ROMAN POLAŃSKI kończy 80 lat. O tym facecie można napisać kilka książek

materialy dystrybutowa Monolith Films filmu "Wenus w futrze"
materialy dystrybutowa Monolith Films filmu "Wenus w futrze"

Cóż można napisać więcej o Polańskim? Wielki hollywoodzki reżyser, który tworzy od 40 poza USA. Osierocone przez matkę dziecko, które przetrwało Holokaust. Ojciec, którego synek został wykrojony z brzucha jego pięknej żony przez najsłynniejszego masowego mordercę. Ikona libertynizmu lat 60-tych oraz symbol jego końca. Dziś kochający mąż i ojciec, uciekający przed sądem za seks z nieletnią. Przede wszystkim jednak geniusz i filmowa duma nie tylko Polski.

Ale to niemożliwe, że ma już 80 lat. Bo to oznaczałoby, że ja mam 60... Na pewno zaszła jakaś pomyłka.

-mówi w „Gazecie Wyborczej” znakomity reżyser Jim Jarmush. Twórca pereł niezależnego amerykańskiego kina chyba najlepiej scharakteryzował Romana Polańskiego ze wszystkich rozmówców gazety.

Ma bardzo rzadki filmowy błysk - reżyserski, niemal zwierzęcy instynkt, dzięki któremu nigdy nie musi przypominać, że jest artystą. W jego filmach nic nie jest wysilone, nadęte. Kiedy sięga po konkretny gatunek, nie musi go wywracać do góry nogami - wystarczy, że wypełni go własną osobowością. Mistrz formy, któremu tak naprawdę nigdy nie chodzi o formę: "Chinatown", "Dziecko Rosemary", a nawet "Nieustraszeni pogromcy wampirów" mają w sobie cień melancholii. Właściwie filmy Polańskiego kojarzą mi się z wieczną tęsknotą za czymś, czego nie da się spełnić.

zauważa twórca „Ghost doga” czy „Broken flowers”. Dla mnie zaś (wiem, że umieszczanie swojej opinii po Jarmushu zakrawa na bezczelność, ale taka jest specyfika tego tekstu) Polański jest nie tylko wyznacznikiem zmian we współczesnym kinie. Ba, on jest kinem. Przepraszam, za pompatyczne stwierdzenia, ale trudno ich nie używać oglądając filmy Polańskiego. Filmy, które zdają się być robione trochę od niechcenia. Polański nie bawi się bowiem w głębokie moralizatorstwo, ani nie próbuje zmieniać rzeczywistości. On opowiada historie i nie dobudowuje do nich zbędnej ideologii. Widać to dobitnie przy wywiadach, których po swoich przeżyciach w Hollywood z prasą reżyser unika jak ognia. Warto sięgnąć do jego rozmowy z Januszem Wróblewskim sprzed kilku lat, która dowodzi mojej tezy.

Każdy ma podobno takiego diabła, na jakiego zasłużył. Na jakiego diabła zasłużył Pan?-

zapytał krytyk filmowy.

Nie wierzę w diabły.

-odparł Polański.

Skoro nie wierzy Pan w diabły, to po co robi o nich filmy

-kontynuował Wróblewski.

A wierzy Pan w wampiry? Zgadza się pan, że robię filmy o nich filmy? To nie powinno pana dziwić, że zajmuje się również diabłem. To są po prostu dobre tematy dla kina. Tłumaczyć, dlaczego tak jest, nie przystoi na łamach inteligentnej książki.

powiedział twórca „Dziecka Rosemary”, które jest uważane za czołowy film o sataniźmie. Choć pewne motywy w filmach Polańskiego są powtarzalne (ucieczka, wyalienowanie, niezrozumienie, fatalizm, utrata niewinności etc.) i wypływają z jego doświadczeń życiowych, to nigdy reżyser nie zrobił podobnych do siebie filmów. Gdy młodemu, zwalczanemu przez reżim Gomułki reżyserowi z Polski, który podbił serca Akademików i dostał nominację do Oscara za debiut „Nóż w wodzie”, proponowano zrobienie remaku filmu w Hollywood, ten niespodziewanie odmówił. Już u zarania kariery Polański był niepokornym i prawdziwie niezależnym twórcą.

Zanim Polański trafił do „fabryki snów” zrealizował dwa niepokojące i nowatorskie filmy w Wielkiej Brytanii. „Wstręt” z Catherine Deneuve do dziś jest wzorem psychologicznego thrillera. Za przedziwną „Matnię” odebrał Złotego Niedźwiedzia w Berlinie. W następnych latach Polański wręcz kolekcjonował największe nagrody filmowe. Srebrne Niedźwiedzie za „Matnię” i „Autora Widmo”, Oscar i Złota Palma za „Pianistę” i szereg innych nagród Polański dostał zupełnie zasłużenie. W przeciwieństwie do wielu innych napompowanych przez biznes „artystów”. Paradoksalnie Oscar przyszedł do niego ponad 30 lat od ucieczki z Hollywood, gdzie najważniejszą nagrodę zawsze zgarniano mu sprzed nosa. Dziś brak nagród dla „Chinatown” czy „Dziecka Rosemary” może dziwić. Choć nie można zapominać, że dzieła Polańskiego są ponadczasowe w każdym znaczeniu tego słowa. Nawet w pierwszej chwili uznane za niewypały filmy Polańskiego, po jakimś czasie zyskują miano kultowych. Tak było z „Nieustraszonymi pogromcami wampirów” z jego zamordowaną później bestialsko żoną Sharon Tate czy fenomenalnym „Lokatorem”, gdzie Polański pokazał jak świetnym jest aktorem.

Aktorstwo jest zresztą niespełnionym marzeniem twórcy „Tess”. Jego umiejętności są znane szczególnie mocno aktorom, z którymi współpracuje. Podczas pracy nad scenariuszem Polański sam odgrywa wszystkie sceny ze tekstu. Aktorzy są dzięki temu doskonale prowadzeni i jednocześnie piekielnie zdyscyplinowani. Nie można zapominać, że zanim Polański zachwycił świat swoimi filmami, grał małe role u m.in. u Andrzeja Wajdy. Nie pozwolono mu wcielić się w młodzieńca w jego debiucie „Nożu w wodzie” z uwagi na „zbyt niski wzrost” ( Pacino, De Niro i Hoffman w tamtejszej Polsce musieliby być robotnikami). W końcu zdubbingował jedynie Zygmunta Malanowicza. Można sobie wyobrazić tylko o ile lepszy byłby jako enigmatyczny młodzieniec na mazurskim stateczku. Na dowód tego można wymienić jego późniejsze role. Polański z powodzeniem zagrał nie tylko smakowity epizod w „Chinatown”, ale również doskonale wypadł w komediowych „Nieustraszonych pogromcach wampirów”. Błyszczał też u innych reżyserów. W „Czystej formalności” Giuseppe Tornatore stworzył świetny duet z Gerardem Depardieu. Przezabawny był też w parodystycznej roli w komedii „Godziny szczytu 3” czy w „Zemście” Wajdy.

Nie tylko aktorskie umiejętności pozwalają mu kontrolować cały proces powstania filmu. Cytowany przez Barbarę Holender w „Rzeczpospolitej” Ewan MacGregor opowiada:

Potrafi na planie wybuchnąć. Kiedy cokolwiek mu nie odpowiada, gotowy jest sam zastąpić oświetlacza, operatora, rekwizytora, kostiumologa. Aktora nie może, ale gdy jest niezadowolony, demonstruje, jak scena powinna wyglądać. Jednak trzeba to zrozumieć – on jest prawdziwym artystą.

To samo mówią inny jego współpracownicy. Jego perfekcja urosła już do granic przypowieści. Podczas realizacji "Makbeta" ( film sfinansowany przez „Playboya”!) podarł uszyty na maszynie kostium.

Przecież jest, kurwa, rok 1067! Ile wtedy było maszyn do szycia!

wrzeszczał na ekipę. Doprowadzał do łez Deneuve, powtarzając w nieskończoność ujęcia by uzyskać odpowiedni efekt. John Travolta w ogóle rzucił pracę podczas realizacji „Sobowtóra”, który w końcu nigdy nie powstał. Z jednej strony Polański aktorów wyciska jak cytrynę. Z drugiej nigdy ich nie zostawia samych sobie.

Nigdy nie zostawił mnie samej z problemem. Nie przeczę, współpraca z nim była ciężka, jest po prostu wymagającym filmowcem, dlatego miałam prawo się denerwować. Jednocześnie to był wielki przywilej grać u niego.

mówi Nastasia Kinski, która zagrała u niego w wieku 14 lat. „Tess” był zrealizowany w tuż po ucieczce Polańskiego z USA w związku z oskarżeniem o seks z 13 letnią modelką. Wiele wskazuje na to, że mógł mieć również romans z młodocianą Kinski. Nie można niestety pisać o Polańskim bez odniesienia się do jego problemów z prawem. Pisałem już kilkakrotnie o złożonej i skomplikowanej sprawie seksu z Samanthą Geimer, która spowodowała, że kilka dekad po wydarzeniu Polański został aresztowany w Szwajcarii. Warto obejrzeć film „Roman Polański. Ścigany i pożądany” Mariny Zenovich z 2008 roku. Pozwala on lepiej zrozumieć decyzję reżysera o banicji z USA, która ma do dziś konsekwencje. Nie rozgrzeszam w żadnym razie Polańskiego. Uważam, że powinien stanąć przed sądem i zapłacić za swoje występki. Jednak nie zamierzam rzucać w niego kamieniami i wytykać palcem w wyższością pozornie bezgrzesznego katola na twarzy. Tak- Polański był całe życie libertynem. Był ikoną rewolucji hipisowskiej rewolucji, która zakończyła się w jego domu w Beverly Hills, gdy banda Charlesa Mansona zamordowała jego żonę, nienarodzonego synka i kilku gości domu ( w tym Wojtka Frykowskiego), gdy Polański kręcił film w Anglii. Całe życie Polański bywał kojarzony z pięknymi młodymi kobietami. W końcu związał się z Emmanuele Seigner, która urodziła mu dwójkę dzieci i dała szczęśliwe życie rodzinne. Czy należy piętnować niektóre zachowania Polańskiego? Trudno zaprzeczać, że były one wzorem destrukcji, przed którą należy przestrzegać młodych ludzi. Porównywanie go natomiast do pedofila uważam za przejaw podłości i celowego krzywdzenia genialnego twórcy. Wróćmy jednak do filmów Polaka.

Mało kto się spodziewał w latach 70-tych, że najlepsze lata są wciąż przed Polańskim. Gdy uciekał z USA po sukcesie „Dziecka Rosemary” i „Chinatown”, uważano, że na wskroś hollywoodzki twórca nie odrodzi się w Europie. Jakież było zaskoczenie, gdy na ekrany weszła „Tess”, która wygrała Złotego Globa, Cezara i zebrała 6 nominacji do Oscara. Poza wpadką w postaci „Piratów” wielką klasę Polańskiego potwierdziły: skromny i przeszywający „Śmierć i dziewczyna” czy hollywoodzki „Frantic” z Harrisonem Fordem. „Gorzkie gody” z mocnymi erotycznymi scenami z Emmanuele Seignier i Peterem Coyotem ( roli odmówił nawet wyzwolony seksualnie Jack Nicholson) pokazały, że Polański nadal potrafi przekraczać wszelkie granice w kinie. Mimo powszechnego rozczarowania „Dziewiątymi wrotami” z Johnnym Deppem, gwiazda Polańskiego rozbłysła w nowym tysiącleciu.

Od wielkiego sukcesu artystycznego i komercyjnego „Pianisty” ( w końcu zasłużony Oscar za reżyserię) Polański kroczy od sukcesu do sukcesu. „Autor Widmo”, „Rzeź” i najnowszy „Wenus w futrze” to perły współczesnej kinematografii, które za kilkanaście lat będą odbierane jak „Chinatown”. Szczególnie drugi z wymienionych filmów pokazał, że Polański jest niekwestionowanym mistrzem psychologicznego kina. Obecnie Polak realizuje „D” o sprawie Alfreda Dreyfusa, który został oskarżony w 1894 roku o szpiegostwo. Jego sprawa podzielił na lata Francję. Dreyfus został zesłany na Wyspę Diabelską, tak jak Polański wylądował w areszcie domowym Szwajcarii. Czy ktokolwiek bardziej nadaje się do roli reżysera tej historii?

Wszyscy, którzy znają dzisiejszego kończącego 80 lat Polańskiego, są zgodni: ten facet ma w sobie więcej energii niż niejeden 50 latek. Zresztą patrząc na wiecznie młodzieńczo wyglądającego człowieka, który uciekł spod karabinu nazistów, był rugowany przez komunistów i doświadczył słynnego więzienia z najgroźniejszymi przestępcami Sing-Sing, trudno uwierzyć, że ma on tyle lat. Może w swoim czasie treningi u samego Bruce’a Lee dziś przynoszą konsekwencje? Trudno o większego fightera niż Polański. Życzę mu co najmniej reżyserskiej aktywności do setki. Ze względu na własny hedonizm. Chcę jak najdłużej czuć kino tego geniusza. Z czystej i bezwzględnej przyjemności doświadczania piękna życia.

Łukasz Adamski

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych