NASZA RECENZJA Przywódca stada czyli TEN TYP MES

Najzdolniejszy egocentryk polskiego hip-hopu podzielił się swoją płytą z podopiecznymi. Opłaciło się.

Ten Typ Mes nie trudni się wyłącznie rymowaniem. Robi podkłady muzyczne, nuci, pisze felietony, wraz z przyjaciółmi wydaje płyty i wypuszcza kolejne kolekcje ubrań. Z łysego gościa w dresie wyrósł pretendent do roli branżowego arbitra elegancji, facet, który od tajemnic alkowy skoczy do diagnoz stawianych społeczeństwu, a w międzyczasie powie, co czytać, co oglądać, jak żyć. To nie tak, że dotąd nie wystarczyło mu na to talentu. Przeciwnie.

Pokazana jesienią 2005 r., świetnie przyjęta „Alkopoligamia: zapiski typa” stała się trampoliną, z której Mes wybił się nieco za wysoko, do punktu, w którym człowiek przestaje rozumieć, że jeśli wszystko można, to nie znaczy, iż wszystko trzeba.

„Ten Typ Mes i Lepsze Żbiki” wydaje się powrotem na ziemię. Tym razem obyło się bez niefortunnych eksperymentów z muzyką gitarową i klubową, raper przesadnie się nie rozśpiewał, zaś materiał nie rozdął niepotrzebnie do dwóch krążków. Największą innowacją wydaje się utrzymany w konwencji retro, okraszony instrumentami dętymi, „Patrzę w rachunek”. To wariacja w temacie OutKast, ale przede wszystkim dobra piosenka, której bardzo przyjemnie się słucha. Takich na tym albumie jest zresztą więcej. Krążek wreszcie jest wyważony. Na starcie zamiast spodziewanego manifestu samozachwytu dostajemy prezentację wszystkich zebranych w wydawnictwie Alkpoligamia. com talentów – przywódca stada każdemu poświęca cztery wersy na oszczędnym, precyzyjnie operującym producenckimi środkami bicie Szoguna. Z kolei tuż przed końcem „Lepszych Żbików” mięsistym werblem i refrenem przypomina o sobie gangsterska Kalifornia.

Co pomiędzy tymi granicznymi utworami? Różności. „W Warszawie widzę dzieci zaangażowane/ do lansu, do polityki przez tatę lub mamę/nie jedzą mięsa, nie chodzą w skórzanych martensach/ chowały się w chustach i mościły w pretensjach” – oskarża gospodarz, zgłaszając kolejne dowody. **Zaledwie cztery numery później mruga do słuchacza okiem. Dwuwiersz „Michael Jackson lubił brzdąców?/To bez kitu, jestem jak owoc jego miłości do R2-D2”, jest niestosowny, za to koneserzy docenią czerń humoru i poziom abstrakcji, pozwalający połączyć króla popu z robotem z „Gwiezdnych wojen”.

O tak, Mes lubi przeszarżować. Przekombinować wokal, przeładować opowieści dygresjami, przesadzić z tempem. Ale najeżony współpracownikami album zmusza go do dyscypliny. Z formą towarzyszących „żbików” bywa różnie, bo choć Hade mądrze dodaje powagi, a LJ Karwel redukuje do absurdu, to swoją szansę w pełni wykorzystał chyba tylko Kuba Knap. Ale mniejsza o zaproszonych, skoro zapraszającemu na dobre wyszło.

Zdarzały się mu albumy, które podziwiało się tuż po wyjściu, a potem już tylko z dystansu, patrząc jak kurzą się na półce. O tej płycie będzie się mówić mniej, ale możliwe, że koniec końców słuchać będzie się jej więcej.

Marcin Flint (Sieci)

Ten Typ Mes „Ten Typ Mes i Lepsze Żbiki” wyd. Alkopoligamia

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych