Oparty na faktach film o niepełnosprawnym 44 letnim dziennikarzu, Marku O’Brienie, który marzy o stracie dziewictwa i w tym celu decyduje się na sesje z seksualną surogatką, mógł wywołać wielki skandal. Odważne sceny, rozgrzeszający Marka ksiądz i Helen Hunt sięgająca szczytów aktorskiego poświęcenia. Zamiast taniej sensacji film spowodował jednak poruszenie. Dlaczego? Bo jest to piękny obraz o miłości.
Ben Levin oparł swój film na słynnym artykule Marka O’Briena "On Seeing a Sex Surrogate", niepełnosprawnego poety, dziennikarza i eseisty, który w wieku 6 lat zachorował na polio. Choroba, która zaatakowała jego mięśnie spowodowała, że całe życie musiał spędzić przykuty większość czasu do „żelaznego płuca” i swojego łóżka. Mimo choroby Mark nie poddał się i niczym Nick Vujicic optymizmem i pełnią życia zarażał otoczenie. Ukończył Uniwersytet Berkeley, opublikował kilka tomików poezji oraz wiele artykułów prasowych i stał się twarzą niepełnosprawnych w USA. W 1997 roku Mark zdobył Oscara za krótkometrażowy film dokumentalny "Breathing Lessons: The Life and Work of Mark O'Brien”. “Sesje” oparty na jego życiu wygrały natomiast nagrodę na festiwalu w Sundance w 2012 roku.
W "On seeing a sex surrogate" Mark zajął się drażliwą dla zdrowej części społeczeństwa kwestią seksu niepełnosprawnych. Mark w swoim tekście nie żerował jednak na taniej sensacji. W poruszający sposób opisał samotność niepełnosprawnych oraz ich wielką potrzebę bliskości nie tylko duchowej, ale również fizycznej. Tekst odbił się bardzo szerokim echem w USA i spowodował, że Mark stał się głosem wszystkich niepełnosprawnych. Relacja Marka z seks terapeutką Cheryl Cohen-Greene zaowocowała jego przyjaźnią z kobietą aż do jego śmierci w 1999 roku. Przyjaźń wpłynęła też na pracę Cheryl, która założyła fundację “LOOC” (Lives Out of Combat) i napisała książkę “An Intimate Life: Sex, Love, and My Journey as a Surrogate Partner”. Zjawisko seks surogacji jest od jakiegoś czas bardzo popularne w USA. Jego popularność idzie rzecz jasna w parze z wielkimi moralnymi obiekcjami. Czy „terapeutyczny” seks może być moralnie usprawiedliwiony? Czym różni się to od prostytucji? Seks surogatki przekonują, że są profesjonalistkami, które współpracują z terapeutami, psychologami czy seksuologami, a jej praca nie ma nic wspólnego z prostytucją. Czyżby?
Zarabiam na życie sypiając z mężami czy chłopakami innych kobiet. Ale absolutnie nie jestem prostytutką, ponieważ praca seksualnej surogatki jest legalna, tak długo jak wykonywana jest w terapeutycznej i uzdrawiającej atmosferze. Ludzie płacą mi za porady i leczenie ich problemów – nie za seks.
mówiła w wywiadzie dla „The Sun” profesjonalna surogatka seksualna Mare Simone. Bardzo naciągane jest to tłumaczenie. Cheryl Cohen-Greene nie uprawiała jednak „terapeutycznego” seksu z każdym mającym problemy mężczyzną. Ona, za zgodą męża, pomaga niepełnosprawnym nie tylko fizycznie, ale też duchowo. Z punktu widzenia „pacjentów” trudno inaczej patrzeć na taką działalność. Jak jednak spojrzeć na to z punktu widzenia terapeutki? Wciąż odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Trudno abstrahować od moralnych dylematów dotyczących seksualnych surogatek dla niepełnosprawnych. Film Bena Levina jest w większości poświęcony moralnym aspektom wyborów O’Briana. Mark spotyka się co tydzień ze swoim spowiednikiem i konsultuje z nim wybory życiowe. Koło łóżka niepełnosprawnego mężczyzny wisi wielki obraz Maryi, do której Mark niejednokrotnie się zwraca. Ksiądz Brendan (świetny William H. Macy) jest dla niego nie tylko duchowym przewodnikiem, ale również osobistym przyjacielem. W filmie żadna decyzja Marka nie zostałaby podjęta bez akceptacji katolickiego duchownego. Ten ma jednak problem z poza małżeńskim seksem swojego parafianina. Mark z rozbrajająca szczerością mówi mu, że nie ma szans na małżeństwo bo wszystkie kobiety mu odmawiają. Znów- możemy mieć wielkie moralne obiekcje oglądając duchownego, który akceptuje seks terapię Marka. Czy tak postąpiłby każdy ksiądz?
Ojciec Brendan jest jednak przedstawiany jako przedstawiciel liberalnego skrzydła Kościoła. Ba, w jednej ze scen jego rozmowa z Markiem oburza wierną, która wychodzi ostentacyjnie ze świątyni. Trudno jednak nie docenić pozytywnego obrazu katolickiego duchownego, który prowadzi przez całe życie przykutego do łóżka, błyskotliwego i pełnego optymizmu wiernego. Jak natomiast traktować religijność Marka, który uprawia seks z cudzą żoną w ramach terapii? „Sejse” oglądałem godzinę po moim codziennym fizycznym treningu w terenie. Naprawdę nie zamierzam oceniać postępowania żyjącego całe życie na łóżku człowieka. Szczególnie takie, w którym tkwi żarliwa wiara.
Największą siłą „Sesji” są kreacje aktorskie. Zarówno Helen Hunt jak i Johna Hawkes byli za swoje role nominowani do Oscara i Złotego Globa. Hunt wspieła się na wyżyny swojego aktorstwa. Nie tylko emocjonalnie wczuła się w rolę Cheryl Cohen-Greene, ale również podjęła bardzo trudne zadanie obnażenia swojego ciała na ekranie. Hunt, która należy do aktorek średniego pokolenia nie pasuje do obrazu dzisiejszych wyretuszowanych modelek, do których przyzwyczaił nas show biznes. Hunt przez swoją naturalność jest bardzo nam bardzo bliska. Aktorce udało się też podkreślić moralne obiekcie kobiet, które decydują się na uprawianie seksu z niepełnosprawnymi w ramach terapii. A co jeżeli seks będzie jedynie wstępem do głębszego uczucia? Co na to rodzina? Jak poradzić sobie z uczuciem niepełnosprawnego „pacjenta”? Jeżeli ktoś miał obiekcje po nagrodzeniu Hunt Oscarem za „Lepiej być nie może”, powinien je porzucić po jej roli w „Sesjach”. Oscar tej aktorce po prostu się należy.
Johna Hawkesa kinomanii kojarzą z wielu smakowitych epizodów ( „Od zmierzchu do świtu”, „Gniew oceanu”, „American Gangster”). Dopiero serial „Deadwood” pokazał, że obdarzony specyficzną urodą i głosem Hawkes może przekonująco grać większe role. Po sukcesie serialu przyszła więc rola guru sekty w „Martha Marcy May Marlene” czy „Do szpiku kości”, za którą aktor dostał nominację do Oscara. Jego rola w „Sesjach” może być porównana do tego co pokazał Daniel Day Lewis w „Mojej lewej stopie”. Hawkes oddał nietypową osobowość Marka. Potrafił wydobyć ze swojej postaci zarówno jej optymizm, cierpienie czy głęboką wiarę.
Mimo pojawiających się podczas seansu „Sesji” moralnych obiekcji, trudno zaprzeczyć, że mamy do czynienia z filmem przepełnionym miłością, humanizmem i dobrem. Oglądając go miałem przed oczami los Nicka Vujicica, który mimo poważnej niepełnosprawności uczy innych jak cieszyć się każdym dniem. Bóg ma bowiem plan wobec każdego z nas. Często potrzeba trochę wysiłku by go dostrzec.
Łukasz Adamski
„Sejse”, reż. Ben Lewin, wyst: Helen Hunt, John Hawkes, William H. Macy. Dystr: Imperial.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/248312-czy-dzis-mozna-jeszcze-przelamac-tabu-piekne-sesje-dowodza-ze-tak-nasza-recenzja