M. Night Shyamalan znów nie zachwycił krytyków. Choć to bardzo łagodne określenie na jego porażkę filmową. "1000 lat po Ziemi" z Willem Smithem miał być wielkim hitem. Według pierwszych recenzji jest taki jak poprzednie cztery filmy wypalonej gwiazdy. Gdzie się podział twórca „Znaków” i jednego z najlepszych horrorów lat 90-tych?
Portal stopklatka.pl zrobił zestawienie recenzji jakie się pojawiły po premierze filmu, który miał przywrócić wielką wiarę, jaką w reżyserze o oryginalnym jak jego pierwsze scenariusze nazwisku pokładały miliony kinomanów. „1000 lat po ziemi”, gdzie w rolach głównych występują Will Smith oraz jego syn Jaden był reklamowany jako właśnie taki powrót. Jest to kolejny z serii katastroficznych filmów jakie pojawiają się na kinowych ekranach w ostatnich latach.
Film opowiada o generalne Cypher Raige, (Will Smith), który podróżuje wraz ze swym trzynastoletnim synem Kitai (Jaden Smith). Obaj udają się w kierunku Układu Słonecznego. Ich statek zostaje uszkodzony w zderzeniu z rojem meteorytów i muszą przymusowo lądować na niebezpiecznej Ziemi. Ojciec zostaje ciężko ranny, a młody Kitai, który zawsze pragnął mu dorównać, samotnie musi stawić czoła dzikiej planecie. Oto opinie, które o filmie zebrał portal stopklatka.pl.
„Ten film jest tak zły, że zasługuje na porównanie do "Bitwy o Ziemię" Rogera Christiana.” Rolling Stone. "1000 lat po Ziemi" momentami zbliża się do bycia stosunkowo przyzwoitym filmem. Niestety te momenty zdarzają się tylko w pierwszych dwudziestu minutach filmu.” JoBlo's Movie Emporium. „Brak zainteresowania Shyamalana tym filmem jest wyczuwalny od pierwszej do ostatniej klatki.” Variety. „Banalny film science-fiction, zbyt mocny dla najmłodszych i za mało wyszukany dla dojrzałych odbiorców.” Screen International „Bardzo zły.” New York Times. „Mało wymagający i dziecinny” Movie Nation.
Jeden z cytatów może być niestety znamienny dla Shyamalana. „Biorąc pod uwagę ostatnie dokonania Shyamalana, "1000 lat po Ziemi" nie jest najgorszy.”- napisał David Edelstein z New York Magazine. Czy w 1999 roku ktokolwiek mógł przypuszczać, że kiedykolwiek pojawią się takie opinie o oryginalnym reżyserze?
Urodzony w Indiach Manoj Night Shyamalan szybko po ukończeniu w ukochanej Filadelfii szkoły filmowej znalazł pracę w świecie filmu. Już od podstawówki kręcił filmy amatorskie filmy więc bardzo długo wyrabiał zmysł reżyserski i filmowy. Swój pierwszy film zatytułowany „Praying With Anger" nakręcił w 1992 roku. Sam zagrał główną rolę i napisał do niego scenariusz. Jest to w pewnym stopniu autobiograficzna opowieść o Amerykaninie, który szuka swoich indyjskich korzeni. Film nie przyniósł mu jeszcze rozgłosu, ale zwrócił uwagę na dobrze skonstruowany scenariusz młodego filmowca. Ten musiał się jednak zderzyć z rzeczywistością jaka panuje w Hollywood.
Po perypetiach z wytwórniami filmowymi, przez które nie zrealizował kolejnego swojego scenariusza, w 1996 roku filmowiec nakręcił "Dziadunio i ja", o poszukującym Boga chłopcu i napisał scenariusz do „Stewarda Malutkiego”. Po raz kolejny producenci ( tym razem przebiegli bracia Weinstein) weszli ambitnemu filmowcowi w paradę i mocno mu film pocięli. Wtedy na przekór swoim ambitnym poszukiwaniom M. Night Shyamalan napisał scenariusz horroru o chłopcu, który widzi duchy. Udało sprzedać mu się scenariusz za trzy miliony dolarów Disneyowi. Wytwórnia zaangażowała do obrazu Bruce’a Willisa i nieznanego nastolatka Haley Joel Osment. Tak zaczęła się legenda „Szóstego zmysłu”.
Film zarobił na całym świecie 700 milionów dolarów i zdobył 6 nominacji do Oscara. Shyamalan był na szczycie. Absolutnie zaskakujący scenariusz spowodował, że egzotyczne nazwisko filmowca było odmieniane przez wszystkie przypadki. Filmowiec postanowił nie wracać już do ambitnych produkcji, którymi debiutował w świecie filmu. Autor poszedł za ciosem i zrealizował rok później „Niezniszczalnego” z Brucem Willisem i Samuelem L. Jacksonem. Film, mimo ciekawego pomysłu i znów zaskakującej końcówki wydał się jednak wtórny. Zebrał słabe recenzje i nie okazał się spodziewanym sukcesem. Hollywood czekało więc na trzeci- jakże ważny dla każdego reżysera- obraz.
„Znaki” z Melem Gibsonem i Joaquinem Phoenixem również nie przyniosły spodziewanego sukcesu, choć w moim przekonaniu to najdojrzalszy i najlepiej zrealizowany film Shyamalana. Nie tylko w oryginalny i błyskotliwy sposób opowiadał on o najeździe na ziemię kosmitów, ale również dotykał kwestii wiary, ocierając się w pewnym stopniu o religijny "Dziadunio i ja". Również krytykom film się spodobał choć wciąż nie zbliżył się do wysokiej poprzeczki zawieszonej w 1999 roku. Niestety był to ostatni film jaki można w jego filmografii pochwalić.
Z „Osady” z imponującą obsadą na czele z Williamem Hurtem, ponownie Phoenixem, Adrienem Brodym czy Sigourney Weaver wyszedłem nie tylko zażenowany, ale również wkurzony. Żaden filmowiec nie okazał się większym hochsztaplerem niż najlepiej wówczas opłacany scenarzysta w Hollywood. Film został zmiażdżony przez krytyków i lekko podmył legendę geniusza. Wydawało się jednak, że Shyamalan cierpi na wypalenie i brak formy. Kompletnie naciągana końcówka filmu, która miała rzekomo być powtórką z „Szóstego zmysłu” okazała się jedynie śmieszyć i nużyć.
Niestety reżyser nie zrobił tego, co robi wielu odnoszących spektakularną porażkę filmowców i nie poszedł nie zasłużony urlop. Zamiast tego w ciągu sześciu lat zrealizował on trzy wysokobudżetowe koszmarki. Wszystkie pogłębiły fatalne opinie o gasnącej gwieździe kina. Kuriozalna baśń „Kobieta w błękitnej wodzie”, nierówne i miejscami żałosne „Zdarzenie” z fatalną rolą Marka Wahlberga i w końcu największa kompromitacja reżysera „Ostatni Władca Wiatru” przyniosły mu w sumie 7 nominacji do Złotych Malin i cztery wygrane. 1000 lat po Ziemi miały być (kolejnym) przełomem. Jak pokazują recenzje krytyków może być z tym problem.
Zaskakujące jest jedynie to, że Shyamalan wciąż dostaje poważne pieniądze na swoje nieciekawe wizje, które w najlepszym wypadku są odcinaniem kuponów od „Znaków” i „Szóstego zmysłu”. Trudno ocenić czy reżyser ściga się z własną legendą czy nie potrafi po prostu przyznać się do tego, że stać go było na dwa świetne scenariusze bloskbusterowego kina. A może reżyser powinien wrócić do korzeni i zrealizować skromny, ambitny film jakim debiutował w Hollywood? Niejeden twórca odbijał się od dna wracając do swoich korzeni, a przecież reżyser nie do końca z własnej woli porzucił autorskie poszukiwania w kinie. Może talent Amerykanina indyjskiego pochodzenia odrodzi się w telewizji, która potrafiła w ostatnich latach niejednego zombie przywrócić do życia. Niestety dziś Shyamalan zapowiedział, że ma pomysł na sequel…”Niezniszczalnego”. Pozostawmy to bez komentarza i miejmy nadzieję, że krytycy pomylili się w stosunku do „1000 lat po Ziemi”. U nas premiera za kilkanaście dni.
Łukasz Adamski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/248247-kolejna-wtopa-m-nighta-shyamalana-ten-film-mial-podniesc-geniusza
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.