NETFLIX zmienia widza. Czy kino i telewizja też się zmienią?

Firma Netflix – oferująca subskrybentom filmy i seriale przez internet – po raz pierwszy od dawna zaczęła przynosić zyski. I chyba na trwale zmienia sposób oglądania przez Amerykanów. W pierwszym kwartale firma przyniosła niewielki, ale jednak zysk 2,7 mln dolarów, zacierając złe wrażenie z kilkumilionowej straty rok wcześniej. Ceny notowanej na nowojorskiej giełdzie spółki znów wzbiły się powyżej 200 dolarów za akcję. Dlaczego to tak ważne? Bo jest potwierdzeniem, że model sprzedaży filmów i seriali zaproponowany przez Netflix, działa.

To ważne, bo jeszcze niecałe dwa lata temu, Netflix znajdował się w wielkich opałach. Założona w 1997 r. przez Reeda Hastingsa jako wysyłkowa wypożyczalnia filmów na dvd, spółka zdążyła pokonać giganta – wypożyczalnię Blockbuster, aby popaść w wielkie kłopoty od 2010 r., próbując rozdzielić usługi wysyłkowe od pobierania filmów w internecie. Operacja okazała się PR-owskim kataklizmem, który omal nie doprowadził do upadku. Po dwóch latach Netflix wraca silny jak nigdy. Liczba subskrybentów gotowych zapłacić 7,99 dolarów za miesiąc przekroczyła 29 milionów, co oznacza wyprzedzenie klientów kanału HBO.

Netflix jest absolutnym liderem w USA jeśli chodzi o ściąganie filmów przy użyciu stacjonarnych komputerów i urządzeń – według ostatnich badań aż 32,25 proc. wszystkich filmów ściąganych jest przez subskrybentów Netflixa (następny YouTube ma 17 proc., choć zdecydowanie dominuje wśród urządzeń mobilnych z 27 proc.). We wszystkich trzech czterech strefach czasowych USA – subskrybenci serwisu dominują w internecie w godzinach 21-23. Oznacza to, że już teraz stanowią potężną konkurencję dla telewizji ogólnokrajowych i kanałów tematycznych w prime time. I niewątpliwie alternatywę dla dotychczasowych miłośników wieczornych seansów.

Netflix nie ogranicza się jedynie do dystrybucji i już samodzielnie produkować własne seriale. Właśnie wprowadza serial komediowy „Arrested Development”. W zeszłym roku Netflix wyprodukował serial „Hemlock grave”. W lutym zadebiutował remake brytyjskiego serialu „House of Cards” – opowieści o współczesnym politycznym Waszyngtonie, brawurowo zagranym przez Kevina Spacey (pisałem o tym tutaj http://wnas.pl/artykuly/992-netflix-rzucil-karty-na-stol-pierwszy-serial-za-pieniadze-internautow ). 13-odcinkowy serial można było od razu obejrzeć w sieci w całości, co – wraz z perfekcyjnym wykonaniem i grą aktorską – nabiło Netflixowi dodatkowej popularności. A w planach show dla dzieci i więcej licencyjnych produkcji ze stajni Disneya i studia Pixar (m.in. kontynuacja „Star Wars”). Dość powiedzieć, że ruchy Netflixa pilnie śledzi konkurent w wypożyczaniu filmów przez internet, sklepowy gigant Amazon.com, który też spróbował się w produkcji własnego serialu. 19 kwietnia zadebiutował pilot serialu „Alpha House” – komediowej opowieści o życiu czterech senatorów Partii Republikańskiej (a więc znów historia o polityce się sprzedaje!) z Johnem Godmanem w roli głównej.

Co ciekawe, choć obie firmy konkurują ze sobą zawzięcie, to Netflix korzysta komercyjnie z blisko 20 tys. serwerów Amazonu. Dzięki braku konieczności posiadania własnej infrastruktury, siedmiuset inżynierów i matematyków pracuje nad stałym usprawnianiem systemu. Który nie dość że w ułamku sekundy, musi on rozpoznać skąd klika klient i skierować go do najbliższego geograficznie serwera, do tego musi też rozpoznać z jakiego urządzenia się komunikuje. Firma chwali się, że jej serwery rozpoznają do tysiąca rodzajów urządzeń, na jakich można oglądać jej filmy. Jeśli dodać do tego bardzo skomplikowany system rekomendacji, inny dla każdego miejsca w czasie i przestrzeni USA, to widać ile pracy mają twórcy algorytmów Netflixa.

W ten sposób Netflix staje się skrzyżowaniem dystrybutora i producenta, firmą łączącą „najnowocześniejszą technologię ze sztuką”. Jeśli dodać do tego plany ekspansji międzynarodowej – w tym zakup licencji ogólnoświatowych – rodzi się poważny konkurent dla studiów w Hollywood, zdolny już teraz wydać 100 mln dolarów na dwa sezony „House of Cards”. Pierwszy cel dla super ambitnego szefa firmy to wygranie boju z HBO. – Jesteśmy tańsi, wszystko jest na zamówienie od razu, zindywidualizowane, do odbioru na wielu urządzeniach - Reed Hastings już wskazuje na własne przewagi nad czempionami kablówek.

Ale jeszcze ważniejsza jest inna deklaracja Hastingsa. – Dla nas technologia jest środkiem, aby dostarczyć lepszych i nowocześniejszych doświadczeń przy oglądaniu filmów. To, o co walczymy, to czas ludzi – zadeklarował. Po sobie przyznam, że to raczej rewolucja. Mając subskrypcję Netflixa (7,99 dolara za miesiąc) oraz Amazon (67 dolarów rocznie), właściwie przestałem oglądać filmy i seriale w telewizji i chodzić do kina. Nie trzeba tracić czasu na dojazdy, nie oglądać w ściśle określonym czasie i miejscu. Większość filmów, nawet nowości są dostępne w sieci po kilku miesiącach (np. na Amazonie za 3-6 dolarów). Dodatkowo seanse można przerywać w każdej chwili, cofać albo przyspieszać, o irytujących blokach reklamowych nawet nie myśleć. Rzeczywiście, wszystko dlatego, aby oszczędzić czasu – jedynego dobra, które przemija i nie jest odnawialne.

Paweł Burdzy z Chicago

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych