Wygląda na to, że twórcy filmu z Naomi Watts i Robin Wight w rolach głównych już osiągnęli sukces. Wokół pustej obrazkowej historyjki stworzyli otoczkę skandalu, który "łamie tabu". Sam film jednak bardziej nudzi, niż szokuje...
Właściwie tego filmu streszczać nie trzeba. Producenci i dystrybutorzy "Idealnych matek" (a może po prostu "Dwóch matek") wyłożyli na tacy całe clue filmu - dwie stare dobre przyjaciółki zaczynają romansować ze swoimi synami i... No właśnie i co? Nic. Jedno wielkie nic. Oprócz pięknych widoczków znad oceanu i ososbistego uroku aktorek odgrywających główne role, którego nie przekreślają nawet zmarszczki, Anne Fontaigne nie oferuje nam niczego interesującego.
Szczerze mówiąc trudno wymagać od reżyserki czegoś więcej. Scenariusz, który napisał nie kto inny, jak sam Christopher Hampton nie powala głębią. Co prawda, akcja w drugiej - mogłoby się zdawać końcowej - części filmu zaskakuje, ale niezwykle ubogie dialogi sprawiają, że widz może odnieść wrażenie, iż ma do czyneniania z groteską. Najlepszym podsumowaniem są salwy śmiechu, w jakie widzów obecnych na seansie wprawiały pompayczne dialogi w stylu: "- Ach, jak mogłybyśmy to zrobić? - To straszne!", itp.
Najgorsze, że postacie nakreślone przez mistrza adaptacji są niesamowicie płytkie i jednolite. Role Xaviera Samulea i Jamesa Frecheville'a, czyli filmowych partnerów, a raczej synów dojrzałych kobiet, zostały ograniczone do prezentowania swoich ciał w falach oceanu, zakładania i zdejmowania koszulek. Również postawy dwóch kobiet, chociaż bardzo zaprzyjaźnionych, to jednak różnych, zostały przedstawione w schematyczny sposób. I tak, Lil przeżywa swoje miłosne peryperie bardzo podobnie do Roz, która jest przecież mężatką. Reżyserka jednak nie przedstawia wyraziście jej gasnącego uczucia do małżonka i rozterek związanych z rozłąką. Ot, pierdołowaty Harold (w tej roli Ben Mendelsohn) pakuje manatki i wyjeżdża, aby za 2 lata pojawić się w roli szczęśliwego ojca nowej rodziny, który w dodatku znalazł czas, aby pogodzić się z byłą żoną (ma chłop refleks!).
Jedyną rzeczą, która tak naprawdę przyciąga wzrok widza do filmu, są przepiękne zdjęcia Christophera Beaucarne'a, który perfekcyjnie uchwycił piękno australijskiego wybrzeża - istnego raju na ziemi, w którym posiadłości z trawnikami i bogatą roślinnością od morza dzieli zaledwie rzut beretem.
Cała reszta sprawia, że widz, z upływem kolejnych hektolitrów łez Naomi Watts, tylko nerwowo zerka na zegarek.
Aleksander Majewski
"Idealne matki" (tyt. oryg. "Two Mothers"/"Adore"), Francja/Australia 2013, reż. Anne Fontaine, scen. Chrisopher Hampton, wyst.: Naomi Watts, Robin Wright, Xavier Samuel, James Frecheville, Ben Mendelsohn
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/248505-idealne-matki-czyli-pusta-perwersja-w-wersji-light-od-ktorej-wieje-nuda