JACK POGROMCA OLBRZYMÓW czyli wszystko co dobra baśń mieć powinna. RECENZJA DVD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Co jest najważniejsze dla dziecka w odbiorze bajki, którą dorosły opowiada mu na dobranoc? Nie tylko sama historia; sposób przedstawienia postaci w niej występujących i fabuła, którą napisał jakiś duży dzieciak, zainfekowany w dzieciństwie dobrymi bajkami ( ach te błędne koło!). Ważny jest również sposób opowiadania tej bajki- tempo, modulacja głosu, dygresje. Jednym słowem chodzi o sposób narracji, mającej zaciekawić słuchacza. Fatalny gawędziasz może zepsuć najlepiej napisaną baśń braci Grimm, natomiast zaangażowany i choćby odrobinę utalentowany „opowiadacz” z najnudniejszego odcinka „Smerfów” przedstawi najazd Gargamela na grzybią wioskę niczym atak szturmowców na bazę Republiki w „Imperium Kontratakuje”.

„Jack pogromca olbrzymów” nie jest historią napisaną przez kogoś o błyskotliwości mrocznych braci, których bał się w dzieciństwie sam Hitchcock. Nie jest to również klasyczna bajka, która co jakiś czas musi być ekranizowana na nowo przez Hollywood, by nie znudzić dzieci przestarzałymi efektami specjalnymi. Samo nazwisko reżysera powinno nam powiedzieć z jaką historią mamy do czynienia. Bryan Singer jest nie tylko twórcą filmów z serii „X-Men”, ale nakręcił też znakomitych „Podejrzanych” ( pierwszy Oscar dla Kevina Spaceya) i solidną ekranizację jednej z ciekawszych nowel Stephena Kinga „Uczeń szatana”. Filmowiec potrafi operować językiem najróżniejszych gatunków filmowych.

„Jack pogromca olbrzymów” jest więc połączeniem dwóch bajek, które wychowały miliony dzieciaków na przestrzeni dziejów. Singer do jednego kotła wrzuca baśń z XVII wieku  o rolniku, który ratuje królestwo przed olbrzymami oraz historię Jasia i magicznej fasoli, notabene wywodzącej się od tej pierwszej opowieści. Czy to połączenie może dziwić? Nie, jeżeli pamiętamy, że dziś Hollywood dokonuje najróżniejszych odjazdowych przeróbek (Czerwony Kapturek w gotyckim i seksownym wydaniu, Królowa śnieżka w pancernej zbroi, czy Jaś i Małgosia w wersji Kill Bill light). Jak natomiast singerowy miszmasz radzi sobie na ekranie?

Zaskakująco dobrze. Nie dlatego, że historia jest dopracowana w szczegółach ( brak dobrze nakreślonej motywacji postaci, pobieżnie potraktowana psychologia bohaterów etc.), ani z uwagi na jakiś błyskotliwy element, który wyróżniałby singerową baśń od podobnych dziecięcych historii. „Jack pogromca olbrzymów” to po prostu przyjemna opowieść świetnego gawędziarza, który z prostej baśni o zakochanym w księżniczce bohaterskim wieśniaku, armii olbrzymów, dumnym królu i zdradzieckim słudze zrobił zapierające dech w piersiach widowisko. Warto ten film obejrzeć na blue-ray ( brawa za świetne wydanie dla Galapagos!) by poczuć siłę rozrastającej się fasoli oraz odrażający oddech olbrzymów. Spece od efektów specjalnych tworząc wielkoludy, pragnące zgnieść ziemię niczym wkurzony Hulk zgniatał wrogów „mścicieli”, zrobili naprawdę kawał świetnej roboty. Nie powstydziłby się jej z pewnością Peter Jackson ani Giullermo del Toro.

Singerowską baśń ogląda się doskonale nie tylko ze względu na komputerowe sztuczki wirtualnych magików. Ten film jest również smakowicie zagrany. Bezpretensjonalne, wyluzowane aktorstwo dotyczy całej ekipy. Jednak w pamięci zostają nie Nicholas Hoult ( oj wyrósł malec z „Był sobie chłopiec”!) i Eleanor Tomlinson, ale głównie gwiazdy na drugim planie. Ewan McGregor jako dzielny rycerz Elmont balansuje momentami na granicy parodii, zaś Stanley Tucci ( absolutny hollywoodzki mistrz drugiego planu) w roli zdradzieckiego Ridericka jest wręcz wzorcowym baśniowym łotrem. Nie można oczywiście zapomnieć o jak zwykle doskonałym Ianie McShane. Brytyjczyk dał się poznać szerokiej publiczności jako demoniczny Al Swearengen w serialu „Deadwood”. Po tej roli McShane z poważanego, ale znanego jedynie w Wielkiej Brytanii aktora stał się międzynarodową gwiazdą, którą dojrzał sam Woody Allen i powierzył jedną z głównych ról w „Scoop”. McShane gra króla Brahmwella jednocześnie w sposób zgodny z obowiązującymi standardami w kinie historycznym, ukazując majestat, odwagę i mądrość króla, i puszcza oko do widza by ten nie zapomniał, że ogląda baśń dla dzieci a nie sztukę Szekspira z Kennethem Branaghem w fatałaszkach. Brian Singer również nie daje nam zapomnieć tej prawdy o „Jacku pogromcy olbrzymów”. Jest to przede wszystkim prosta baśń z prostym (jak wiadomo co) morałem. Jest to jednak doskonale opowiedziana baśń przez gawędziarzy, którzy zjedli zęby na dobrym kinie. Można chcieć czegoś więcej?

Łukasz Adamski

„Jack pogromca olbrzymów”, reż. Bryan Singer, wyst: Nicholas Hoult, Eleanor Tomlinson, Ewan McGregor, Ian McShane, Stanley Tucci. Dystr: Galapagos

tytuł
tytuł

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych