42- PRAWDZIWA HISTORA AMERYKAŃSKIEJ LEGENDY Nasza recenzja DVD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

„42” nie wszedł do polskich kin. Dystrybutor od razy wypuścił obraz na DVD. Z marketingowego punktu widzenia to mogła być słuszna decyzja. Pełna patosu, oparta na faktach opowieść o walce z rasizmem wybitnego sportowca, który odmienił USA jest na wskroś amerykańska i może nie do końca być zrozumiana w Polsce. Mit opowieści o pucybucie, który staje się milionerem zderza się tutaj z grzechem, pojawiającym się już przy narodzeniu USA. To zderzenie mogą w pełni zrozumieć ludzie zakorzenieni w USA. W Polsce nie tylko nie do końca czujemy niuanse amerykańskiego rasizmu wobec murzynów, ale przede wszystkim nie czujemy miłości Amerykanów do baseballu. Miłości czystej i czasami wręcz absurdalnej. Jest to najważniejszy dla Amerykanów sport obok futbolu amerykańskiego, i jego gwiazdy są traktowane za oceanem niemal jak bogowie. Nawet tytuł „42” sam w sobie jest czytelny dla Amerykanów ( w Polsce dystrybutor dodał, że jest to film o amerykańskiej legendzie). 42 to numer jaki nosił Jackie Robinson, pierwszy czarnoskóry zawodnik Major League Baseball. Dziś jest to święty numer dla wszystkich graczy baseballa w USA.

W 1945 Robinson był zawodnikiem Kansas City Monarchs, należącej do Negro American League. W tamtym czasie segregacja rasowa obowiązywała nawet w sporcie. Zmienić to postanowił menadżer Brooklyn Dodgers Branch Rickley, który postanowił podpisać kontrakt z Robinsonem. Już w debiucie w 1947 roku Robinson zdobył „home run”. Mimo ponadprzeciętnych zdolności początkowo nawet w swoim zespole Robinson spotykał się z rasizmem. Mimo obrony ze strony Rickela czy innej legendy baseballa Pee Wee Rees’a sportowiec kilkakrotnie przeżywał załamanie. Wytrwałość ducha i systematycznie rosnące wsparcie kolegów spowodowały, że już w 1947 roku został on wybrany najlepszym debiutantem, zaś dwa lata później najbardziej wartościowym zawodnikiem w National League. Robinson został  w 1962 roku uhonorowany członkostwem w Baseball Hall of Fame. W roku 1998 zajął 44. miejsce na liście stu najlepszych zawodników grających w baseball według magazynu Sporting News. Dziś jest nie tylko ikoną baseballu, ale również jednym z najważniejszych herosów w walce o równouprawnienie Murzynów w USA.

Film Briana Helgelanda, jednego z najlepszych scenarzystów z Hollywood i zdobywcy Oscara za „Tajemnice Los Angeles, jest bardzo kanoniczną biografią filmową wielkiego sportowca. W zasadzie nie wyróżnia się ona szczególnie od innych obrazów opisujących walkę wybitnych murzyńskich artystów czy sportowców z amerykańskim rasizmem („Ray”, „Ali”). Z pełnego patosu, podnoszącego na duchu, i momentami nużącego filmu można jednak wyodrębnić dwa aspekty, które zachęcają do seansu. Helgeland bardzo umiejętnie rozłożył w filmie akcenty by nie popaść w zbędne moralizowanie czy karykaturalność. Nie popełnił błędu np. Władysława Pasikowskiego, który w „Pokłosiu” zrobił z Polaków antysemickich zombie, czyhających ze śliną na ustach za każdym rogiem na Żyda. Helgeland uwypukla oczywiście wiele przykrych scen nietolerancji wobec Robinsona ( świetna scena na boisku, w której rasistowski trener przeciwnej drużyny stara się rozwścieczyć czarnoskórego gracza), jednak robi to w sposób wyważony. Zamiast dawać widzom po głowie kijem bejsbolowym z napisem „tolerancja głupsze!”, rysuje on subtelnie sceny, gdzie obserwujemy walkę kolegów z drużyny Robinsona z własnymi uprzedzeniami. Są one widoczne nie tylko na boisku, ale również w szatni czy autobusie drużyny. Oczywiście nie mamy nawet na chwile wątpliwości, że tolerancja wobec ludzi o innym kolorze skóry na końcu zatriumfuje. Jednak momentami umiejętnie budowany przez Helgeland dramatyzm powoduje, że trzymamy mocno za bohatera kciuki, jakby od tego zależał jego los.

Drugim powodem, dla którego warto „42” obejrzeć jest rola Harrisona Forda. Jeszcze nigdy aktor, który jest znany głównie z kina akcji ( stąd jego udział w „Niezniszczalnych 3”) i filmów przygodowych nie przeszedł takiej ekranowej metamorfozy. Wcielając się w Branch Rickley Ford przypomniał, że był prawie 30 lat temu nominowany do Oscara za „Świadka” Petera Weira. Na pierwszy rzut oka trudno nawet poznać gwiazdora, który z podstarzałego, ale wciąż pełnego werwy Indiany Jonesa, stał się zgarbionym dziadkiem z cygarem w ustach. Patrząc na Forda jako Rickleya nie jest natomiast trudno uwierzyć w to, że jeden człowiek mógł rzucić rękawicę tak paskudnej sprawie jak rasizm. Aktor dobrze podkreśla siłę charakteru legendarnego menadżera i jego nieustępliwość. Nie zapominajmy, że krok Rickleya i Robinsona był rewolucyjny.

Biali sportowcy, którzy nie chcieli się kąpać pod prysznicem obok Murzyna nie wyobrażali sobie, że 60 lat później prezydentem ich kraju zostanie człowiek o czarnej skórze. Czy byłoby to możliwe, gdyby Amerykanie najpierw nie zaakceptowali czarnoskórą osobę w roli ikony ich ukochanej dyscypliny sportowej?

Łukasz Adamski

„42- Prawdziwa historia amerykańskiej legendy”, reż. Brian Helgeland, wyst: Chadwick Boseman, Harrison Ford, Nicole Beharie, Christopher Meloni, dystr: Galapagos

tytuł
tytuł

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych