CZŁOWIEK ZE STALI Błyskotka, która może nabrać wartości NASZA RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Zapowiedzi były szumne. Nowy Supermen produkowany i napisany przez Chistophera Nolana, który wskrzesił serię o Batmanie oraz reżyserowany przez Zacka Snydera, twórcę m.in. „300”, miał na nowo podjąć historię bodaj najsłynniejszego suberbohatera popkultury. Twórcy postanowili pójść drogą „Niesamowitego Spider Mana” i opowiedzieć o początkach losów Clarka Kenta. Pisałem niedawno w tygodniku „Sieci”, że filmowcy przy okazji odkurzania klasycznych herosów coraz częściej patrzą na nich przez pryzmat psychoanalizy. Tony Stark w „Iron Man 3” miał stany lękowe, Bruce Wayne cierpiał na depresję, Peter Parker nie mógł znieść poczucia winy po śmierci wuja. Clark Kent doświadczył zaś kryzysu tożsamości.

Słabość nowego Supermana leży w jego mentalności. To eksperyment, ale uważam, że całkiem udany.

zapowiadał przed premierą filmu Zack Snyder. Natomiast współscenarzysta David Goyer przyznał, że twórcy filmu nie podeszli do Supermana jak do komiksowej postaci, tylko uczynili go prawdziwym bohaterem z krwi i kości, który jest świadomy jak wielka odpowiedzialność spoczywa na jego ramionach. Czy z zapowiedzi twórców coś zostało? Tak. Niestety jest to tylko „coś”.

Nie będę streszczał fabuły Supermana bo każdy kinoman ją zna. Dziecko wysłane z planety Krypton jest znalezione i wychowane przez rodzinę Kentów z farmy w Kansas niedaleko Smallville. Chłopiec powoli przekonuje się o swoich ponadludzkich zdolnościach i w końcu mierzy się z przeznaczeniem, ratując z opresji ludzkość. Mimo zapowiedzi rewolucji trudno było spodziewać się po twórcach innego zarysu fabuły. Nolan ( współscenarzysta filmu) ze Snyderem musieli jednak w inny sposób pokazać losy Kenta by zmazać fatalne wrażenie jakie zrobił „Superman Powrót” Bryana Singera z 2006 roku. „Człowiek ze stali” zaczyna się więc od akcji na Kryptonie, gdzie ojciec Supermana Jor- El (Russel Crowe) toczy wojnę na degradującej się planecie z generałem Zodem ( spec od czarnych charakterów Michael Shannon). Żaden twórca filmu o człowieku z pelerynie z S na piersiach nie pokusił się o takie pokazanie początku życia przybysza z kosmosu. Sceny na Kryptonie przypominają w dużym stopniu „Thora” zmieszanego z „Matrixem”. Zresztą Kent jest traktowany trochę jak mitologiczny bóg, który ma za zadanie połączyć ze sobą supermenowy „Asgard” z ziemską egzystencją. Thor został przez Odyna zesłany na ziemię za karę, Jor-El ratując syna przed śmiercią na eksplodującej planecie liczy, że na Ziemi stanie się dla ludzi właśnie bogiem. W pewnym stopniu jego proroctwo się wypełnia. Chłopak jest ukształtowany przez ofiarę swojego ziemskiego ojca (Kevin Costner) i po wielu latach wewnętrznych cierpień odnajduje spokój w bezpośrednim kontakcie z duchem Jor-Ela i piękną dziennikarką Lois Lane ( Amy Adams). Jednak jego spokój musi być okupiony ostateczną walką z kapitanem Zodem, który skazany za zamach stanu wraz ze swoimi przybocznymi przetrwał zniszczenie Kryptonu. Ciekawie scenarzyści potraktowali problem sztucznego rozmnażania ludzi i arbitralnego narzucania im norm społecznych. Jor-El walczył właśnie o to by mieszkańcy Kryptonu mieli przywrócona wolną wolę i poczucie moralności. Przeciwstawienie sobie ludzkiej moralności Supermana z nihilizmem armii Zoda ma również pewien podtekst religijny. Ciekawe czy zostanie on rozwinięty w kolejnych filmach?

Film Snydera w bardzo wielu elementach może się podobać. Psychologiczny rys Clarka Kenta jest nie najgorzej zarysowany, mimo dosyć dziwacznej roli Henryego Cavilla. Z jednej strony aktor zrobił dokładnie to co do niego należało- pokazał przystojnego twardziela, który z gracją ( „Ale ciacho”- mówi o nim agenta FBI) ratuje ziemię, z drugiej w zestawieniu z Christianem Balem (Batman) i Robertem Downeyem Jr. ( Iron Man) wypada blado. Może dopiero rozwija swoją postać? Niemniej jednak w kilku miejscach filmu dostajemy szansę na wzruszenie. Wiarygodnie wypada poświęcenie obu ojców Supermana oraz relacja Kenta z ziemską matką ( Diane Lane). Szkoda, że te wątki szybko się kończą i ustępują blockubusterowej „rozwalance”. A ta jest apokaliptycznych rozmiarów.

„Avengersi” przyzwyczaili nas do konkretnego rodzaju scen akcji i trudno drastycznie zmienić sposób ich pokazywania, aby nie rozczarować rozpuszczonej popcornowej widowni. „Człowiek ze stali” jest natomiast ucztą dla oka. Mimo tego, że momentami tempo akcji zdaje się być przesadnie zawrotne, to i tak z kina wychodzimy pozytywnie oszołomieni. Niestety brakuje filmowi ironii Starka, która spuszczałaby powietrze ze zbyt napompowanych patosem scen. Nie ma też u czarnych charakterów szczypty specyficznego szaleństwa a la Joker czy Bane ( choć Michael Shannon jako Zode jest kapitalnie niejednoznaczny), nadającej koloryt opowieści. Nawet najznakomitsze eksplozje bez przerywnika mogą znudzić. Przyznam się bez bicia żelazną pięścią, że zebrało mi się na ziewanie podczas naprawdę spektakularnej sceny rozwalania Manhattanu ( widać, że trauma 9/11 nie prędko przeminie z wiatrem historii). Za dużo, za gęsto, za poważnie jak dla fana „Irona Mana”.

„Człowiek ze stali” ma jednak wielki potencjał. Pierwsza część przygód Clarka Kenta kończy się tam, gdzie zaczynały się filmy z Christopherem Reevsem. Jeżeli Nolan przypomni sobie co spowodowało, że jego seria o Batmanie została uznana za perełkę kina, to możliwe, że pusta supermenowa błyskotka stanie się pełnowartościowa. Nie zapominajmy, że „Batman początek” był przeciętnym prologiem do jednych z najlepszych komiksowych filmów w historii kina.

Łukasz Adamski

„Człowiek ze stali”, USA 2013, reż: Zack Snyder, wyst: Henry Cavill, Amy Adams, Michael Shannon, Russel Crowe, Kevin Costner, Diane Lane, Lawrence Fishburne

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych