74 rocznica wybuchu wojny: ZAREMBA o filmie TAJEMNICA WESTERPLATTE

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
materiały prasowe
materiały prasowe

Kiedy kilka lat temu wybuchła debata o celowości wspierania przez polskie państwo filmu Pawła Chochlewa na temat obrony Westerplatte, stanąłem po stronie polityków, zresztą także rządzącej PO, który mówili, że takie zdarzenie jak obrona Westerplatte nie może być pokazywane zgodnie z reżyserskim widzimisię. I że ma się prawo o tym dyskutować, skoro film jest częściowo za publiczne pieniądze.

Zresztą w każdej sytuacji opowieść o kluczowym zdarzeniu z historii Polski nie jest tylko kwestią czyjejś „artystycznej wizji”. To zdanie podtrzymuję. Równocześnie rozczaruję ludzi, którzy przy okazji takich sporów szukają tylko okazji aby natychmiast zająć pozycję po jednej ze stron i albo gromić, albo kadzić. Bo w tej wersji, jaka ostatecznie ujrzała światło dzienne, ten film nie jest antypolski.

Więcej, on robi wrażenie, jest sugestywny, dobrze grany przez celebrycką w większości ale dającą z siebie wszystko obsadę, świetnie nakręcony, z piękną muzyką Jana Kaczmarka. Ale co najważniejsze nie ośmiesza Polaków walczących w drugiej wojnie światowej. Przeciwnie jest hymnem na cześć bohaterstwa obrońców Westerplatte. Zdaję sobie naturalnie sprawę, że to zawsze kwestia osobistych odczuć. Ale mam wrażenie, że ja akurat jestem na to wyczulony.

Jedyni źli w tym filmie to Niemcy, nasi bohaterowie budzą od początku do końca sympatię. A to ważna informacja, bo polskie współczesne kino wcale nie musi nam takiego komfortu gwarantować. Naturalnie podkreślam raz jeszcze, piszę o wersji ostatecznej. W roku 2008 czytałem pierwszą wersję scenariusza Chochlewa. I doskonale przypominam sobie ogólne wrażenie. Wbrew temu co pisali najbardziej zacietrzewieni krytycy tamtej wersji, reżyser nie chciał nikogo zaatakować czy ośmieszyć. Ale nagromadził tyle drastyczności i ekstrawagancji, że uprawnione było pytanie, czy to tylko własna autorska wersja mitu czy jego mimowolne postawienie w cudzysłów.

Z wielu scen Paweł Chochlew ostatecznie zrezygnował, inne przerobił. Domyślam się, że z powodu tamtej swojej młodzieńczej zapalczywości, i tak swoich ówczesnych oponentów nie przekona. Czasem i oni przesadzali: pretensja o to, że oficerowie są w tym filmie brudni i nieogoleni (a przypomniałem sobie te głosy przeglądając pobieżnie internetowe debaty) pobrzmiewa absurdem. Jak byście sami wyglądali w realiach takiego oblężenia? Niektóre sytuacje były demonizowane: te mityczne już nagusy, które uciekają z morza przed Niemcami to trójka żołnierzy i ich całkiem niewinny wygłup. Czy wyraz uznania dla chwały polskiego oręża to przedstawianie Polaków jako smutasów? Amerykanie, Anglicy świetnie sobie z tym radzą. Ich bohaterowie są żywymi ludźmi i nie przestają być bohaterami.

Ale powtarzam, „uczłowieczanie” powinno mieć także swoje granice, by nie popaść w przesadę w drugą stronę. Jeśli Chochlew zrezygnował z takich „atrakcji” jak lizanie pornograficznych kart na rzecz ascezy brutalnego znoju uporczywej obrony – tym lepiej dla filmu.

Główny wątek, można by rzec temat, też był krytykowany. Już w filmie Stanisława Różewicza z 1967 pojawiła się naturalnie opozycja: pragmatyczny pozytywistyczny major Sucharski kontra romantyczny kapitan Dąbrowski. To starcie ciekawe.

Także i w tym filmie każda ze stron, podkreślam sympatycznych, ma swoje racje, skomplikowane jeszcze zewnętrznymi okolicznościami, których nie chcę zdradzać, choć były one podczas dawnej dyskusji szczegółowo omawiane. Wagę tych racji podkreślają wyraziste sylwetki Sucharskiego (Michał Żebrowski zamiast Lindy) i Dąbrowskiego (Robert Żołędziewski). Dąbrowski nie jest wcale, jak twierdzono bezrozumnym watażką. Zresztą to on a nie Sucharski wyraża nastawienie znacznej części załogi Westerplatte.

A że spór był ważny i jest ważny, przekonuje mnie każde włókno polskiej historii. Umarł właśnie prymas Glemp, który przekonywał nas w 1981 roku, że najważniejsze jest życie, że nie ma co ryzykować szafowania ludzką krwią. Ilu z nas z nim się wtedy spierało? Ja na przykład tak.

Ale oczywiście pojawia się pytanie: czy to wyglądało właśnie tak. Z głosów w rozmaitych dyskusjach wnoszę, że problem był. Nawet ludzie film krytykujący, przyznawali, że przez znaczną część z owych 7 dni obrony dowodził Dąbrowski. Czyli, że prawda była inna niż w skądinąd świetnym, ascetycznym filmie Stanisława Różewicza, gdzie to Sucharski grany przez Zygmunta Huebnera góruje nad otoczeniem.

Ale jak dalece była ona inna? Co na przykład z pokazaniem dowódcy Westerplatte jako epileptyka? Ono jeszcze bardziej komplikuje obraz całej tej historii. Jeszcze trudniej wydać werdykt co do tego, jak powinni się zachować żołnierze z Westerplatte wobec owego konfliktu. Komu powinni wierzyć i ufać. Rad bym to wiedzieć, a próba ustalenia tego na podstawie głosów w dyskusji nie jest prosta.

Powiedziałbym jednak tyle: w przypadku autora takiego filmu historycznego ciąży szczególny obowiązek udowodnienia, że zasadniczo pokazuje prawdę.

Mniejsza już o to, że niektóre sceny nadal wydają mi się przerysowane, natrętne, manieryczne. Można spór o historyczne racje pokazać nie waląc obuchem w głowie. I nie wytwarzając wrażenia, że bohaterowie takich zdarzeń od razu zabierają się za deklamacje o historii.

Ale mnie przede wszystkim nurtuje pytanie: co Chochlew wie na pewno, czego się domyśla, a co sobie po prostu wymyślił. Doktor Andrzej Drzycimski, historyk Westerplatte, niektóre sceny kwestionuje przekonujące. Czy 2 września Sucharski próbował wywiesić po raz pierwszy białą flagę? Niemcy tego nie odnotowali, skąd to więc wiemy? Czy rzeczywiście zabito trzech niedoszłych dezerterów? Nie twierdzę, że takiej decyzji, gdyby była w ogniu walki podjęta, nie rozumiem, wojna jest o wiele okrutniejsza niż to się zdaje specom od jej lukrowania. Ale jeśli to się nie zdarzyło, mamy jednak do czynienia z celowym przyczernianiem. I epatowaniem widza.

Pisałem niedawno o licznych przeinaczeniach w serialu „Rodzina Borgiów”. Mnie to jako historykowi zawsze przeszkadza, twierdzę, że można pokazać całą prawdę, tak żeby była ciekawa. Ale tutaj, gdy dopiero co zmarli ostatni uczestnicy, kiedy mamy do czynienia z mitem wciąż żywym, na który dziś się powołujemy, wiarygodność jest wielokrotnie ważniejsza niż w przypadku odległej historii z czasów włoskiego renesansu.

Oczywiście budowanie fabuły zawsze zakłada wypełnianie luk własną fantazją. Nie przeszkadza mi na przykład scena, kiedy kapitan Dąbrowski po przegraniu swojego sporu z Sucharskim, chce się zastrzelić, bo to pasuje do całej historii, wynika z sytuacji, z charakterów. Ale jeśli nikt z żołnierzy Westerplatte uciekać nie chciał, nie należy sobie tego wymyślać. Bo to zmienia zasadniczo naszą wiedzę o całości. I o to kruszyłbym kopie z twórcą tego filmu, a nie o kąpiących się Polaków.

Na koniec pozostając jednak pod wrażeniem tego filmu, spróbuję wyjaśnić, dlaczego nie dziwię się „lukrownikom”. Dlaczego ich głosy o obrazie munduru, o potrzebie mitu, choć przesadne, muszą jednak padać. Przykładu dostarczyła mi sama projekcja – w pustawym kinie, na przedpremierowym pokazie, w towarzystwie głównie krytyków filmowych. Oto film zbliża się do końca, ktoś z żołnierzy nie chce się pogodzić z decyzją o kapitulacji, więc się szamocze, kapitan Dąbrowski przykłada sobie pistolet do skroni. Jakieś panie za mną zaczynają się śmiać.

Śmieją się, bo zapewne pytanie: bić się czy nie bić, jest dla nich śmieszne. Bo Polaczkowie śpiewający swój hymn, to postaci anachroniczne i nie budzące sympatii. One już przesądziły, szybciej niż major Sucharski. Ja byłem wzruszony. One, patrzą na to jak na dziwną bajkę.

Tak jak szkoła szyderców typu Andrzeja Munka była kiedyś dwuznaczna, bo nakładająca się na wysiłki części obozu komunistycznego aby nas odrzeć z tradycji i historii, tak i teraz ciężko się oderwać od kontekstu. Od artykułów w „Wyborczej” dowodzących, że patriotyzm to rasizm, czy wywiadu Olgi Lipińskiej wyśmiewającej stawianie pomników powstańcom. Nawet część prawicy, choć z innymi motywacjami i wektorami, weszła ochoczo w wojnę z „bohaterszczyzną”.

Chciałbym wierzyć, że Paweł Chochlew szukał tylko własnej drogi do pochwały bohaterstwa. Powiedział przed tym pokazem, że zrobił film patriotyczny. A może jestem w tej wierze naiwny?

"Tajemnica Westerplatte, Polska 2013, reż. Paweł Chochlew, wyst: Michał Żebrowski, Jan Englert, Piotr Adamczyk, Borys Szyc.

Piotr Zaremba

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych