"Jak świat sie na mnie gapił." Niesamowita historia chłopaka bez nóg. TYLKO U NAS

Ludzie przyglądali się Kevinowi od zawsze. Jedni ukradkiem, inni natarczywie. Niektórzy robili mu zdjęcia. Chłopak bez nóg, do tego śmigający na deskorolce, budził sensację. Wreszcie Kevin stracił cierpliwość i zaczął fotografować tych, którzy się na niego gapią. Po zrobieniu kilkuset zdjęć stwierdził, że reakcje gapiów są zawsze takie same, niezależnie od wieku, rasy, płci. Kupił, więc profesjonalny aparat, spakował plecak, trzy pary zapasowych kółek do skateboardu, i pojechał w świat, podglądać gapiów spoza USA.

Z tej trwającej kilka miesięcy podróży przywiózł tysiące zdjęć – tak powstała wystawa „The Rolling Exhibition”,  o której napisano: „15 krajów, 31 miast, 32 tysiące zdjęć, jedno spojrzenie”. A swoje przygody opisał w tej książce.

_Tylko u nas fragment niezwykłej książki Kevina Michaela Connolly, amerykańskiego fotografa, narciarza, podróżnika, który Pewnego dnia postanowił objechać świat, poznać różne kultury i ciekawych ludzi._

(…)

No dobra, przyznaję, że nie jestem zbyt pewny siebie jeśli chodzi o zapraszanie dziewczyn na randki i chociaż już od pewnego czasu interesowałem się Beth, wciąż byłem na etapie rozpoznawania terenu i zbierania informacji. Pytałem jej koleżanki i kolegów, czy jest sama, prowadziłem niezobowiązujące rozmowy, a kiedy tylko nadarzała się okazja, udawałem, że jestem naprawdę wyjątkowym gościem. Czyli robiłem te wszystkie głupoty, jakie się robi, żeby jak najbardziej odsunąć w czasie ten nieunikniony moment, w którym trzeba się z kimś umówić.

Prawdopodobnie ten brak wiary w siebie był wynikiem wcześniejszych doświadczeń, jeszcze z czasów szkoły średniej. Jeśli chciałem potańczyć na szkolnych zabawach, miałem do wyboru trzy możliwości: albo na rękach, albo na protezach, albo na wózku. Na rękach byłem za niski, na protezach zbyt powolny, najlepszym rozwiązaniem był więc wózek.

Tylko że to „najlepsze rozwiązanie” było dla mnie tak naprawdę „najmniejszym złem”. Najgorsze były zawsze ostatnie tygodnie przed imprezą – zastanawiałem się intensywnie, z kim się umówić i próbowałem ocenić, która z dziewczyn byłaby na to gotowa, a mój wybór zależał od wielu istotnych aspektów.

Kiedy już się zdecydowałem, przychodził czas na Specjalny Liścik, napisany na wyrwanej z zeszytu kartce, zawierający proste pytanie oraz kratkę „tak” i kratkę „nie”. Bardzo często liścik wracał z odpowiedzią „może”, napisaną obok wspomnianych kratek. To pieprzone „może” zawsze brzmiało szyderczo; miałem wrażenie, że jest to licencia poetica w odpowiedzi na konkretne pytanie, a także powiedzenie w zawoalowany sposób: „nigdy w życiu”.

Ale kiedy czasem wpadało jakieś „tak”, pojawiał się kolejny problem. Mianowicie: jak będę tańczył na wózku? Zdawałem sobie sprawę, że moje usta prosiły o coś, czego stopy nie mogły zapewnić. Czy powinienem poruszać się szybko? A może raczej pozwolić, żeby partnerka popychała wózek?

Taniec jest wspaniałym wyrazem tego, co potrafi ludzkie ciało. Nie chodzi tu o jakieś szczególne wyczyny, ale o wrażenia, jakich dostarczają tańczący – czy to zawodowcy na parkiecie, czy nawet własny pijany wujek na spędzie rodzinnym. Taniec pokazuje, że nie tylko jesteś w harmonii z tym, co cię otacza (z muzyką, z partnerem, z parkietem), ale też, że wszystkie elementy twojego ciała potrafią w ruchu współdziałać ze sobą. Tańczyć, to znaczy być młodym, radosnym, pełnym życia i co tam jeszcze kto chce – i tak wszystkie te przymiotniki sprowadzają się do jednego: jedynym celem tańczącego jest pokazanie swojego ciała i tego, co ono potrafi.

Dlatego też nigdy nie czułem się bardziej niekompletny niż wtedy, kiedy widziałem, jak ktoś tańczy. Kiedy siedzę na ławce albo stoję pod ścianą, patrząc na bawiących się ludzi i dotrzymując towarzystwa zgromadzonym rodzicom i opiekunom, zwyczajnie czuję się stary.

A do tego, jeśli jesteś facetem, marzysz o wolnym tańcu. Czekasz niecierpliwie na niego, a kiedy rozlegają się pierwsze dźwięki pianina albo jakiś angielski trubadur zaczyna zawodzić ochrypłym głosem, natychmiast obejmujesz swoją dziewczynę albo próbujesz zagarnąć najbliższe rozgrzane ciało. Wolny taniec nie jest pokazem sprawności, lecz prywatną rozmową, czymś łączącym dwoje ludzi, nieważne, czy mają trzynaście lat, czy pięćdziesiąt siedem.

Pamiętam swój pierwszy wolny taniec. Byłem wtedy w siódmej klasie. Kołysałem się w przód i w tył, patrząc, jak inne dzieciaki przytulają się do siebie albo przynajmniej patrzą sobie głęboko w oczy.

A ja wyciągałem ręce nad pustym podnóżkiem wózka i, zadzierając głowę, wpatrywałem się w partnerkę niczym małe dziecko w swoją opiekunkę. Kiedy to kołysanie przesunęło nas trochę po parkiecie, przednie kółka potoczyły się bezładnie, zacinając się, jakby to był wózek w supermarkecie.

Czułem jej biodra pod różową sukienką. Poruszały się jakoś niezgrabnie – to nie było kołysanie, tylko nierówne szarpnięcia. Trzymała ręce na moich ramionach i trwaliśmy tak przez trzy minuty, dopóki nie skończyła się piosenka. Odeszła, a ja zobaczyłem na jej sukience niewielkie, ciemne plamy potu zostawione przez moje dłonie. Już nawet nie wiem, ile tego mojego zakłopotania i załamania udzielało się moim partnerkom na szkolnych zabawach przez te wszystkie lata. Ale zdaje się, że największy problem tkwił w mojej głowie. Nigdy tak naprawdę nie pogodziłem się z faktem, że czasami muszę korzystać z wózka. Zazwyczaj ta dobijająca świadomość tkwiła zagrzebana w najgłębszych zakamarkach mózgu, ale taniec zawsze ją wydobywał na światło dzienne.

W miarę upływu lat stres związany z tańczeniem stawał się coraz mniejszy. Byłem już w college’u i szkolne zabawy i przyjęcia należały do przeszłości. Ale wciąż kuliłem się w sobie, kiedy trafiałem na imprezy, których nieodłącznym elementem było kiwanie się w rytm muzyki.

Tak więc było wiele powodów, dla których postanowiłem spędzić wieczór przy stoliku turystycznym robiącym za bar podczas „Leśnego Balu”. Dzięki temu nie musiałem tańczyć, ale za to mogłem być blisko Beth i wykrzykiwać do niej czarujące zdania ponad głośną muzyką. Flirtowaliśmy cały wieczór i nagle wydało mi się, że oto pojawiła się iskierka nadziei.

Nasz „bar pod chmurką” był cały czas oblężony przez rozgadanych studentów, których nieźle suszyło. Rozcieńczona wodą tequila z cytryną szybko uderzała do głów. Kroiłem cytryny, starając się nadążać z robieniem drinków, a przy tym nie przestając zagadywać Beth. Niestety, jak już zauważyliście wcześniej, wielozadaniowość nie jest moją mocną stroną, tak więc w którymś momencie jedna z tych piłek, którymi żonglowałem, musiała spaść: przekrawałem właśnie ósmą czy dziewiątą cytrynę, kiedy poczułem, jak ząbkowane ostrze noża zagłębia się w moim kciuku, a sok z cytryny zalewa ranę. Szybko przycisnąłem rękę do marynarki i zawołałem Mike’a, jednego z opiekunów wycieczki. Beth chwilowo przejęła krojenie cytryn, a my zaczęliśmy przeglądać wyjątkowo mizerną zawartość apteczki. Mike gorączkowo grzebał w metalowym pudełku, ale już było jasne, że bandaża nie ma.

Rana krwawiła jak cholera i trzeba było spreparować coś, co powstrzymałoby krwotok i pozwoliło nam wrócić na imprezę. Złapałem prezerwatywę, płyn odkażający i kawałek taśmy pakowej, przemyłem ranę, szybko owinąłem kciuk prezerwatywą i okleiłem ciasno paskami taśmy. Kiedy opatrunek był gotowy, wziąłem porządny łyk wódki, żeby uśmierzyć ból, i wróciłem do swoich obowiązków barmana. Może to przez alkohol, a może przez ten wypadek – w każdym razie kiedy prezerwatywa zaczęła wypełniać się krwią, ja zacząłem nabierać odwagi, żeby wreszcie umówić się z Beth. Gdzieś tak około północy, wykorzystując chwilę, w której zamilkła muzyka i zrobiło się cicho, zaproponowałem jej randkę. Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, zanim odpowiedziała. A ja czułem się jak na rozmowie o pracę.

-No dobra. Jasne. To mogłoby być fajne. Udało się!!! Odniosłem malutkie zwycięstwo! I poczułem jakąś niezwykłą ulgę…

Noc mijała. Zmarznięci imprezowicze jeden po drugim zaczęli zmykać do namiotów. Beth zrobiła sobie przerwę i dołączyła do kilku kolegów, którzy jeszcze zostali na zaimprowizowanym parkiecie. Muzyka wciąż sączyła się z głośników, przytarganych ofiarnie do lasu przez jakiegoś nieszczęśnika. A mnie znowu nerwy zaczęły się zawiązywać na supeł. Chociaż wydawało się, że godzinę wcześniej rozplątałem go na zawsze.

Nie miałem tutaj wózka ani niczego, co mogłoby mnie podnieść z ziemi. Kiedy popatrzyłem na kilkoro wycieczkowiczów, zatracających się w tańcu i mających z tego nieziemską frajdę, wszystko wróciło. Usiadłem na brzegu pochlapanego alkoholem stołu i poczułem się tak bardzo niekompletny… Spojrzałem na brudną, zadeptaną podłogę i zacząłem się zastanawiać, jak by wyglądały moje tańczące stopy. Ale zaraz zostałem wyrwany – dosłownie – z tego podłego nastroju przez Steve’a, innego opiekuna. Nawalony, tryskający energią, złapał mnie, przycisnął do piersi i zaczął wywijać po deskach, wyciągając moją rękę w bok, jakbyśmy byli tancerzami na jakimś prawdziwym balu.

-Chryste, ale jesteś ciężki! – krzyknął w którymś momencie. Zaśmiałem się, kiedy tak wirowaliśmy wokół i nagle zdałem sobie sprawę, że jedyną osobą na parkiecie, która czuje się w tym momencie niekomfortowo, jestem ja sam. Ale może cały ten strach i zakłopotanie bardziej wynikały ze stresu związanego z umówieniem się na randkę niż z faktu, że nie mam nóg? I wiecie co? To niezupełnie było to, o czym marzyłem, ale ostatecznie, zanim skończyła się noc, zatańczyłem swój wolny taniec, ot co.

W następnym tygodniu poszliśmy razem z Beth na kolację. W jeszcze następnym też. A po miesiącu nasza znajomość przekształciła się w związek. Była pierwszą dziewczyną, w którą wpadłem po uszy. Była urocza i zabawna, i… no, w ogóle nie spotkałem wcześniej takiej osoby. Miała swoje wytworne zasady – nie piła, nie paliła i prawie nigdy nie zostawała na noc – ale wdrażała je w zupełnie niewytworny sposób. Pewnej nocy dała mi w twarz, kiedy palnąłem jakiś niewybredny dowcip.

-To nie było śmieszne – powiedziała, wytyczając jasno kolejną granicę. Miała ciężką rękę i kiedy policzek zaczął mnie piec, pomyślałem:

-No nieźle!

Nie przeszkadzał jej wózek ani to, że czasem ciągnąłem ją, żeby zniżyła się do mojego poziomu i żebym mógł ją pocałować. Powiedziała mi, że najtrudniej jest jej ze mną wtedy, kiedy zaczynam robić problem z tego, że nie mam nóg.

-Słuchaj, jeśli będziesz siedzieć tu taki zesrany, zostawię cię – mówiła trochę lekceważąco, a trochę poważnie.

Mój pobyt w Nowej Zelandii dobiegał końca i przez te ostatnie tygodnie staraliśmy się spędzać ze sobą tyle czasu, ile się dało, ale ten moment nieuchronnie musiał kiedyś nadejść. To zupełnie jak wtedy, kiedy patrzy się na przylepiony plaster wiedząc, że kiedyś odpadnie. Będzie bolało. Wiem, że będzie bolało. I nijak nie mogę temu zapobiec. Zaraz się stanie. Oooooooch!!!

Cała grupa kolegów odprowadzała mnie na lotnisko. Beth była ostatnią osobą, z którą pożegnałem się przed odlotem. Z płaczem uklęknęła przede mną. Po raz pierwszy odkąd się poznaliśmy, nie była twardą nowozelandzką dziewuchą, którą tak bardzo w niej lubiłem. Uściskaliśmy się, położyła głowę na moim ramieniu i oboje powiedzieliśmy sobie cicho: – Będzie dobrze.

To było zerwanie, ale spowodowane nie złością ani nieporozumieniem, ale warunkami geograficznymi. Słowa otuchy, które sobie mówiliśmy, były mizerną przykrywką, bo w głębi duszy oboje czuliśmy, że już się nigdy więcej nie spotkamy.

Jednak nie straciliśmy kontaktu. Pojechałem do Europy, żeby robić zdjęcia. Ona przeniosła się na rok do Szwecji w ramach swojego programu wymiany studenckiej. Oboje rozmawialiśmy o planach na lato. W lutym, kiedy dostałem pieniądze z zawodów, po raz pierwszy pomyślałem, że moglibyśmy się znowu spotkać. Kiedy układałem grafik na wakacje, zapytałem ją, czy chciałaby pojeździć ze mną. Maile, jakie wymienialiśmy przez kolejne miesiące, były entuzjastyczne, ale niezdecydowane. W naszej dwójce to ona była realistką co do naszego ponownego spotkania w Europie. Zarezerwowałem dla nas pokój w hostelu w Paryżu, a wtedy zaczęła mówić o swoich obawach.

(…)

tytuł
tytuł

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych