Pierwsza część szokującego filmu o ćpającym i chlejącym misiu zarobiła na całym świecie ponad pół miliarda dolarów. Seth McFarlane pokazał w niej czym jest niepoprawność polityczna podniesiona do sześcianu.
Na stanowisku reżysera powróci twórca oryginału Seth MacFarlane, który użyczy również głosu tytułowemu bohaterowi. Wcześniej ten jeden z najciekawszych współczesnych komików stworzył serial „Family Guy”. Podczas ostatniej gali oscarowej MacFarlane oburzył nawet publicystów polskiej „Gazety Wyborczej”. By zacząć poznawać specyficzne poczucie humoru komika, trzeba najpierw zobaczyć „Teda”. Ten film idealnie wprowadzi widza w świat szalonego MacFarlane’a. Oto nasza recenzja pierwszej części filmu, która miała premierę w 2012 roku.
Dawno nie ubawiłem się tak dobrze na żadnej komedii. A akurat na ten gatunek kina jestem wyjątkowo wybredny. Widać, że „Ted” wyszedł spod ręki scenarzysty „Family Guy”. Któż inny mógłby stworzyć palącego trawę pluszowego misia, który na dodatek jest upadłym celebrytą?
Seth MacFarlene jest dziś jednym z najzabawniejszym komików w USA. Jednocześnie jest to jeden z najbardziej kontrowersyjnych, złośliwych i wyszczekanych komików jacy funkcjonują w hollywoodzkim show biznesie. Jego poczucie humoru to połączenie „South Parku”, „Californication” i wczesnych braci Farrelly. MacFarlene jest scenarzystą niezwykle popularnego „Family Guy”, który łamie wszelkie zasady poprawności politycznej. Czego można się spodziewać po jego pierwszym szeroko promowanym filmie? Bez wątpienia jazdy bez trzymanki, choć nie jest ona tak ostra jak w przypadku jego słynnego serialu. W wielu przypadkach kontrowersyjni twórcy wchodzący do mainstreamu bardzo mocno obcinają ostre krawędzie swoich scenariuszy. MacFalene też w pewnym stopniu tego dokonał. „Ted” nie jest tak hardcorowy jak „Family Guy”. Jednak jest wystarczająco ostry, błyskotliwy i oryginalny by zarzucać jego twórcy sprzeniewierzenie się własnemu stylowi.**
O czym jest „Ted”? Ano mamy do czynienia z prawie klasyczną bajką. Bajką na tyle klasyczną, na ile klasyczny był „Zły mikołaj” czy „Team America”. John zawsze pragnął mieć przyjaciela. Niestety jego irlandzcy koledzy z Bostonu nie chcą go nawet dopuścić do codziennego rytuału bicia małego Żyda ( tak, to właśnie taki rodzaj humoru). Ba, nawet bite żydowskie dziecko nie chce być prześladowane konkretnie przez Johna. Chłopiec znajduje pod choinką wielkiego pluszowego misia, którego nazywa Ted. W wigilijną noc John ma jedno życzenie- chce by Ted ożył i był jego prawdziwym przyjacielem. Na drugi dzień miś przemawia. Niezwykły cud, który zszokowana matka Johna określa niemal narodzeniem Jezusa ( tak, to jest taki rodzaj humoru) powoduje, że miś Ted staje się czołowym celebrytą. Kończy jak wielu z nich- uzależniony od narkotyków i imprez. Jednak nie opuszcza swojego przyjaciela Johna. 25 lat po wypowiedzeniu życzenia John i pluszak Ted nadal ze sobą żyją, imprezują i dzielą swoje pasje. Jednak w życiu Johna pojawia się piękna kobieta, która coraz mocniej dostrzega zły wpływ imprezowego Teda ( ten w pewnym momencie wyciąga Johna nawet na party z Samem J. Johnsonem z kultowej, kuriozalnej produkcji „Falsh Gordon”, która ukształtowała Teda i Johnnego). John musi wybierać- Ted albo miłość życia.
Na tyle można streścić film MacFarlane’a. Więcej o jego treści pisać nie będę, by nie psuć zabawy. To nie jest kolejna głupia slapstickowa komedia z serią powtarzalnych żartów z „buddy movies”. W „Ted” również mamy powtórzone pewne schematy z typowego „kumplowskiego kina”. Jednak tutaj schematy zostały przefiltrowane przez niepowtarzalny styl u humor komika. Tego samego doświadczamy w rzekomo typowych komediach Kevina Smitha czy poza southparkowych produkcjach Matta Stone’a i Treya Parkera. W filmie widać też wielką erudycję filmową reżysera, który bez przerwy odnosi się do klasyków popkultury. Dla każdego miłośnika kina to kolejny poważny argument za sięgnięciem po „Teda”.
„Ted” zaskakująco dobrze pokazuje również psychologiczne aspekty przyjaźni od dzieciństwa dwóch facetów ( Teda można traktować jak łobuzerskiego kumpla, który zawsze gdzieś na imprezie się pojawia). Świetnie nakreślony w filmie jest problem wyboru przed jakim stoi wielu facetów, którzy muszą porzucić całe swoje życie dla ukochanej kobiety. Czy zawsze trzeba wybrać? A może istnieje tzw. trzecia droga? Bardzo dobrze w swojej roli wypada Mark Wahlberg, który najbardziej przekonująco wypada, grając w filmach w Bostonie. Trudno się temu dziwić- Wahlberg jest stu procentowym bostończykiem. W „Tedzie” jest wyluzowany jak przystało na chłopaka z tego fascynującego miasta.
„Ted” jest jednak przede wszystkim dziełem Setha MacFarlene’a. I to powinien być najważniejszy argument polecający film. Chyba, że nie lubicie łamania wszelkich standardów poprawności politycznej, i jesteście zwolennikami grzecznych kabaretów. Wtedy nie sięgajcie po „Teda”. Film może was jedynie oburzyć i zburzyć Wasze poprawne poczucie humoru.
Łukasz Adamski
Ted, USA 2012, reżyseria: Seth MacFarlane, wyst: Mark Wahlberg, Mila Kunis, Seth MacFarlane dystrybucja: UIP.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/248861-niegrzeczny-mis-ted-powroci-w-2015-roku-przypominamy-nasza-recenzje-jedynki