Najnowsza książka Wacława Holewińskiego łączy w sobie kryminał, wątki autobiograficzne i tzw. powieść rozliczeniową. Rozliczeniu podlega zarówno PRL – Holewiński rozprawia się z mitem „najweselszego baraku w obozie” – jak też III RP, której aberracje celnie punktuje, zwłaszcza te z ostatnich miesięcy. Tu powieść jest gorąca; mówi się w niej o ostatnim Marszu Niepodległości i pacyfikacji „Uważam Rze”; jest ona po trosze kroniką polskiej współczesnej polityki, podobnie jak wcześniej „Zgred” Rafała Ziemkiewicza czy„Oszołomy” Martyny Ochnik.
Z tą jednak różnicą, że w „Szwach” nie chodzi o Smoleńsk, ale o zabójstwo Tomasza Miteńki, dziewiętnastolatka skatowanego na śmierć przez milicjantów w latach osiemdziesiątych. Fikcyjność tej historii nie wyklucza jej dużego prawdopodobieństwa i typowości; w tle przywołane są zresztą autentyczne przypadki, między innymi Stanisława Pyjasa czy księdza Sylwestra Zycha.
Tytułowe „szwy” oznaczają fatalne (mam nadzieję, że nie „typowo polskie”) zamiłowanie do prowizorki. Prowizorka cechuje politykę historyczną III RP – przecież „jakoś” doceniono opozycjonistów, czemu niektórzy wciąż drążą temat i żądają lustracji? Dla bohatera książki rozłazi się w szwach życie osobiste, a dla naszych obecnych rządzących cała rzeczywistość.
Można czytać „Szwy” jako satysfakcjonujący kryminał o szukaniu sprawców tegoż zabójstwa, w swojej prolustracyjnej wymowie podobny do głośnego „Uwikłania” Zygmunta Miłoszewskiego, przy czym narrator został obdarzony przez autora wyraźnymi rysami autobiograficznymi. Ciekawym zabiegiem jest to, że „Szwy” są też powieścią o… pisaniu powieści. Mówi się w niej o zbieraniu materiałów, śledztwie (w czym pomaga pewien doktorant historii o imieniu Sławomir i ksywie „Centrala”), wreszcie oporze materii – „nieznani sprawcy” potrafią nawet wyczyścić bankowe konto, że o banalnych odstraszających aktach wandalizmu nie wspominając. Powieść napisana jest tak sugestywnie i wiarygodnie, że zastanawiam się, czy historia owego zabójstwa i śledztwa nie jest jednak autentyczna (tyle że ze zmienionymi nazwiskami ofiary i sprawców) i że jej powieściowa (więc „fikcyjna”) forma to jakiś wymuszony przez III RP język ezopowy. Cenzury co prawda nie ma, ale perspektywa procesów o zniesławienie wytaczanych tu i ówdzie w naszym kraju jest jeszcze bardziej zniechęcającym środkiem do pisania wprost.
Sławomir Grabowski
Wacław Holewiński, Szwy. Zysk i S-ka, Poznań 2013.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/248574-szwy-holewinskiego-czyli-niedokonczona-historia-nasza-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.