MICHAEL JACKSON nie spał przez dwa miesiące przed śmiercią? Szokujące ustalenia

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
screenshot z YouTube
screenshot z YouTube

Według najnowszych ustaleń piosenkarz przez kilkadziesiąt dni przed swą tragiczną śmiercią nie mógł zapaść podczas snu w fazę REM. Już tylko to mogło zabić wybitnego muzyka. Jackson, zdaniem ekspertów, powinien zaufać specjalistom a nie zaprzyjaźnionemu lekarzowi.

Portal naTemat.pl publikuje bardzo ciekawy tekst o ostatnich miesiącach życia Michaela Jacksona. Ekspert w dziedzinie problemów ze snem Charles Czeisler ujawnił, że szokiem dla niego był fakt, iż Michael Jackson kilkadziesiąt dni przed swą tragiczną śmiercią nie mógł zapaść podczas snu w fazę REM.

To ten moment podczas snu, gdy nasz oddech robi się szybszy, zwiększa się częstotliwość bicia serca, a gałki oczne dynamicznie poruszają się we wszystkie strony. W czasie przeciętnego snu faza REM trwa kilkadziesiąt minut i wówczas pojawiają się nasze senne marzenia, a organizm się regeneruje.

przypomina portal i podaje, że na początku naszego życia ten rodzaj snu stanowi aż połowę nocnego odpoczynku. Z wiekiem dojrzewające osoby potrzebują go znacznie mniej, ale żyć bez niego właściwie się nie da. Gdy brak jest nam tego snu pojawiają się w naszym życiu nawet napady lękowe. To może tłumaczyć dlaczego dr Conrad Murray, główny czarny charakter medialny po śmierci muzyka, przez kilkadziesiąt kolejnych dni podawać gwiazdorowi propofol, który służy w medycynie głównie anestezjologom. Portal pisze, że w przyjmowanych przez Jacksona ilościach mógł spowodować śmierć. Conrad Murray przekonuje, że stosował lek w ramach nowatorskiej terapii bezsenności. Czeiser nie oskarża bezpośrednio lekarza o spowodowanie śmierci geniusza muzyki pop. Jego zdaniem równie szybko mogłaby zabić Jacksona bezsenność, na którą cierpiał. Jak tłumaczy Czeisler, zaburzenia fazy REM u Jacksona najlepiej można porównać do jedzenia papierowych granulek w ramach obiadu. Żołądek czułby się wówczas nasycony, ale organizm nie zasiliłaby żadna substancja odżywcza.

Ekspert podkreśla jednak, że kuracja propofolem w żaden sposób nie mogła zapewnić Jacksonowi snu w fazie REM. Jackson, jego zdaniem, powinien zaufać specjalistom a nie przyjacielowi.

Conrad Murray został w 2011 roku skazany na cztery lata wiezienia. Według sądu nieumyślnie spowodował śmierć muzyka. 25 czerwca 2009 r. Murray podał Jacksonowi w jego domu silny środek znieczulający propofol oraz inne medykamenty, co spowodowało śmierć Jacksona. W przemówieniu przed ogłoszeniem wyroku sędzia podkreślił, że postępowanie Murraya było "rażącym i niedopuszczalnym naruszeniem etyki lekarskiej", a nie przykładem błędu w sztuce medycznej, co było linią obrony. Sędzia przypomniał, że Murray "nie okazał absolutnie żadnej skruchy" ani poczucia odpowiedzialności i usiłował ukryć i zatuszować swój postępek, uciekając się do licznych kłamstw. Prawnicy lekarza argumentowali, że był on pod presją gwiazdora, który przygotowywał się do serii koncertów w Europie. Miały być one wielkim powrotem na scenę Jacksona. Cierpiąc na bezsenność domagał się od swego lekarza silnych środków nasennych i znieczulających. Obrońcy podkreślali też, że Murray nie był dotychczas karany, i utrzymywali, że sama utrata licencji medycznej zarządzona przez sąd będzie wystarczająco dotkliwa. Sędzia odmówił jednak zawieszenia kary, argumentując, że Murray "okazał taką zbrodniczą lekkomyślność, że stanowi zagrożenie dla społeczeństwa".

Prokuratorzy wnioskowali o jak najsurowszą karę, twierdząc, że doktorem kierowały pobudki materialne - wysokie honoraria obiecane mu przez Jacksona. Podkreślali, że zabijając go, Murray pozbawił jego dzieci ojca.

Ł.A/naTemat.pl/rp.pl

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych