Na fali popularności postapokaliptycznych opowieści wznowiono niedawno „Apokalipsę według Pana Jana”, powieść Roberta J. Szmidta z 2003 roku. Powieść nie zachwyca stylem czy wyobraźnią, niemniej, trzeba uczciwie przyznać – nie udaje, że jest czymś więcej niż przeciętnym czytadłem.
Oto w niedalekiej przyszłości Polska atakuje Ukrainę, chcąc odzyskać Kresy (!), potem następuje atomowa III wojna światowa i świat zamienia się w nuklearną pustynię. Trzęsienia ziemi i gigantyczne fale powodziowe dają w efekcie „Wodny świat” skrzyżowany z „Mad Maxem”.
Pan Jan, czyli Jan Sobieszczuk, który w tym zamieszaniu zdobywa władzę i staje się wszechwładnym Burmistrzem Wrocławia, początkowo zdaje się osobą diaboliczną i rządzącą głównie terrorem. Po starciu z ocalałą z nuklearnej zagłady resztką armii przemienia ją na swego sojusznika, a po bratobójczej wojnie dzielnicowej z poznaniakami staje się kodyfikatorem Pax Vratislaviana i zasiewa w ludziach piękną ideę Polski jako imperium od morza do morza (albo i światowego). Choć rządzi żelazną ręką i tworzy wygodną dla siebie sobie mitologię, w oczach mieszkańców jest zbawcą, a podziw dla takiego samozwańczego demiurga rzeczywistości rośnie z czasem. To, co początkowo wygląda na przestrogę przed totalitaryzmem, szybko przechodzi w pochwałę rządów żelaznej ręki.
Nie obyło się od modnego jeszcze w międzywojniu „żółtego niebezpieczeństwa”, czyli hord krwiożerczych Chińczyków zalewających osłabiony Zachód. W konfrontacji z nimi pan Jan i podległe mu wojsko zachowuje się tak samo, albo i gorzej (a może to konieczna Realpolitik?): blefuje, stosuje podstęp, atakuje z zaskoczenia, wbija nóż w plecy emisariuszom i tłumy szukające miejsca do osiedlenia rozbija w perzynę – i co? I nic, wszystko to dla naszego dobra, „bo zawarty pokój pewnie i tak będzie nietrwały”. Rozumiem, że tak wygląda nowoczesna sztuka wojny w ciężkich czasach, ale przydałby się choć malutki ślad refleksji moralnej, a nie wyłącznie dumy. Czasem powieść sprawia wrażenie pisanej przez nastolatka, którego bawi zwycięstwo w piaskownicy. Po zrzuceniu atomówki na Hiroszimę raczej nie idzie się spokojnie spać.
Technikalia i militaria występują w dużej ilości, ale bynajmniej nie futurystyczne i nie wybiegają poza horyzont obecnego (a i to już pewnie nie) wyposażenia armii amerykańskiej. Powieść nie przeciera nowych szlaków, raczej kontynuuje tradycję międzywojennej fantastyki, kiedy to również powstało sporo utworów czy to katastroficznych, czy mocarstwowych (patrz ciekawa antologia A. Haski i J. Stachowicza „Śniąc o potędze”). To wszystko znajdziemy w „Apokalipsie”, która jednak zdaje się być okrutnie epigońska.
Powieść nie zaleca się też stylem, a główni bohaterowie są praktycznie nieodróżnialni. Największym plusem jest jej silna lokalizacja przestrzenna we Wrocławiu i okolicach – autor był (i jest) promotorem takiej rodzimej fantastyki, która byłaby silnie osadzona w lokalnych realiach. Zapewne też wrocławianie ucieszą się, rozpoznając w powieści topografię i historię swojego miasta i ciesząc się z wizji Wrocławia jako Rzymu postapokaliptycznego świata. Dla reszty świata ta perspektywa może nie wydać się specjalnie kusząca.
Sławomir Grabowski
Robert J. Szmidt, Apokalipsa według Pana Jana. Rebis 2013 (III wydanie).
----------------------------------------------------------------
Do nabycia wSklepiku.pl książka autorstwa Roberta J.Szmidta "Samotność anioła zagłady"
Nie powiem: Świeć Panie nad ich duszami...bo one same muszą teraz nieźle świecić.Sue i Adam przyszli na swoją zmianę w tajnej bazie wojskowej. Są aniołami zagłady. Spoczywa na nich obowiązek odpalenia rakiet w godzinie 0.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/248996-postapokaliptyczna-czwarta-rzeczpospolita-nasza-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.