15 sierpnia to rocznica zwycięskiej bitwy w wojnie 1920 roku, gdy Polacy zatrzymali marsz czerwonych barbarzyńców przez Europę. Niestety do tej pory nie udało się godnie filmowo uczcić naszych bohaterów, którzy na chwilę zmiażdżyli sowiecką żmiję. Film Jerzego Hoffmana „1920. Bitwa Warszawska” okazał się być tragicznie zrealizowanym gniotem, który zamiast budować antykomunistyczne postawy młodych Polaków, mógł co najwyżej rozśmieszyć wychowanego na współczesnym kinie widza. Żałośnie pompatyczna, słabo zagrana i koszmarnie wyreżyserowana wizja Hoffmana została na dodatek zrealizowana w technice 3D, co jeszcze podkreślało jej absurdalność.
Nie pierwszy ( i niestety nie ostatni) raz Polacy zmarnowali szansę by opowiedzieć światu na jasnych kartach naszej historii. Trudno nie wspomnieć filmowego dna w postaci „Bitwy pod Wiedniem”, który mimo tego, że został zrealizowany przez Włochów, to był reklamowany „polskimi twarzami” na plakatach. Banałem jest przypominanie, że do tej pory nie powstał film o rotmistrzu Pileckim czy Bitwie pod Monte Cassino.
Niemniej jednak w ostatnich latach w Polsce powstało kilka ciekawych produkcji o jasnym antybolszewickim przesłaniu ( „Czas honoru”,„Generał Nil”, „Czarny Czwartek”, „Norymberga”), jednak żaden z tych filmów nie ma szans pokazać światu polskiego bohaterstwa w walce z komunizmem. I nie chodzi o to, że są skrojone z myślą o polskim widzu, który zna dobrze naszą historię. Tych produkcji nie próbowano nawet wypromować poza granicami Polski. Na premierę czeka obecnie hagiograficzna laurka Andrzeja Wajdy „Wałęsa. Człowiek nadziei”, która zapewne dostanie rozgłos, na jaki liczyć nie mogą filmy Bugajskiego czy Krauze. Film siłą rzeczy musi mieć antykomunistyczne przesłanie ( nawet jeżeli będzie stępione przez wirusa michnikowej ideologii III RP). W końcu mimo licznych wad „Katyń” Wajdy pokazał zachodnim widzom bestialstwo Sowietów. Czy tak samo będzie z obrazem o Wałęsie? Nawet jeżeli Wajda przeniesie środek narracyjnej ciężkości na ukazanie totalitarnego charakteru komunizmu lat 70-tych i 80-tych, to i tak jego film w nie będzie miał podobnego wydźwięk do fetowanego w latach 80-tych na świecie „Człowieka z żelaza” czy „Przesłuchania” Ryszarda Bugajskiego. Czy możemy więc marzyć o tym, że doczekamy się w końcu wielkiego filmu o antykomunistycznym charakterze? Serial „Czas honoru” pokazał, że to nie opór filmowców powoduje jego brak.
W oczekiwaniu na taką produkcję proponujemy więc naszym czytelnikom najlepsze 5 hollywoodzkich filmów z antykomunistycznym przesłaniem, które do dziś robią wrażenie. Nie należy zapominać, że Hollywood od lat 30-tych było bardzo mocno przefiltrowane przez komunistów, a sympatie do bolszewizmu ( w jego najróżniejszych barwach) do dziś stanowią opokę wielu znanych filmowców. Warto więc zwrócić uwagę na filmy uderzające w krwawą ideologię, która zbyt często gości w umysłach infantylnych gwiazdeczek z Hollywood. W zestawieniu brakuje kina z lat 50-tych, które niemal w całości miało wydźwięk antykomunistyczny. O wiele ciekawsze są filmy z lat po rewolucji pokolenia 68, gdy przyznanie się do prawicowych poglądów zaczęło być w Hollywood źle postrzegane.
„Łowca Jeleni”. Najlepszy amerykański film o wojnie w Wietnamie. Michael Cimino wbija szpilkę w hipisowską, promoskiewską propagandę o „amerykańskich zbrodniach w pokojowym kraju Vietcongu”. Do dziś elity intelektualne zachodu nie chcą pamiętać, że pompowany przez Sowietów Wietnam Północny doprowadził do prawdziwego exodusu i śmierci setek tysięcy nieświadomych komunistycznego raju Wietnamczyków. Podczas pokazu filmu Cimino, radziecka delegacja opuściła w proteście przeciwko festiwal w Berlinie nazywając dzieło z Robertem De Niro i Meryl Streep „rasistowską, pro kapitalistyczną wersją wojny”. „Łowca Jeleni” to perła kina zagrodzona 5 Oscarami. Film stanowi odtrutkę na relatywizujące, a w końcu jawnie lewackie kino Olivera Stone’a. Michael Cimino, który niespodziewanie po „Łowcy Jeleni” nie zrealizował już nigdy znaczącego filmu, dobitnie pokazał czym był w rzeczywistości reżim Cho Chi Mihna- człowieka czczonego przez protestujących, amerykańskich studentów na hipisowskich marszach w Waszyngtonie.
„Havana. Miasto utracone”. Znany z przywiązania do konserwatywnych wartości aktor Andy Garcia w reżyserowanym przez siebie filmie pokazuje przewrót Fidela Castro i Che Guevary na Kubę i konsekwencje rządów mitycznych, romantycznych wyzwolicieli dla przeciętnych Kubańczyków. Strata majątku, rozbicie scementowanej rodziny, obozy koncentracyjne, w których Che osobiście mordował ludzi- nikt nie miał odwagi ukazać prawdziwej twarzy kubańskiej rewolucji w kinie tak jak Garcia. Reżyser w przejmujący sposób pokazuje jak jego ukochana wyspa staje się tylko piękną, utraconą krainą egzystującą w umyśle Kubańczyka, który musi pracować na amerykańskim zmywaku. Gwiazdorska obsada na czele z Garcią, Billem Murrayem i znakomitym Dustinem Hoffmanem jako żydowskim gangsterem Mayerem Lanskym pokazała co zgotował Kubańczykom brodaty ulubieniec lewicy.
W przeciwieństwie do lewicowej "Hawany" Sydneya Pollacka z lat 80-tych czy kłamliwego "Che" Stevena Soderbergha, Garcia jako jedyny twórca Hollywood ukazał Che jako bezwzględnego mordercę. Film został odrzucony przez większość festiwali w krajach Ameryki Łacińskiej. Liberalni krytycy amerykańscy zmiażdżyli obraz swoimi mocno agresywnymi recenzjami. "New York Times" zamieścił recenzję, w której autor kpił z Garcii, że ten pokazał Kubę jako kraj sielankowy i zniszczony dopiero przez Castro. Reakcje krytyków były bardzo znamienne dla lewicowego odchyłu intelektualnych "elit" amerykańskich i spowodowały, że wybitny film Garcii został zupełnie pominięty przy prestiżowych nagrodach filmowych. "Ten film by się podobał, gdyby masy Kubańczyków były przedstawione jak niewolnicy wyzwoleni przez Spartacusa albo Garcia pokazałby, jak wyzyskują ich posiadacze ziemscy" - pisał Humberto Fontova na portalu Big Hollywood.
1984 - Klasyczna adaptacja powieści George'a Orwella opowiadająca o totalitarnym państwie, w którym obywatele są śledzeni i inwigilowani na każdym kroku, a wszelkie, nawet najmniejsze objawy indywidualności są brutalnie tłumione. Mroczna ekranizacja Michaela Radforda oddaje w bardzo przyzwoity sposób ducha powieści Orwella. Bardzo dobrą rolę stworzył John Hurt jako John Smith, który powolutku wyrywa się z matrixu, w jakim żyje. Również Richard Burton ze swoją pospolitą twarzą przypomina komunistycznego kacyka z znanego z krajów Europy wschodniej. I pomyśleć, że O’Briena miał zagrać Sean Connery albo Anthony Hopkins. Smaczkiem ekranizacji jest to, że Hurt wcielił się kilkanaście lat później w przeciwieństwo Smitha w lewicowej antyutopii „V jak Vendetta”. Film może być rzecz jasna interpretowany jako sprzeciw wobec każdego totalitaryzmu. Dzisiejszy marsz neopogańskiej, skrajnie laickiej i lewackiej rewolucji z orężem w postaci poprawności politycznej bardzo łatwo może zamienić się w jawny totalitaryzm. Jednak nie można zapominać, że George Orwell pisał swoją przełomową książkę jako manifest antykomunistyczny. Stąd jej ekranizacja w tym zestawieniu.
„Czerwony świt”. Klasyk lat 80-tych. Film Johna Miliusa był dobitnym wyrazem r antybolszewickiej propagandy ery Reagan. Wybitny prezydent USA, który już jako aktor stoczył wojnę z czerwonymi w Hollywoood dobrze wiedział, że kino w wielkim stopniu może budować nastroje antykomunistyczne i zachęcał do korzystania z jego potęgi. „Czerwony świt” opowiada o inwazji Sowietów, Kubańczyków i armii z Nikaragui na USA. Film pokazuje opór dzielnych uczniów liceum, którzy tworzą partyzantkę przeciwstawiającą się okupantom (film o Polakach nie musiałby być fikcją). Niezapomniana rola Patricka Swayze, młodego Charliego Sheena czy Jennifer Grey.
W zeszłym roku powstał remake filmu o inwazji na USA…Korei Północnej. Film po raz kolejny zawiera scenę lądowania komunistów na amerykańskiej ziemi, która w 1984 roku napędziła strachu Amerykanom. Nowa wersja filmu opiera się tym samym schemacie co oryginał. Komuniści robią inwazję na USA. Mieszkańcy tego kraju są ewakuowani ze swoich domów. Jednak kilku młodzieńców nie godzi się na ucieczkę przed czerwonymi. Chcąc walczyć z wrogiem, grupa młodych patriotów szuka schronienia w lasach, szkoląc się i formując oddział partyzantów. Przyjmują nazwę "Wolverine” i, wzorem etosowych Amerykanów, biorą los kraju w swoje ręce. Ciekawe kiedy film będzie można obejrzeć w Polsce. W końcu nie zawsze się zdarza by współczesne kino miało antykomunistyczny wyraz.
"Gdy budzą się demony". Roland Joffe zrealizował w swoim życiu dwa bardzo ważne filmy. Przepełnioną wiarą "Misję" z Jeremy Ironsem i Robertem De Niro oraz "Pola śmierci" o ludobójstwie dokonanym przez Pol-Pota w Kambodży. W zasadzie można wrzucić do tego zestawienia znakomity film z 1984 roku. Reżyser bardzo wiernie oddał w nim czym w rzeczywistości jest realizacja komunistycznej ideologii. Ja jednak wolę skupić się jego filmie sprzed dwóch lat, bowiem jego realizacja wymagała więcej odwagi niż produkcja filmu o reżimie, który potępia nawet lewica. "Gdy budzą się demony” z 2011 roku opowiada o dziennikarzu prowadzącym dochodzenie w sprawie zmarłego właśnie Josemaríi Escrivá de Balaguera, z którym zaprzyjaźniony był jego ojciec, który jako agent armii generała Franco rozbijał od wewnątrz komunistów. Obraz Rolanda Joffe, skupia się nie tylko na przedstawieniu wyważonego obrazu wojny domowej w Hiszpanii z lat 1936-39, ale również kładzie nacisk na ogromną siłę wiary założyciela Opus Dei oraz wielkości Jezusowego przesłania. Ten film naprawdę dotyka serc, nie tylko z powodu pokazania siły przyjaźni czy prawdziwego chrześcijańskiego uniżenia, ale również z uwagi na antykomunistyczny wydźwięk. W końcu pokazano sponsorowaną przez Sowietów armię "republikanów" jako nosicieli komunizmu, a nie romantycznej rewolucji. Pozytywny film o Opus Dei, który nie pokazuje Franco jako potwora? To trzeba zobaczyć. Niestety film wciąż czeka na szeroką dystrybucję w Polsce.
I na deser poza TOP 5 umieszczam film szczególnie bliski mojemu sercu.
„Pierwsza krew". Film powszechnie znany jako „Rambo I”. Obraz ( na podstawie książki Davida Morrela) opowiadający o dramacie komandosa, który po wojnie w Wietnamie wraca do Ameryki, która traktuje go jak zbrodniarza. Ten ulubiony film Ronalda Reagana był odtrutką na sponsorowane przez komunistów „spontaniczne” protesty lewicy przeciwko wojnie w Wietnamie. Następne części filmów o Johnie Rambo były oczywiście prostymi filmikami akcji. Jednak nawet one miały wyraz antybolszewicki ( „Rambo III” w Afganistanie podczas wojny z komunistami). Do dziś Sylvester Stallone pozostaje zwolennikiem Partii Republikańskiej i w latach 80-tych przemycał w swoich filmach reaganowską propagandę ( „Rocky IV”). Gdyby Zimna wojna trwała dłużej, to możliwe, że John Rambo stałby się popkulturową ikoną walki z komunizmem podobną do Kapitana Ameryki z czasów drugiej wojny światowej. Komunizm jednak nie umarł. Jedynie przeobraził się w nowego potwora, który ma na celu zdeptać te same wartości- religię, rodzinę i prawdziwą wolność. Może więc niebawem będziemy potrzebowali jakiegoś nielubiącego czerwieni superbohatera?
Łukasz Adamski
--------------------------------------------------------
Warto kupić tę książkę!
"Dziennik 1920 roku" autor:Kazimierz Sokołowski
Dziennik Kazimierza Sokołowskiego to świadectwo czasów notowane przez dziewiętnastolatka, świadectwo jedyne w swoim rodzaju. W tym świadectwie znajdą dla siebie nestorzy wspomnienia tamtoczesnej obyczajowości, historycy - rzetelność fotografii osobistej zestawionej z faktografią historyczną. A młodzi, dla których te czasy są zbyt odległe? Młodzi zobaczą, jak kiedyś w domach polskich pojmowano znaczenie wyrazu Ojczyzna. Wyrazu Ojczyzna pisanego przez duże O i wymawianego z największym poszanowaniem. Tym, którzy urodzili się w Polsce wolnej, trudno będzie zrozumieć wiele spraw w Dzienniku, ale czy wobec tego nie powinni go przeczytać?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/248839-top-5-filmow-w-rocznice-pokonania-komunistow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.