SIECI: Ciesielski o COHENIE: Gość w słynnym niebieskim prochowcu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
facebook.com/leonardcohen
facebook.com/leonardcohen

Nie mogę odżałować, że rozjazdy uniemożliwiłymi posłuchanie w Warszawie Paula McCartneya. Ale nie przepuszczę łódzkiego występu Leonarda Cohena (19 lipca), choć zaliczyłem wszystkie jego poprzednie koncerty w Warszawie i kilka za granicą. Kanadyjski bard jest u nas zawsze wyczekiwanym gościem. Imponuje formą, jednak jest osiem lat starszy od 71-letniego beatlesa i trzeba się nim nacieszyć.

Urodził się i wychował w Montrealu, w rodzinie żydowskich emigrantów ze wschodnich kresów Rzeczypospolitej. Babka podobno mówiła po polsku. Już na studiach zdobywał nagrody za twórczość poetycką. Pierwszy tomik, „Let Us Compare Mythologies” wydał w 1956 r., uznanie zdobyły także powieści: „Ulubiona gra” z 1963 i „Piękni przegrani” z 1966 r. Swoją przyszłość widział w literaturze, ale po przeniesieniu się do Nowego Jorku i zamieszkaniu w tak artystycznie naznaczonym miejscu jak Chelsea Hotel, jego losy potoczyły się inaczej. Balladę Leonarda „Suzanne” nagrała w 1965 r. piosenkarka Judy Collins. Ona także dwa lata później protegowała debiutanta na Newport Folk Festival. Zauważony przez Johna Hammonda, legendarnego łowcę talentów dla Columbii, szybko wystartował z samodzielną płytą.

W Polsce przełomu lat 70. i 80. XX w. Cohena wylansowali Maciej Zembaty, najbardziej zasłużony z popularyzatorów, a także Maciej Karpiński oraz Jacek Kleyff z Salonem Niezależnych. W 1981 r. „Solidarność” zaprosiła Cohena na Festiwal Piosenki Prawdziwej, lecz do przyjazdu nie doszło.

Podczas pierwszej wizyty w 1985 r. artysta dał koncerty w Poznaniu, we Wrocławiu, w Zabrzu i Warszawie. Pamiętam koszmarny ścisk pod Salą Kongresową, bo w obiegu, oprócz prawdziwych, pojawiły się bilety fałszywe. Ich weryfikacja spowodowała olbrzymie opóźnienie, ale nikt nie narzekał. Byliśmy świadkami niesamowitego recitalu, z hitami w rodzaju „ Sisters of Mercy”, „So Long Marianne”, „ Famous Blue Raincoat” (tę piosenkę znaliśmy z polskiej wersji jako „Słynny niebieski prochowiec”) i z zupełnie wtedy świeżym przebojem „Dance Me to the End of Love”.

Na następną wizytę musieliśmy czekać ponad 20 lat. Leonard pojawił się w 2007 r. w Studiu im. Agnieszki Osieckiej w roli promotora płyty Adjani Thomas, swej towarzyszki życia. Zanucił z nią wtedy dwie piosenki. Na regularne koncerty przyjechał rok później. W ramach światowej trasy, podjętej dla spłacenia długów, w jakie wpędziła go dawna przyjaciółka i menedżerka Kelley Lynch, oczyszczając mu konto, gdy on medytował w klasztorze zen. Oklaskiwaliśmy go wtedy we Wrocławiu i w stolicy. Z wieloosobowym zespołem dał rewelacyjne, trzygodzinne koncerty. Wrócił do nas w 2010 r., pozostawiając podobne odczucia.

W ciągu ostatnich pięciu lat zaliczył ok. 300 występów na całym świecie! Niewiarygodny wynik, nawet gdy nie kojarzyć go z wiekiem artysty. Dawne długi już z nawiązką spłacone, ale śpiewak o zniewalającym głosie, wdzięku i klasie koncertuje nadal. Bo to lubi. Oto przyjeżdża do nas znów, by promować swój ubiegłoroczny album „Old Ideas”. Witaj, przyjacielu!

Adam Ciesielski ( Sieci)

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych