GRZEGORZ MARKOWSKI na poważnie. Czy rozmawia ze swoim bratem-księdzem o religii?

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Frontman zespołu Perfect Grzegorz Markowski nie może narzekać na brak popularności. Kolejne dekady mijają, a długowłosy wokalista i spółka wciąż są obiektem uwielbienia fanów. Nie brakuje przy tym refleksji.

Już jutro w Sali Kongresowej Perfect zagra swoje największe przeboje. Pewnie malkontenci znowu zapytają, ile razy można odgrzewać te same kotlety, ale z drugiej strony warto zastanowić się, ile jest w Polsce kapel, które mogę cieszyć się takim powodzeniem po 30 latach działalności? Tak jest właśnie w przypadku kultowego zespołu pop-rockowego.

Podobną stałość można zauważyć również w życiu charyzmatycznego wokalisty grupy. Grzegorz Markowski od 40 lat jest bowiem związany z tą samą kobietą. Czyżby był to dobry wpływ jego brata - ks. dr Rafała Markowskiego, znanego wykładowcy Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego? Muzyk przekonuje, że nie rozmawia jednak z bratem na tematy religijne.

Spotykamy się rzadko, a rozmowa na takie tematy, jak się ma trzy, cztery godziny na spotkanie, nie ma sensu. Rafał ma piękne i czyste spojrzenie na te sprawy, jest bardzo lubiany przez studentów, był nawet wykładowcą roku. Akceptują go młodzi, jest ich autorytetem. Pamiętam, jak będąc na uczelni udzielałem wywiadu, a on miał wykład – dostaliśmy takie same brawa. Rozmowy na tematy wiary i sytuacji Kościoła zostawiam na wakacje, na które staram się go wyciągnąć. Zazwyczaj wiosną lub jesienią wyjeżdżamy na południe – do Grecji albo Hiszpanii. Ale nie są to męskie spotkania, a raczej cygańskie wyprawy, którym towarzyszy gwar, śmiech, kąpiele w nocy. Jedzie moja żona, córka Patrycja z Jackiem i pięcioletnim synem Filipem, czasem dołącza mój szwagier -

mówi Markowski, cytowany przez dziennik.pl.

Mimo to, wartości zawsze są obecne w życiu muzyka. Stara się je przekładać również na utwory Perfectu. Dla niektórych mają szczególną wartość i właśnie dlatego nie traktuje ich jako zwykłych kawałków robionych pod publiczkę.

Rozmawiałem kiedyś z kobietą, której zmarła matka i "Niepokonani" towarzyszyli jej w tym smutku, jakby ten utwór był modlitwą. Bo ja modlę się piosenkami, śpiewam też dla tych, którzy odeszli. Co więcej można zrobić? Ważny jest też dla mnie utwór "Niewiele ci mogę dać", natomiast "Autobiografię" traktuję jako spowiedź życia. Istotne jest też "Objazdowe nieme kino"; to hołd składany ofiarom kopalni Wujek, misterium muzyczne, a nie piosenka. Po jego wykonaniu ludzie zazwyczaj nie klaszczą, raczej pogrążają się w zadumie -

tłumaczy Markowski.

Wygląda na to, że artysta swój hart ducha zdobywał w trudnych dla każdego szarego Kowalskiego czasach komunizmu. Imał się różnych zajęć, pracował m.in. w firmie budowalnej swjego ojca, którą - po jego śmierci - przejął.

Zajmowałem się bardziej jej administracją, ale wiadomo, że nieraz trzeba było pracować fizycznie, brudząc się farbami, rozpuszczalnikami, czy wożąc towar. To dodaje mi teraz sił, bo w życiu trzeba mieć alternatywę, a ja poczułem się wtedy facetem niezależnym. Ja potrzebowałem zwykłej pracy, bo estrada nie jest zaczarowanym miejscem. Za czasów komuny nie miałem ochoty siedzieć w show-biznesie, bo co to były za czasy? Było przaśnie, piło się wódkę, bo nie było porządnego sprzętu, na którym można by grać -

przyznaje frontman Perfectu.

Komuna minęłą, a Grzegorz Markowski - jak widać - wciąż nie chce zejść z barykady. I słusznie.

AM/dziennik.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych