SHOOTING DOGS- czyli co KOŚCIÓŁ naprawdę robił w Rwandzie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Ostatnio słyszymy w Polsce wiele o tym, że Kościół katolicki nie wytłumaczył się z zaniechań podczas ludobójstwa w Rwandzie. Niemal paradokumentalny film Michaela Catona-Jonesa pokazuje ofiarę białych duchownych, którzy ramię w ramię ginęli wraz z eksterminowanymi Tutsi.

Adolf Hitler uważał, że rzeź jaką urządzi Żydom zostanie zapomniana, tak jak zapomniane zostało ludobójstwo Ormian. Żydzi zadbali jednak o to by Holokaust nigdy zapomniany przez świat nie został. Dziś stanowi on swoiste odniesienie do wszelkiego zła, jakie pojawia się w polityce międzynarodowej m.in. dzięki temu, że środowiska żydowskie w doskonały sposób potrafią wykorzystać również popkulturę do budowania odpowiedniej narracji na temat drugiej wojny światowej. Jednym ze znakomitych sposób na przypomnienie światu o losie własnego narodu jest kinematografia. W historii kina powstało wiele filmów opowiadających o obozach zagłady. Filmowcy w ostatnich latach zajmują się również innymi ludobójstwami, które mimo koszmaru Holokaustu mają miejsce w dzisiejszym świecie. Jednym z nich jest ludobójstwo w Rwandzie. 6 kwietnia 1994 r. zestrzelono samolot podchodzący do lądowania samolot z prezydentami Rwandy – Juwenalem Habyarimaną oraz Burundi – Cyprienem Ntaryamirą na pokładzie. Obaj politycy wracali z rozmów w Tanzanii mających zakończyć wojnę domową w obu krajach, której stronami byli Hutu i Tutsi. Ten incydent ( do dziś niewiadomo kto dokładnie stał za zamachem) dał iskrę, która spowodowała śmierć ponad miliona ludzi. Rzeź trwała jedynie 3 miesiące.

Wszystko działo się pod okiem żołnierzy ONZ, którzy mieli zakaz użycia broni bez napaści ze strony Hutu, którzy pod okiem swojego rządu masakrowali mniejszość z plemienia Tutsi. Do dziś zachowanie ONZ, którego żołnierze wycofywali się z obozów, zostawiając dosłownie na pastwę maczet tysiące ludzi, jest symbolem jak zdegenerowała się organizacja, mająca strzec pokoju na świecie. Nie przez przypadek twórcy prześmiewczego „Team America” pokazali Kim Dzong Ila, który jest straszony przez wysłannika ONZ, że jak nie przestanie produkować broni atomowej, ONZ uderzy w niego…rezolucją. Ludobójstwo zakończyło się dopiero , gdy Rwandyjski Front Patriotyczny zdominowany przez Tutsi pod dowództwem Paula Kagame obalił rząd Hutu i przejął władzę. Blisko dwa miliony Hutu, obawiając się odwetu Tutsi uciekło przez granice m.in do Tanzanii, Ugandy i dzisiejszego Kongo. Mimo to konflikt przelał się do innych krajów powodując pierwszą i drugą wojnę domową w Kongo.

Ludobójstwo w Rwandzie niedawno zostało przypomniane w Polsce, przy okazji sporu między znanym medialnie proboszczem a jednym z hierarchów Kościoła. Lewica zarzuca Kościołowi ( jak zwykle kłamliwie jak w przypadku rzekomego sojuszu Kościoła katolickiego z NSDAP), że milcząco zaakceptowała to co się działo w Rwandzie. Przy okazji wielu propagandystów antykatolickiej narracji zapomina, że ludobójstwo w Rwandzie charakteryzowało się m.in. tym, że od początku jej ofiarami byli księża. Podobnie jak w Hiszpanii przed wojną domową czy w krajach komunistycznych agresorzy bez oporów dokonywali masakr wewnątrz kościołów. Różnica była taka, że komuniści robili to specjalnie by zniszczyć krzyż. Hutu skupiali się zaś głównie na plemieniu Tutsi. Jednak skutek był taki sam. Oskarżenia Kościoła o kolaboracje z Hutu nie wytrzymuje zresztą w konfrontacji z faktami. Hierarchowie kościoła podejmowali wiele kroków by zapobiec eskalacji konfliktu, choćby organizując spotkania między młodzieżą z obu plemion. W czasie samej wojny domowej Jan Paweł II głośno powiedział, że to co się dzieje w Rwandzie jest ludobójstwem. Nie oznacza to, że nie zdarzały się przypadki, gdy bardzo nieliczny księża zamiast chrystusowego miłosierdzia wybierali plemienne uprzedzenia i krzywdzili bliźnich. Jednak takie przypadki były marginesem.

O ludobójstwie w Rwandzie powstały w tym samym roku (2005) dwa znakomite filmy. Bardziej znany, nominowany do trzech Oscarów „Hotel Rwanda” z Donem Cheadle i Nickiem Noltiem, oraz „Shooting dogs” Michaela Catona- Jonesa z Johnem Hurtem i Hugh Dancy. Dziś, podczas dyskusji w Polsce o tym co kościół robił w Rwandzie, warto szczególnie skupić się na tym drugim obrazie.

„Shooting dogs” opowiada prawdziwą historię tego co stało się na początku konfliktu Hutu z Tutsi w prowadzonej przez katolickiego księdza szkole École Technique Officielle (ETO). Gdy w Rwandzie rozpoczyna się rzeź nie tylko wychowankowie szkoły, ale również wielu mieszkających w pobliskiej wsi Tutsi szuka schronienia w pilnowanej przez belgijskich żołnierzy ONZ placówce. Jednak nawet będąc pod ochroną księdza Christophera ( John Hurt) oraz nauczyciela Joe ( Hugh Dancy) Tutsi nie mogą czuć się pewnie. Przed bramą szkoły z minuty na minutę zbiera się coraz większy tłum rozwścieczonych niczym wygłodniałe psy Hutu. Niektórzy z nich to byli uczniowie i pracownicy szkoły. Jeszcze kilkanaście dni wcześniej wspólnie z Tutsi brali udział w zawodach spodkowych, teraz zaś stoją z krwawymi maczetami. Ks. Christopher początkowo ma nadzieję, że konflikt skończy jak wiele innych, które widział w kilkunastoletniej posłudze kapłańskiej w Rwandzie. Joe, który kilkakrotnie wyjeżdża z bazy, i widzi poza jej bramą niewyobrażalną skalę bestialstwa jest mniej optymistycznie nastawiony do przyszłości. Ks. Christopher również niebawem przekonuje się czym w rzeczywistości jest mający miejsce na jego oczach konflikt plemienny. Widząc zmasakrowanych wiernych pobliskiego kościoła, w którym od 12 lat pełnił gościnnie posługę i ledwo uchodząc z życiem spod rąk znanych mu ludzi z plemienia Hutu, duchowny postanawia za wszelką cenę bronić ukrytych w jego placówce uchodźców.

„Shooting dogs” został nakręcony w tych samych miejscach, w których rzeczywiście rozegrał się dramat Tutsi. To powoduje, że wrażenie podczas seansu jest jeszcze bardziej przygniatające. Jednak największą siłą wstrząsającego, nieraz paradokumentalnego obrazu Catona-Jonesa jest fantastyczne nakreślenie postaci duchownego. Ks. Christopher jest ojcem nie tylko dla przerażonych Tutsi, którzy nie mogą zrozumieć jak Bóg może kochać również ich oprawców. Duchowny staje się niespodziewanie oparciem również dla belgijskich żołnierzy, którzy muszą patrzeć bezczynnie na ludobójstwo do jakiego dochodzi pod ich karabinami. „Nawet sobie nie wyobrażam co teraz czujesz”- mówi ks. Christopher do kapitana Charlesa Delona, który niemal ze łzami w oczach przyznaje, że centrala ONZ nie daje im pozwolenia na użycie broni. Obaj muszą również pogodzić się z tym, że świat zostawił Tutsi na pastwę losu. Widać to najdobitniej w scenie, gdy do szkoły przyjeżdża jedna francuska ciężarówka ( choć nieopodal stoi ich kilka) by zabrać z zagrożonego miejsca jedynie osoby o białym kolorze skóry. Żołnierze otwierają ogień tylko jeden raz, gdy odganiają rozgryzające trupy bezpańskie psy. „Przecież one was nie atakują. Macie pozwolenie na strzał”- pyta szyderczo roztrzęsiony duchowny belgijskiego żołnierza.

Ks. Christopher w tym momencie zdaje sobie sprawę, że czeka go jeden możliwy los. Będzie musiał ponieść najwyższą ofiarę za swoich wiernych. Kapłan nie zamierza się dlatego ewakuować się z resztą wojsk ONZ, które dosłownie zostawiają obóz otwarty dla maczet Hutu.

Ileż pytań nasuwa się w tym miejscu! Ciągle powraca jedno: Gdzie był Bóg w tamtych dniach? Dlaczego milczał? Jak mógł pozwolić na tak wielkie zniszczenie, na ten tryumf zła? Przychodzą na myśl słowa Psalmu 44, zawierające skargę cierpiącego Izraela: "...starłeś nas na proch w miejscu szakali i okryłeś nas mrokiem. Lecz to z Twego powodu ciągle nas mordują, mają nas za owce na rzeź przeznaczone. Ocknij się! Dlaczego śpisz, Panie? Przebudź się! Nie odrzucaj na zawsze! Dlaczego ukrywasz Twoje oblicze, zapominasz o nędzy i ucisku naszym? Albowiem dusza nasza pogrążyła się w prochu, a ciało przywarło do ziemi. Powstań, przyjdź nam na pomoc i wyzwól nas przez swą łaskawość!" (Ps 44,20.23-27). Ten krzyk trwogi cierpiącego Izraela , który wzywa Boga w godzinie ogromnej udręki, jest równocześnie wołaniem o pomoc wszystkich ludzi, którzy w historii - wczoraj, dziś i jutro - płacą cierpieniem za umiłowanie Boga, prawdy i dobra; a jest ich wielu, również dziś.

mówił papież Benedykt XVI podczas wizyty w Auschwitz w 2006 roku. Mniej więcej to samo mówi ks. Christopher do pytających go wiernych o to „gdzie jest Bóg”. „Jest z cierpiącymi”- zdawał się odpowiadać duchowny, który niedługo potem swoją postawą i ofiarą zaświadczył na czym polega istota chrześcijaństwa.

W ostatnich latach w kinie obraz księdza ogranicza się główne albo do karykaturalnego wizerunku „łotra z Opus Dei” ( „Kod da Vinci”), albo pedofila ( „Straszny film”). Rzadko dziś w kinie możemy zobaczyć duchownego w normalnej posłudze kapłańskiej. „Shooting dogs” stanowi wyjątek. Ze wszystkich bohaterów to ksiądz zachowuje się najbardziej bohatersko. Jako jedyny nie zawodzi do ostatnich chwil swoich owieczek. Ba, to on w przeciwieństwie do militarnych sił takich „postępowych” i zlaicyzowanych państw jak Francja czy Wielka Brytania, okazuje prawdziwy humanitaryzm. Ks. Christopher z uśmiechem na twarzy zapewnia opuszczającego obóz Joego, że poczuł realną obecność Boga i pierwszy raz od dawna wie dokładnie jaka jest jego powinność. Jeżeli miałbym szukać chrystologicznej postawy w kinie ostatnich lat, trudno mi byłoby znaleźć bardziej dobitną. Piękno jego postawy nie leży jednak w ikonograficznym ukazaniu jego posługi, a właśnie w ludzkim dramacie jakie przeżywa człowiek, któremu zdawało się, że wszystko już w życiu widział.

Nie jest istotne ile padnie oskarżeń pod adresem Kościoła katolickiego za jego rzekome zaniechania podczas ludobójstwa w Rwandzie. Świadomość ilości zamordowanych białych księży, którzy do końca zostawali przy swoich murzyńskich duchowych podopiecznych rozmazuje te oskarżenia. W filmie Catona-Jonesa jest bardzo znamienna scena, w której Joe rozmawia z brytyjską korespondentką BBC, która wcześniej widziała ludobójstwo w Sarajewie. Przyznaje ona, że tam zbrodnia wstrząsnęła nią bardziej. Dlaczego? Bo widząc zwłoki białych kobiet wyobrażała sobie, że to może być jej matka. „A tutaj mamy tylko martwych Afrykańczyków”- mówi gorzko. Ks. Christopher od początku nie widział w swoich wiernych białego i czarnego. Ba, nie widział w nich nawet Hutu i Tutsi. To właśnie jest istota Kościoła katolickiego. Jednego, powszechnego, apostolskiego Kościoła katolickiego.

Łukasz Adamski

--------------------------------------------------------------------------

Tylko w naszym wSklepiku.pl szeroki wybór książek w atrakcyjnych cenach.Zapraszamy!

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych