Z szafy Majewskiego (cz. 14). Roman Polański to prawdziwy mistrz. Reżyser do perfekcji opanował ukazywanie mrocznej strony natury ludzkiej w różnych konwencjach. Również iście tetralnej.
"Śmierć i dziewczyna" jest bowiem adaptacją sztuki Ariela Dorfmana. Polański radzi sobie jednak z cudzymi pomysłami równie dobrze, co z własnymi scenariuszami. Zwłaszcza wtedy, gdy dotyczą jego ulubionych tematów. Tak jest również w tym przypadku.
Paulina Escobar (primo voto Lorca) czeka na swojego ukochanego męża z kolacją. Gerardo jest przewodniczącym komisji ścigającej zbrodnie poprzedniego reżimu. Nieoczekiwanie ukochany zjawia się w towarzystwie tajemniczego dr Roberto Mirandy w którym Paulina dostrzega swojego dawnego prześladowcę, który brutalnie ją torturował i gwałcił podczas junty wojskowej. Kobieta była bowiem zaangażowana w działalność opozycji.
Paulina postanawia zemścić się za dawne krzywdy, mimo, że swojego kata znała tylko z głosu (podczas tortur oprawcy zasłaniali jej twarz). W domu Escobarów zaczyna się walka nie tylko z dawnym wrogiem, ale również własnym sumieniem. Paulina musi decydować czy ważniejsza jest dla niej chęć zemsty i rozdrapywanie zabliźnionych ran czy odpuszczenie winowajcy, który nie poniósł odpowiedzialności za swoje zbrodnie.
Roman Polański łączy w swoim dziele motywy, które zdominały twórczość takich pisarzy jak Fiodor Dostojewski czy Franz Kafka. Zagadnienia zbrodni, kary, odkupienia i winy utrzymane w klaustrofobicznym klimacie, który zmienia bohaterów, sprawiają, że polski reżyser w niespełna dwugodzinnym obrazie na nowo niepokoi, prowokuje do stawiania pytań, a przede wszystkim ukazuje mroczą stronę każdej postaci, przez co granica między katem a ofiarą jest bardzo rozmyta. Polański bezlitośnie ukazuje najbardziej skrywane zakamarki ich dusz. A może również samych widzów?
Oszczędny w formie film jest szczególnym wyzwaniem dla ambitnego widza. Zwłaszcza takiego, który nie utożsamia kultury z hollywoodzkimi produkcyjniakami i doniesieniami rodem z tabloidów. Widza, który pamięta jeszcze o teatrze. Obraz zyskuje również dzięki przekonującej Sigourney Weaver (Paulina) i świetnie odgrywającego zrozpaczonego małżonka Stuarta Wilsona. Kreacja Bena Kingsleya (dr Miranda) nie wymaga rekomendacji - ta twarz mówi wszystko... A jeżeli dodamy do tego muzykę Wojciecha Kilara, nie trzeba dłużej polecać kolejnego wspaniałego filmu Polańskiego.
Wytrawny widz i człowiek wykształcony od razu skojarzy, że akcja filmu jest osadzona w Chile ery postpinochetowskiej. Polański nie idzie jednak w stronę lewicowych artystów, którzy na każdym kroku demonizują antykomunistyczny reżim Augusto Pinocheta. W wywiadzie dla "Polityki" Polański przekonywał nawet, że jego film nie jest osadzony z konkretnym miejscu i czasie, po to by również widzowie w Europie Wschodniej mogli zrozumieć jego przesłanie. Fakt, że reżyser nie określił dokładnie - mimo nacisków - o jaką dyktaturę chodzi w filmie, sprawia, że "Śmierć i dziewczyna" mimo upływu 19 lat od premiery jest dziełem wciąż aktualnym.
Aleksander Majewski
"Śmierć i dziewczyna" (tyt. oryg. "Death and the Maiden"), Francja/USA/Wielka Brytania (1994), reż. Roman Polański, scen.: Rafael Yglesias, Ariel Dorfman, wyst.: Sigourney Weaver, Stuart Wilson, Ben Kingsley
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/248246-smierc-i-dziewczyna-czyli-zbrodnia-i-kara-oczami-romana-polanskiego