad ekspansją islamu, mam przed oczami obraz Paula Gauguina "Skąd przyszliśmy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy?". No właśnie dokąd?
11 września 2001 roku był ponurym symbolem rozpoczynającego się XXI wieku. Pamiętam doskonale, gdy jako nastoletni gówniarz z rozdziawioną gębą obserwowałem na ekranie telewizora dwa płonące wieżowce, które do tej pory znałem wyłącznie z amerykańskich superprodukcji czy teledysków. Zresztą moje myśli bardziej oscylowały wokół awansu kadry Jerzego Engela na mistrzostwa świata w Korei i Japonii, niż amerykańskiej tragedii.
Późniejsze doniesienia były jednak coraz bardziej niepokojące. Mówiło się o początku III wojny światowej i ekspansji islamu. Jak grzyby po deszczu pojawiały się informację o agresywnych środowiskach muzułmańskich, które wszczynają burdy na ulicach europejskich miast czy zastraszają nieprzychylne im osobistości. W podobną narrację wchodziły również niektóre środowiska chrześcijańskie, które sprawiały wrażenie napuszonego pawia, któremu już dawno ktoś wyrwał wszystkie najpiękniejsze pióra. Zupełnie nie zwracały uwagi, że często wchodzenie w antymuzułmański dyskurs nie było przejawem obrony tradycyjnych wartości, ale czegoś zupełnie innego.
To przerażony McŚwiat zatopiony po uszy w sosie swojej hedonistycznej ideologii podnosił najgłośniejszy sprzeciw wobec islamskiej ekspansji. Co ciekawe, podobne zarzuty (patriarchat, brak tolerancji, lekceważenie laickiego charakteru państwa) podnosząc również przeciwko środowiskom chrześcijańskim. Tego jednak te ostatnie nie dostrzegały. I tak, niektórzy (neo)konserwatyści wręcz zacierali ręce, gdy w zlaicyzowanych państwach zaczęto zdzierać z głów muzułmanek burki, a jeden czy drugi polityk, jak najbardziej odległy od kultury chrześcijańskiej, głosił płomienne antyislamskie frazesy. Wystarczy wspomnieć choćby holenderskiego populistę Pima Fortuyna, który dostał łatkę największego - obok Joerga Haidera - skrajnego prawicowca w Europie, a w istocie był zdeklarowanym gejem (w jednym z wywiadów ripostował zresztą, że przecież uprawia seks z młodymi muzułmanami).
Dzisiaj nikt już nie wyrywa sobie włosów z głowy na myśl, że poganiacze wielbłądów mogliby pokusić się o zbrojny atak na zachodni (pytanie: jaki?) świat. Tyle, że demografia mówi sama za siebie. Wymierającą Europę zasiedlają muzułmanie, którzy w Polsce wciąż są kojarzeni wyłącznie ze sprzedawcami kebabów (inna sprawa, że niezwykle popularnych). A jak będzie za kilka lat? Może i nad Wisłą zobaczymy minarety? Hedonistyczni Europejczycy zanim się obejrzą staną się arianami XXI w. Tylko czy znajdzie się jakiś św. Atanazy?
Płonące wieże World Trade Center to nie symbol upadku Zachodu - on zaczął już gasnąć po drugiej stronie oceanu przed 1789 rokiem. To symbol bezczynności i upadku kulturowego Europy - kontynentu ducha, a nie skrawka ziemi.
Aleksander Majewski
-----------------------------------------------------------
Do nabycia wSklepiku.pl książka: "Świat Po 11 Września"
Dominica Streatfeilda
Książka, która odsłania nowe fakty, wywołuje oburzenie i inspiruje do nowych przemyśleń.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/249057-11-wrzesnia-znak-czasow-miedzy-libertynizmem-a-islamem