Jeśli Marcin Wolski będzie raczył nas w tak zawrotnym tempie kolejnymi książkami, niedługo prześcignie Kinga, Pilipiuka czy samego Kraszewskiego. W najnowszej powieści wziął pod lupę sławną „Karierę Nikodema Dyzmy” Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, dopisując do niej ciąg dalszy, ale w swoim niepowtarzalnym stylu, czyli tworząc pełną akcji powieść szpiegowską z wielką polityką w tle.
Specyficzne uniwersum Wolskiego jest jak zwykle trudne do klasyfikacji. Postacie autentyczne (Hitler, Goebbels etc.) występują obok postaci zakamuflowanych literacko (przykładowo Józef Karaś, pseudonim „Płomień” to czytelna aluzja do „Ognia”). Bohaterowie literaccy (Dyzma i inne postacie z „Kariery...” ) towarzyszą popkulturowym bohaterom przerobionym dla satyrycznego efektu (Hans Kross, James Blond); takie zabawy z postaciami autentycznymi i literackimi są zresztą od dawna znakiem rozpoznawczym autora Nieprawego łoża. Jest to uniwersum umowne i komiksowe, a melanż konserwatyzmu, religijności, erotyki i ułańskiej fantazji w budowaniu karkołomnych fabuł jest jedyny w swoim rodzaju. Choć, biorąc pod uwagę, że kiedyś („Pies w studni”) Dukaj widział w Wolskim kandydata na „polskiego Umberto Eco”, to trochę szkoda potencjału autora. Jak pamiętamy, powieść Dołęgi-Mostowicza była satyrą zarówno na miernotę polityków, jak i nadmuchiwanie ich rzekomej wielkości przez społeczeństwo. Tamten Dyzma nie wzbudzał sympatii, a raczej oburzenie i politowanie. Niemniej, skoro sprawdził się jako Prezes Banku Zbożowego i administrator majątku w Koborowie, właściwie spełniał pokładane w nim oczekiwania, przejawiając intuicyjny, naturszczykowski makiawelizm… zatem może „Kariera…” była tylko przejaskrawioną, złośliwą satyrą endeckiego autora, niechętnego sanacyjnym władzom? W innej, przychylnej mu narracji, Dyzma mógłby być ideałem self-made mana, udowadniającym, że każdy jest kowalem swego losu i przykładem tryumfu praktyczności nad biurokracją i przeintelektualizowaniem. Takim nieświadomym liberałem, który ograł państwo i zaskarbił sobie przychylność opinii publicznej…
Zastanawiało mnie, jak postać Dyzmy potraktuje Wolski, który niejednokrotnie dał się poznać jako raczej „piłsudczyk” niż „endek” (patrz jego polemika z „Myślami nowoczesnego endeka” Ziemkiewicza, zamieszczona w „Sieci” nr….…). Powieść Dołęgi-Mostowicza Wolski potraktował trochę właśnie jako takie przekłamanie, a samego Dyzmę w dużym stopniu uszlachetnił – owszem, czasem wyłazi z niego prostactwo i pazerność, ale zdolny jest on i do samopoświęcenia, i do opieki nad odnalezionym synem – jednym słowem, dokonuje ekspiacji za popełnione wcześniej zło. Punktem wyjścia „Prezydenta…” jest to, że image Dyzmy, w oczach Polaków świetnego zarządcy i szlachetnego opozycjonisty (w „Karierze…” zrezygnował z teki premiera) w trakcie kończącej się wojny chce wykorzystać… Adolf Hitler, by postawić go na czele marionetkowego rządu. Miałby on uwiarygodnić Niemców w oczach Polaków, ponieważ Hitler w obliczu sowieckiej nawały przekonuje się (patrz książka Zychowicza „Pakt Ribbentrop-Beck”), że powstrzymać Sowietów można tylko wespół z Polską… a nikt lepiej nie nadawałby się na prezydenta takiej satelickiej Polski. Własnym autorytetem firmowałby niemiecką politykę, a sam, jako karierowicz, pokusiłby się o takie stanowisko…
Chętnie przeczytałbym taką alternatywną historię, której autor ukazałby, w jaki sposób Hitler „odkręca” pod koniec wojny, po Powstaniu Warszawskim, swoją fatalną u Polaków opinię – o ile przed wojną byłoby to jeszcze całkiem prawdopodobne (o czym przekonywał Zychowicz), o tyle pod koniec wojny –niekoniecznie. Zresztą, wygląda to trochę, jakby sam Wolski przestraszył się tego pomysłu i owa alternatywna historia Polski pozostaje w powieści niezrealizowana. Szkoda, że sama intryga fabularna to nieustanna „pogoń za Dyzmą” w wykonaniu Himmlera, Goebbelsa i Hansa Franka, którzy konkurują między sobą w tym pościgu, chcąc zaskarbić sobie opinię Hitlera. Dyzmę ścigają też szpiedzy angielscy, prosowiecka partyzantka, a nawet Barcik, syn zgwałconej przez Dyzmę w „Karierze…” Marysi. Akcja przeskakuje z postaci na postać i z lokacji na lokację (Edynburg, Tatry, Warszawa, sowiecki łagier) w tempie ekspresowym.
Dziwna to powieść – zasugerowany początkowo punkt dojścia zdaje się ciekawym pomysłem; chętnie przeczytałbym szaloną, alternatywną wersję historii (niekoniecznie z Dyzmą, z literackim w końcu bohaterem), gdy antysowiecki sojusz polsko-niemiecki w roku 1945 zmienia losy wojny – i na to liczyłem, mając w pamięci udane poprzednie książki Wolskiego („Wallenrod”, „Mocarstwo,” „Jedna przegrana bitwa”). Zamiast tego powstała raczej powieść rozrachunkowa, mająca przywrócić dobre imię Dyzmy, sprofanowane przez „złych endeków” – ale tu też Wolski nie poszedł na całość, zapewne świadom, że nadmiernie upiększając i mitologizując prezesa Banku Zbożowego popadłby w śmieszność. Dlatego raz Dyzma jest porównywany do „śpiącego rycerza” w Tatrach, który przyjdzie Polsce z pomocą, gdy zajdzie prawdziwa potrzeba, ale innym razem to sami Polacy (co prawda we śnie Hansa Franka – czyżby proroczym?) świeżo wybranego, proniemieckiego marionetkowego prezydenta Dyzmę witają okrzykami „von Dyzma” – co czytać należy nie przez „f”, a przez „w”… Być może w planach autora jest kontynuacja, która pociągnęłaby historię dalej – zakończenie co prawda nie sugeruje takiej możliwości, ale znając narracyjne umiejętności Wolskiego…
Sławomir Grabowski
Marcin Wolski, Prezydent von Dyzma. Zysk i S-ka, Poznań 2013.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/248293-alternatywny-powrot-prezesa-banku-zbozowego-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.