Ranking seriali nielubianych PIOTRA ZAREMBY. Odcinek drugi (i nieostatni)

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
The following
The following

Rankingu seriali nielubianych część druga. I od razu zastrzeżenia: dla utrudnienia sobie zadania piszę tylko o tym, co pojawia się aktualnie w telewizji. I nie będę się znęcał nad oczywistościami. Jeśli ktoś chce żebym szarżował na niektóre szczególnie groteskowe telenowele, nie doczeka się, bo to za łatwe.

Nie przebrnąłem przez więcej niż dwa odcinki nowego serialu „Following” Kevina Williamsona. Przeczytałem wcześniej dobre recenzje i to takich autorów, których poważam. Lubię Kevina Bacona, charyzmatycznego „brzydala” i naprawdę utalentowanego aktora. A jednak zrezygnowałem, choć w czasach, kiedy mieliśmy po dwa kanały, może i siedziałbym przyklejony do ekranu.

Odrzucać powinna na zdrowy rozum już sama zajawka. Oto pojedynek zmęczonego i pełnego rozterek policjanta z genialnym mordercą, który jest wykładowcą akademickim , a gustuje w wyjątkowo wymyślnych torturach i naturalnie w grach psychologicznych, podczas których wodzi za nos wszystkich z wymiarem sprawiedliwości na czele. Ciśnie się od razu pytanie: ile tego jeszcze?

Prawie co roku Amerykanie kręcą film o czymś podobnym, pojawiają się one także we Francji („Purpurowe rzeki” z Jeanem Reno chociażby). Anglicy zrobili cały serial „Żądza krwi”, skądinąd sprawnie wymyślany i zalatujący chwilami typowym dla nich kinem społecznym albo psychologicznym. Oglądając go, mamy jednak uwierzyć, że w angielskim mieście średniej wielkości (nawet nie w Londynie), co chwila ktoś planuje wyjątkowo wymyślne zbrodnie, naszpikowane symboliką (często religijną), podstępami i wyrafinowanym okrucieństwem. Owszem, powtórzę, oglądało się to poszczególnymi fragmentami dobrze (choć raziła mnie wyraźna mania antyreligijna autorów scenariusza). Ale ta sztuczność zasadniczego założenia przeszkadzała mi jeszcze bardziej. Na kanale 13-th Street idzie właśnie dokumentalny serial „Urodzeni aby zabijać” – o seryjnych mordercach. Wynika z niego, że większość z nich to ludzie bardzo prozaiczni. Prozaiczne były też ich zbrodnie, choć zapewniały im przyjemność. Były też jakieś próby kombinowania z symbolami, odwoływania się do metafizyki. Ale nie miarę scenarzystów współczesnych filmów fabularnych.

Stary, sztuka nie musi być fotografią życia, powie mi ktoś. To prawda, i pierwsze przymiarki do tego stosunkowo świeżego nurtu, nawet jeśli cokolwiek naciąganej, podobały mi się. Nigdy dosyć powtarzania, że „Czerwony smok” i „Milczenie owiec” to dla mnie arcydzieła o literatury i kina, choć przecież doktor Lecter, psychiatra kanibal, to postać wymyślona, literacka. Wtedy jednak było to coś nowego, niezwykłego, oryginalnego. Można się w tym było nawet dopatrywać takich czy innych metafor.

Ale dwudziesta dziewiąta próba dyskontowania takich efektów, że sprawca nie dość, że ćwiartuje zwłoki, to musi się jeszcze powodować w ich takim a nie innym pokrojeniu jak nie Biblią to artystycznym smakiem, jest już cokolwiek nieświeża. To dlatego serial „Hannibal”, który ostatnio oglądaliśmy na AXN, wydał mi się cokolwiek wydziwaczony. Jeśli zaś banał dotyczy na dokładkę czegoś w dużej mierze wymyślonego, nieprawdziwego… Nie, to ponad moje siły. Znowu czyjeś zwłoki upozowali na jakiś obraz, albo na cytat z Apokalipsy.

Na dokładkę mam niejasne podejrzenie, że owo „wyrafinowanie” coraz bardziej skomplikowanych zbrodni, służy jednak zaciekawieniu zwykłym sadyzmem. Nie jestem doktrynalnie przeciwny przemocy w kinie, uznaję ją nawet jako tworzywo rozrywki (choć z wiekiem mam coraz więcej wątpliwości). Ale przyznam szczerze i otwarcie: w przypadku „Following” wymiękłem, kiedy powiadomiono mnie, że kolejnej ofierze genialnego uczonego usunięto oczy eliminując po kolei wszystkie nerwy. Brrr, ludzie zostawcie nam jednak jakieś tabu wrażliwości! Niby przestrzegano mnie w recenzji, że nie będzie łatwo, ale…

Na dokładkę te wszystkie lęki znerwicowanego policjanta, że będzie taki sam jak tropiony przez niego złoczyńca, to obwinianie się o zbrodnie do których dopuścił…. Ja to wszystko nie tylko już widziałem (w kinie współczesnym trudno pokazać cokolwiek całkiem nowego), ale widziałem z dokładnie tymi samymi grymasami, w tych samych pozach, w akompaniamencie tych samych pseudomądrości.

Nie wykluczam, że uprzedziwszy się tak łatwo, coś stracę, bo serial niesie jednak nowy pomysł. Do tej pory tego typu zbrodnie były domeną jednej, maksimum kilku osób. Tu zaś główny solista tworzy tajne sprzysiężenie sadystów. To dość oryginalne (choć też już było, ale parę, a nie setki razy). Niestety nie przekonam się, jak dalece. Życie jest sztuką dokonywania wyborów.

*

Nadmiar tego samego bywa też zmorą tych współczesnych seriali, które w sumie mają zadatki na coś interesującego. CBS Action przypomina „Wyspę Harpera” sprzed kilku zaledwie lat, stosunkowo sprawnie zrobioną amerykańską produkcję. Chętnie przypomniałem go sobie. I muszę przyznać, że spełnia jedno kryterium. Człowiek jest ciekawy, co stanie się dalej. Czeka więc na kolejny odcinek.

Co więcej oryginalne jest założenie – na wysepce u zachodnich wybrzeży USA gromadzą się weselni goście aby uczcić ślub córki pewnego bogacza, z miejscowym, ale od dawna tu nie mieszkającym chłopakiem. Gromadzi się więc cała galeria postaci, co daje okazję do prezentacji sylwetek, międzyludzkich stosunków itd. – jak w „Miasteczku Twin Peaks” nie przymierzając. Ale wraz z bohaterami, zwłaszcza młodą dziewczyną, córką miejscowego szeryfa, powraca cień mrocznej historii. Siedem lat wcześniej pewien psychopata zamordował tu kilka osób, a teraz ktoś ma zamiar go naśladować.

Jest więc podwójnie ciekawie, bo makabra zaczyna się, gdy zdążyliśmy poznać i polubić przynajmniej niektórych bohaterów. A jednak… Jednak to był materiał na świetny serial, próbujący konkurować ze skądinąd świadomie pokręconym postmodernistycznym dziełem Davida Lyncha. A wyszło seryjne rzemiosło.

Pomińmy już ten fakt, że kilka odcinków poświęcono na jałowe ganianki po wyspie, zrazu emocjonujące, potem coraz bardziej monotonne. „Wyspę Harpera” gubi przede wszystkim przesada, poczucie przesytu. Mamy jedenasty odcinek (wszystkich jest 13), a sprawca zamordował już… 16 osób, co wydaje się groteskowo nieprawdopodobne, a film jest w tonacji całkiem serio.

Co więcej owo coraz bardziej mechaniczne zabijanie kolejnych sympatycznych, głównie młodych ludzi czyni z tej czynności coś niepokojąco banalnego. monotonnego. Odbiera całej sytuacji napięcie, grozę. Zaczyna się nam kojarzyć z kolejnymi „Piątkami trzynastego” czy „Halloweenami”, gdzie chodzi w zasadzie tylko o to, w jaki mniej lub bardziej malowniczy sposób umrze kolejna ofiara.

((Choć więc nadal żywię umiarkowanie zaciekawienie zakończeniem, ono się ustawicznie zmniejsza, a nie rośnie. Świata nie opanowali niestety następcy Alfreda Hitchocka. Choć zasiądę dziś przed telewizorem. Miałem pisać o serialach nielubianych, a piszę o straconych szansach. Konieczny jest więc kolejny odcinek.**

Piotr Zaremba

Czytaj pierwszą część rankingu nielubianych seriali Piotra Zaremby!

Autor

Budzimy się wPolsce24 codziennie od 7:00 rano Budzimy się wPolsce24 codziennie od 7:00 rano Budzimy się wPolsce24 codziennie od 7:00 rano

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych