Nie byłem gotowy na sławę. Czułem się tak, jak gdybym dostał nią w głowę i nie mógł wstać. Nigdy nie zależało mi na rozpoznawalności, wywiadach, obnażaniu swojego życia. Wręcz przeciwnie, uciekałem przed tym. Chciałem się schować. Wiele razy wątpiłem w siebie. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że lepiej czuję się poza pracą, niż na planie. W świecie pijących istnieje określenie "spaść na samo dno". Byłem bardzo blisko. Laurence Olivier powiedział kiedyś, że najwspanialszą nagrodą za aktorstwo jest drink po pracy. W moim wydaniu nagroda ta stawała się wyróżnieniem za całokształt dokonań. W końcu przestałem pić. Nie od razu, ale udało mi się. Kiedyś, aby wyjść na ulicę niezauważonym, przebierałem się w różne kostiumy, doczepiałem sztuczną brodę. Chciałem być niewidzialny. Teraz jednak czuję się znów podekscytowany swoją pracą, pozytywnie nakręcony. Cieszę się, że jestem sobą, że mogłem nakręcić tyle wspaniałych filmów z genialnymi ludźmi. Zawsze kochałem to, co robię – tyle że przygoda miłosna może mieć wiele różnych twarzy.
-powiedział wczoraj w wywiadzie legendarny aktor. Przedstawiamy naszym zdaniem najlepsze kreacje Ala Pacino, które zanikły w oczach większości odbiorów popkultury pod legendą „Ojca chrzestnego” czy „Człowieka z blizną”. Warto pamiętać, że Pacino to nie tylko Tony Montana i Michael Corleone czy nawet Frank Slade z „Zapachu kobiety”, za role którego dostał jedynego (sic!) w swojej karierze Oscara ( Pacino nominowany był do nagrody 8 razy).W 1993 roku, gdy wygrał upragnioną statuetkę za pierwszoplanową rolę, dostał również nominację w kategorii aktor drugoplanowy. Niewielu aktorów doświadczył podwójnej nominacji w jednym roku. Dziś Al Pacino najwybitniejsze kreacje aktorskie tworzy głównie w filmach HBO, co jest kolejnym dowodem, że telewizja ostatecznie pożera kino.
„Anioły w Ameryce”- Niezwykły sześcioodcinkowy miniserial HBO, wyreżyserowany przez Mike'a Nicholsa na podstawie sztuki Tonego Kushnera opowiada o Nowym Jorku ery Ronalda Reagana, gdy wybuchła w mieście epidemia AIDS, która prawdopodobnie przyczyniła się też do śmierci Freddiego Mercury. Wielopiętrowa sztuka opowiada nie tylko o środowisku homoseksualistów lat 80-tych w USA, ale również dotyka metafizyki, religijności i magicznego świata wyobraźni. Al Pacino tworzy niezapomnianą rolę umierającego na AIDS prawicowego polityka Roya Cohna, który w latach 50-tych wraz z senatorem McCarthym tropił komunistów. Złożona rola upadającego polityka, którego hipokryzja przebija nawet Franka Underwooda z „House of Cards” przyniosła aktorowi Złotego Globa. Pacino Cohna zagrał w 2003 roku, tuż po jego udziale w fatalnym „Gigli” i dwóch bardzo przeciętnych obrazach: „Simone” i „Ludzie, których znam”. „Aniołowie w Ameryce” dowiodły, że Pacino ma jeszcze wiele do powiedzenia w kinie i były zapowiedzią jego wielkiego odrodzenia się w telewizji.
„Jack jakiego nie znacie”- jeden z najbardziej kontrowersyjnych filmów w karierze Pacino. Tak zacząłem swój tekst o „doktorze śmierć” w Uważam Rze rok temu: „Kiedy wpisuje się w Google nazwisko Jack Kevorkian, często wyskakuje ono z takimi wyrażeniami jak: „zwolennik prawa do godnej śmierci" czy „lekarz, który pomagał nieuleczalnie chorym w zakończeniu cierpienia". Świat zapamięta Kevorkiana o twarzy Ala Pacino z nagrodzonego Złotymi Globami filmu Barry'ego Levinsona o znamiennym tytule „Jack, jakiego nie znacie", gdzie pokazany został jako ideowiec, który poświęca własną wolność w walce o prawa zdesperowanych i cierpiących pacjentów. Jednak Kevorkian nie był męczennikiem, który w słusznej sprawie pomagał ludziom. Został ochrzczony mianem Doktora Śmierć, który odsiedział siedem lat za morderstwo dokonane na oczach milionów Amerykanów na swoim pacjencie. Jednakże w dzisiejszym świecie, gdzie zabójstwo staje się sprawą relatywną moralnie, jego postawa może budzić uznanie. W świecie, w którym aborcja i eutanazja stają się normą, może się on nawet wydawać postacią godną współczucia i podziwu.” Mimo ideologicznego zacietrzewienia filmu Levinsona, trudno nie docenić roli Pacino. Gdyby film nie został zrealizowany dla HBO i wszedł do kin, Pacino musiałby zarobić za niego co najmniej nominację do Oscara. On nie tylko dał twarz Kevorkianowi jako popularny aktor. Pacino stał się „doktorem śmierć” i pokazał też mroki jego duszy.
„Phil Spector”- Film o procesie o morderstwo Phila Spectora- legendarnego producenta muzycznego, który zasłynął głównie wprowadzając innowacyjną technikę zwaną "Ścianą Dźwięku". Spector współpracował z m.in. z The Beatles, Johnem Lennonem, George'em Harrisonem, Leonardem Cohenem czy Ramones. W 1989, za swój wkład w rozwój muzyki, został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame. W 2009 roku producent został uznany winnym w sprawie śmierci aktorki Lany Clarkson. Jej ciało znaleziono w domu Spectora w Los Angeles, 3 lutego 2003 roku. Producent został skazany za morderstwo. Al Pacino jako Spector pojawia się w filmie dopiero po 15 minutach filmu. Od tego czasu włada on niepodzielnie ekranem. Jego kilkunastominutowa rozmowa z adwokatką, przypomina największe role Ala Pacino z lat 70-tych i 90-tych. Mówiąc kolokwialnie- trudno jest oderwać od niego oczy.
„Glengarry Glenn Rose” Jamesa Foleya został oparty na sztuce Davida Mameta, który w latach 60. miał okazję przez krótki czas pracować w agencji nieruchomości w Chicago. Może dlatego jego opowieść o wyścigu szczurów w agencji nieruchomości robi tak piorunujące wrażenie. Al Pacino wciela się w gwiazdę agencji, żywej legendy, Ricka Romę, który za wszelką cenę pragnie wygrać samochód w nagrodę za sprzedaż nieruchomości. Pacino był za rolę Romy nominowany do Oscara w tym samym roku, gdy zgarnął statuetkę za „Zapach kobiety”. Było to osiągnięcie o tyle warte odnotowania, że w „Glengarry Glen Rose” obok Pacino zagrały takie tuzy jak: Jack Lemmon, Alec Baldwin, Alan Arkin, nieznany jeszcze szerzej Kevin Spacey, Ed Harris czy Jonathan Pryce. Ten film należał jednak do dwóch facetów: Pacino i Jacka Lemmona, który stworzył ostatnią ze swoich wielkich kreacji.
„Donnie Brasco”. Kolejny z gangsterskich filmów Pacino. Jednak tym razem nie wcielił się on w zimnego i wyrachowanego ojca chrzestnego rodu Corleone, ani w szalonego Kubańczyka Montanę. Oparty na faktach film o inwigilacji nowojorskiej mafii przez agenta Joe Pistone nie jest pozycją najwybitniejszą w hierarchii filmów o włoskiej mafii. Nie ma ani ulicznej ostrości obrazów Martina Scorsese, ani włoskiej magii Francisa Forda Coppoli. Niemniej jednak film pozostaje ciekawym spojrzeniem na umierający w latach 80-tych odłam Cosa Nostra. Pacino wciela się w Benjamina "Lefty" Ruggiero, podstarzałego cyngla mafii, który wprowadza w swój świat Pistone przedstawiającego się jako Donny Brasco. Lefty w wykonaniu Pacino to wypalony, pełny złości i żalu facet, który został strącony z drabiny mafijnej przez bardziej przebojowych „przyjaciół”. Pacino stworzył doskonały duet z Johnnym Deppem, którego uważał w tamtym czasie za najlepszego aktora młodego pokolenie. Obowiązkowy film dla tych, którzy mają obraz Pacino wyłącznie jako Michaela Corleone.
Łukasz Adamski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/248529-al-pacino-szczerze-o-swoim-upadku-top-5-mniej-znanych-kreacji-aktora