HOUSE OF CARDS czyli jak być skutecznym politykiem NASZA RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

„House of Cards” nie wyszedł u nas DVD. Można go natomiast oglądać w sieci bowiem jest to pierwsza na świecie produkcja sfinansowana z pieniędzy internautów i zwiastuje śmierć klasycznej telewizji. Wyprodukowanie przez Netflix dwóch sezonów kosztowało 100 milionów dolarów. Na ekranie widać każdego centa.

W ostatnich latach powstało wiele ciekawych produkcji o kulisach amerykańskiej polityki takich jak „Prezydencki poker”, „Boss” , „Pani prezydent” czy nawet odjazdowy „24 godziny”. Nigdy jednak filmowcy nie zrealizowali czegoś tak szczerego, pesymistycznego i obnażającego współczesną demokrację jak „House of Cards”. Trudno się dziwić, że serial triumfuje w nominacjach do tegorocznych Emmy. Trudno właściwie dziwić się sukcesowi produkcji skoro stoi za nią David Fincher twórca „Siedem” czy „Podziemnego kręgu”, a poszczególne epizody realizują tacy giganci jak Joel Schumacher. Główne skrzypce w serialu grają zaś dwukrotny zdobywca Oscara Kevin Spacey (Frank Underwood), który przegonił swojego mistrza i nauczyciela Jacka Lemmona oraz Robin Wright (Claire Underwood)-aktorka nie mogąca się latami wyrwać z cienia narwanego męża Seana Penna. „House of Cards” to bez wątpienia jej najlepsza rola w karierze. Jeżeli Bill Clinton osiągnął sukces dzięki żonie Hillary, to musiała ona mieć osobowość Claire.

Opowiadająca o intrygach senatora Underwooda, który po tym jak nie został niespodziewanie Sekretarzem Stanu postanawia w bezwzględny sposób wejść na szczyt w waszyngtońskiej drabinie politycznej jest fenomenalnym rozwinięciem tego co lekko zarysował Steven Spielberg w „Lincolnie”. Najciekawszą częścią tego nudnawego i patetycznego filmu było pokazanie jak u zarania demokracji partyjne gierki, kupczenie stanowiskami i makiavieliczne metody walki z wrogiem kształtowały politykę. „House of Cards” rozgrywa się natomiast w erze, gdy demokracja zamieniła się w mediokrację polegającej na sprzedawaniu wyborcom coraz prymitywniejszego teatrzyku. Produkcja Netflix dowodzi, że bonapartowskie pojęcie polityki jako gry pozorów już dawno jest nieaktualne. Pozory zamieniły się w otwarte kłamstwo serwowane ludowi również przez dziennikarzy ( świetna Kate Mara jako Zoe Barnes), którzy pod pozorem walki o newsy tworzą brudne i odstręczające sojusze z politykami.

Amerykańscy filmowcy mimo tego, że w przeważającej większości są lewicowy dali widzom po raz kolejny raz produkcje obnażającą draństwo polityków Partii Demokratycznej. To ciekawy przełom, który zapoczątkował przyjaciel Baracka Obamy George Clooney w doskonałych „Idach Marcowych”. Jednak przy ekipie Underwooda przesiąknięte draństwem postaci z dramatu Clooneya są jedynie niegrzecznymi urwisami. Tak demonicznej, moralnie zepsutej (i jednocześnie nie komiksowej) postaci jak Frank w filmie jeszcze nie widziałem. Najbardziej przerażające jest to, że aby być skutecznym w dzisiejszej polityce trudno być postacią inną.

Łukasz Adamski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych