Nie oszukujmy się. To film dla koneserów wysublimowanej i chwilami trudnej sztuki, więc nie zgromadził pełnych sal kinowych i długich kolejek. Ale takie filmy też są potrzebne i ważne. Mamy bowiem do czynienia ze sztuką w sztuce, ze spiętrzeniem znaczeń i bogactwem asocjacji. Obraz odsłania podwójną perspektywę, wnętrze duchowe niezwykłego poety zaklęte w oryginalne metafory i brutalny, zimny świat, w którym nie ma miejsca dla wrażliwości i piękna. Pojawia się więc pierwsze napięcie między sferą ducha a okrutną rzeczywistością. Zjawiają się także archiwalne nagrania niszczonej stolicy, świadkowie wydarzeń, autentyczne postaci i miłośnicy poezji, którzy recytują lub śpiewają wiersze Baczyńskiego. Spoglądamy w tej sytuacji na rzeczywistość z kilku stron świata.
Reżyser nie narzuca nachalnie poszczególnych akcentów swojego dzieła, zaznacza jedynie je delikatną kreską, jakby powiadał, że sam nie jest pewien, co w tym dziele jest ważniejsze, dramatyczna nić biograficzna Baczyńskiego, świadkowie epoki, czy powaga i tragizm samej poezji. Z pewnością musiał się zastanawiać, czy pójść w stronę filmowej analizy osobowości twórcy, w której zmaga się walka między obowiązkiem obywatelskim a poetycką pasją, czy też wpleść w życiorys nieuchronność ludzkiego losu, z którego nie ma już wyjścia, samo bowiem życie dyktuje nam warunki, w jakich się spełnia nasza dola.
W obu przypadkach miał wystarczająco dużo materiału, by stworzyć bogaty w sensy fresk z życia człowieka, którego przeznaczeniem jest praca twórcza, a okoliczności zmuszają go do niebezpiecznej służby z bronią w ręku ojczyźnie. Ale chyba zabrakło mu doświadczenia, by rzucić się na szerokie wody skomplikowanej fabuły, z gwałtownymi zwrotami akcji i wykreować postać tragicznie uwikłaną w swój czas, wewnętrznie sprzeczną, poddaną presji historii i zagubioną w duchowych mrokach. Zadowolił się prostymi rozwiązaniami psychologicznymi, biorąc na warsztat związki uczuciowe między Baczyńskim a jego rodziną, matką, żoną i przyjaciółmi z Powstania Warszawskiego i pokazał jakby z zewnątrz płynące ku nam strofy poetyckie, mające co chwilę przypominać, z kim mamy do czynienia. To zastrzyk artystycznych metafor oraz emocji i uderzenie w najwyższe tony lirycznej maestrii. Unaocznił obraz autentycznymi wyznaniami świadka czasu pogardy, umiejscawiając akcję wydarzeń w konkretnych, rzeczywistych realiach, w wojennej scenerii. Udowodnił, że umie czerpać wiedzę z wielu źródeł i rozsądnie nią gospodarować. Nie stworzył dzieła wybitnego, ale wykreował obraz sensowny, dobrze osadzony w klimacie zagłady, klarowny i przyzwoity w filmowym przekazie. Fabuła toczy się niespiesznie, niekiedy zatrzymuje się dłużej na jakimś detalu, wskazując na jego symboliczne znaczenie. Montaż bez większych zgrzytów. Wykonawcy nie mieli niestety zbyt wiele okazji, by błysnąć nadzwyczajnymi talentami, zabrakło im szerokim strumieniem płynącej narracji i dłuższych dialogów, by się rozwinąć, ale nie zaprzepaścili okazji, by zaprezentować solidne i przyzwoite rzemiosło aktorskie, rzetelne kreacje i niezły styl.
Poeta Mateusza Kościukiewicza robi sympatyczne wrażenie. Aktor nie szarżuje, nie prowokuje, jak to bywa z mistrzami nowych generacji, przeciwnie , gra z dystansem, jakby utrzymując emocje na wodzy, pokazując Baczyńskiego, jako dojrzałego i odpowiedzialnego twórcę, którego łagodny wyraz twarzy i ciepłe spojrzenie ujmują i budzą zaufanie. Katarzyna Zawadzka, jako Barbara Drapczyńska wydaje się nieco zagubiona w swojej roli, ale chwilami wzrusza i daje do zrozumienia, że jej dni dopiero nadchodzą.
Baczyński żył krótko, ale to krótkie życie było bogate, pełne intelektualnych zaskoczeń oraz barwnych uczuć. Już w szkole średniej błysnął nie byle pasją, mierząc się z Gombrowiczem, pokochał literaturę francuską i układał w jej języku wiersze. Wokół siebie widział podobnie myślących jak on o Polsce harcerzy i późniejszych żołnierzy, czuł, że musi pójść tam, gdzie idzie cała jego generacja, marzył o szkole artystycznej, chciał ilustrować książki i uprawiać grafikę, snuł plany o pełnym twórczych ambicji życiu, ale nie spełniły się jego marzenia. Gdy zaskoczyła go wojna, a potem Powstanie Warszawskie, pierwotne zamiary spełzły na niczym. Już ten jeden wątek, marzenia i zawody, plany i rozsypywanie się wizji, wystarczyłby na osobny i niewolny od powikłanej dramaturgii film. W takim filmie – pofantazjujmy trochę - mógłby zostać ukazany niespokojny proces dojrzewanie poety do wielkości, dorastanie do świata, który go przerażał, a z którym musiał sobie poradzić. Powinno by się pojawić zmaganie z rzeczywistością, owocujące wieloma świetnymi wierszami, wśród których nieustannie przewijałby się motyw śmierci, jako zapowiedź mającej nastąpić tragedii. Można by sobie taką figurę stylistyczną wyobrazić. Zmieściłaby się w niej poezja wieszcząca, katastroficzna, przepojona bólem i cierpieniem, w pełni dojrzała, zapowiadająca nadchodzącą grozę i pogrążanie człowieka w rozpaczy. Baczyński przeczuwał swoją śmierć i wypowiadał ją w takich oto strofach:
„w kanałach miejskich… smutek szukał własnej śmierci”. „Nitką krwi… wypisuje na bruku swe imię”; …„palce zamknięte na klucz od śmierci”… Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką// Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?”. „I mnie przecież jak dymu laska// wytryskała gołębia młodość// teraz na dnie śmierci wyrastam// ja - syn dziki mego narodu.
Wątek przeczuć, intuicji twórczej, odnajdywanie w znakach epoki zapowiedzi mających nastąpić zdarzeń, to osobna myśl, by wywieść z niej jakiś nowy motyw, ale w niewielkim stopniu znalazł on w dziele Piwowarskiego swoje odbicie. Za to wejście do podziemia, działalność w batalionie „Zośka”, konspiracja, ukrywanie w mieszkaniu broni, granatów, materiałów wybuchowych, wykolejenie niemieckich pociągów, praca redakcyjna w miesięczniku „Droga”, działalność w kompanii, obowiązki zastępcy dowódcy plutonu w batalionie harcerskim "Parasol", wszystko to stanowiło dobry materiał dla filmu, w dużej części owocnie wykorzystany przez reżysera. No i samo Powstanie Warszawskie, udział poety w walkach i wreszcie 4 sierpnia 1944 r. jego nagła śmierć i kilka tygodni później, 1 września1944 r. śmierć jego żony, Barbary Drapczyńskiej, też stanowiły niezłą kanwę dla filmu, również znacząco wykorzystaną przy ekranizacji. Obdarzył też nas twórca pięknymi krajobrazami, blaskami świateł, cieniami i całą malarską urodą polskiej ziemi, co świadczy o jego żywej wyobraźni. No i zauroczył intrygującą ścieżkę dźwiękową, z której wydobywa się melodyjna i szybko wpadająca w ucho piosenka, brzmiąca szlachetnymi tonami poetyckich strof. I chwała mu za to, bowiem piękno i tak się objawia.
W sumie fabularyzowany dokument Kordiana Piwowarskiego z pewnością stał się pulsującym obrazem sztuki, która poszukuje sama siebie. Zdjęcia Piotra Niemyjskiego, scenografia Anny Wunderlich, porywająca muzyka i montaż samego reżysera otwierają drogę przed nowymi biografiami polskich twórców, jako śmiałymi i oryginalnymi wyzwaniami artystycznymi. Warto by obraz ten trafił pod strzechy, nawet jeśli nie zdobędzie szturmem młodzieżowych zagród, lecz da się poznać, jako rzecz godna rozmowy i rozbłyśnie w niejednej głowie, jako symbol dobrego smaku.
Stanisław Srokowski
"Baczyński", reż. Kordian Piwowarski, wyst. Mateusz Kościukiewicz, Katarzyna Zawadzka, Ewa Telega. Dystr: GALAPAGOS
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/248698-baczynski-w-blasku-metafor-nasza-recenzja-dvd
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.