Makabryczna dolorosa - czyli o macierzyństwie, które przemieniło się w potworność

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Kim jest matka? Kobietą, żoną, osobą - ale także pewną rolą (postacią) społeczną, wkodowany w świadomość każdego człowieka symbol bezinteresownej miłości i oddania, które przekracza nawet granice śmierci. Kiedy myślę o pojęciu “matka”, staje mi przed oczami Maryja, która stoi pod krzyżem swego Syna. Kiedy myślę o “matce”, myślę o swojej mamie i niezliczonych rozbitych kolanach, odrapanych łokciach, które zostały wycałowane, o godzinach pełnych choroby i gorączki, kiedy siedziała przy mnie. Myślę też o tych wszystkich sporach, konfliktach światopoglądowych, pokoleniowych, o całym swoim buncie. I o tym także, że moja mama prawie zawsze ma rację.

Teatr Nowy wsławił się “skandalizmem”. Na ścianie budynku (i na stronie internetowej) można wyczytać “Manifest Kultury Obywatelskiej”. Krakowska kultura - według manifestu - jest “Kobietą, Ateistą, Gejem, Transseksualistą, Kaleką, Starcem i Dzieckiem” a to wszystko dlatego, nie jest traktowana poważnie. Nic więc dziwnego, że dyrektor Teatru, Piotr Sieklucki, sięga po tak zwane tematy “trudne”: homoseksualizm, pedofilia, etc. Sam fenomen Teatru Nowego jest dość ambiwalentny: z jednej strony można poczuć, że młoda krakowska lewica trochę na siłę poszukuje tematów “mocnych” i na siłę epatuje tym, co raczej uważa się za chore i grzeszne, z drugiej zaś - i to trzeba z całą mocą przyznać - spektakle są raczej dobre, raczej mocne i raczej nie przekombinowane. Gwoli przykładu: “Lubiewo” w reżyserii Siekluckiego było przerażające, straszliwie smutne - i do bólu szczere w przedstawieniu “blasków” i cieni życia “ciot”. Teraz na deskach sceny zagościło dzieciobójstwo.

Zabójstwo istoty kruchej, niewinnej i bezbronnej (chociażby szczeniaczka) budzi bunt i agresję osób postronnych. Zabójstwo dziecka to zbrodnia nie do wyobrażenia - i nie do przebaczenia. W całej (medialnej i nie tylko) nagonce na dzieciobójczynie, zapomina się właśnie o nich - o matkach, które wyrzekły się własnego macierzyństwa. Spłaszczone, zohydzone, zredukowane do potworności, matki-mordercznie przestają być osobami z krwi i kości - stają się tylko swoistymi symbolami upadku. Może to mój optymizm i moja wiara w człowieka się w tym momencie włącza, ale dla mnie takie ujęcie osoby (z całą jej zawrotną głębią i godnością) jest nie do przyjęcia. Za dzieciobójstwem musi się kryć coś więcej niż tylko ‘wyrodność’. Pojawia się pytanie: jakie nieszczęście, jaka tragedia doprowadza do sytuacji, w której matka zabija swoje dziecko (aż chciałoby się rzec: owoc swojego łona)?

Spektakl Teatru Nowego “Macabra Dolorosa albo rewia DADA w 14 z monologami” w reżyserii Pawła Szarka próbuje zmierzyć się z kwestią dzieciobójstwa. Splata trzy wątki (lub trzy tematy, jak kto woli): historię Katarzyny W., niesławnej mamy Madzi z Sosnowca, sięga po listy Magdy Goebbels oraz wykorzystuje fragmenty z “Medei”. Według słów samego reżysera, dzieciobójstwo staje się punktem wyjścia do opowieści o obłędzie, rozpaczy, rozpadzie osobowości i nienawiści.

Pierwsza scena. Światła stroboskopowe, ogłuszający łomot muzyki i odtwórczyni głównej roli, Kasia Chlebny, która - z białą twarzą, czarnymi zębami, czarnymi wargami i czarnymi oczami, z blond włosami ufryzowanymi a la Magda Goebbels i w sukience z lat 30’ - miota się po scenie w jakimś pseudotańcu. Jednym przypomina to małpę w klatce - światło utrwala postać na chwilę, można ujrzeć tylko dziwaczną pozę, zdeformowaną grymasem twarz. Inni znów widzieli w tym emanację demoniczną - taniec Chlebny przypomina wszystkie te sceny z “Egzorcysty” lub “Egzorcyzmów Emily Rose”, w których ciało ofiary skręcało się wbrew fizyce i anatomii. Reakcja publiczności: lęk, obrzydzenie, agresja, poczucie, że obcuje się z czymś naprawdę złym. Potem spektakl łagodnieje - Chlebny dużo śpiewa (covery znanych hitów), wchodzi w interakcje z widzami, coś deklamuje. Przypomina to faktycznie rewię: zlepki scen, chaos, w sumie dość luźny klimat - tyle że słowa wypowiadane przez postać ociekają wręcz nienawiścią. Rozpacz, agresja, furia, obrzydzenie - kanonady mocnych, strasznych słów.

Po pierwszym szoku widz przywyka. Przestają go ruszać i katalog sposobów, w jakie można zabić własne dziecko, i okazjonalne napady szału Chlebny. To, co na początku sprawiało tak mocne wrażenie (widz mógł się poczuć trochę, jakby był w malignie albo jakby stał na przedsionku do piekła), staje się później już oswojone. Oglądane na scenie szaleństwo staje się już później tylko zabawne - staje sie rozrywką. Zlepek chaotycznych obrazków, scen pełnych makabry, które stają się groteskowe, a wszystko to okraszone piosenkami, przestał poruszać. Być może był to celowy zamiar reżysera: możliwe, że w ten sposób Paweł Szarek próbował pokazać, w jaki sposób działają media. W momencie przecież, w którym “Fakt” zaczął bombardować Polskę artykułami o “potworzycy” Mamie Madzi, sama tragedia (a przecież budząca litość i trwogę) stała się towarem, zeszła na dalszy plan, wreszcie przemieniła się w parodię, która budzi tylko niesmak.

Trudno jest jednoznacznie ocenić “Macabrę”. Spektakl próbował opowiedzieć o niewysławialnym i z jednej strony trochę poruszył widownią, z drugiej zaś spalił się w trakcie. Być może to kwestia formy: nadmiar ekscesów wyparł treść. Zamiast dotknąć zjawiska, skupił się opisywaniu jego zewnętrznych aspektów. Uwikłał się w intertekstualność (stał się mieszanką, w której nie sposób było wyodrębnić części składowych) i stał się chaotyczny. Istnieje silny kontrast między Magdą Goebbels a Katarzyną W - tak silny, że mimo, iż w obu sytuacjach mamy do czynienia z tym samym aktem (zabiciem własnego dziecka), nie powinno się ich ze sobą zestawiać, gdyż są nieporównywalne. Ta pierwsza morduje swoje dzieci w bunkrze. Jest Pierwszą Damą III Rzeszy, istną żelazną damą - i zabija dla idei, bo w świecie, w którym nie ma Wodza, nie ma też piękna ani sensu. Pokrętna logika nazizmu oślepiona jest pojęciami honoru i dumy, a czyn pani Goebbels stanowi jej ukoronowanie. W swoim odczuciu, Pierwsza Dama uwalnia dzieci od hańby i tym samym wspina sie na wyżyny miłości macierzyńskiej. W przypadku Katarzyny W. jest zupełnie inaczej. Motywów nie znamy, dzieciobójstwo przez długi czas nosi maskę “zwykłego” zabójstwa, otacza je medialny szum. Jest w tym coś banalnego i niewyobrażalnie złego - zło banalne, trywialne, trochę obrzydliwe a na pewno zakorzenione w jakiś patologicznych meandrach ludzkiej psychiki przeraża bardziej niż zło zrytualizowane, zinstytucjonalizowane. Nie da sie opowiedzieć o tych dwóch rodzajach zła, mimo ich wspólnego mianownika, razem - próba syntezy, którą była “Macabra” musiała, siłą rzeczy, spalić na panewce.

Jest jeszcze jedna możliwość: o czymś tak intymnym, jak mord na własnym dziecku, nie da się mówić. Nie da się tego pokazać - gdyż wejście w sytuację dzieciobójstwa wymagałoby wejścia w psychikę (do głowy) matki. Sam akt jest tak osobisty, i tak tragiczny, że chyba poza zasięgiem kogoś, kto stoi z zewnątrz. Łatwo tylko doklejać łatki, kategoryzować i spekulować. Nie próbuję, oczywiście, w ten sposób usprawiedliwić niczego - zło złem będzie, niezależnie od motywów - ale wydaje mi się, że trochę nie przystoi spłycać zjawisk tak istotnych i tak trudnych.

Ola Koehler

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych