RECENZJA Spowiedź outsidera z Hollywood TAŚMY BILLY’EGO BOBA

screenshot  Monsters Ball
screenshot Monsters Ball

Billy Bob Thornton- ekranowy kamelon, muzyk, ekscentryk, zdobywca Oscara, były mąż Angeliny Jolie i jeden z ulubionych aktorów braci Coen. Oryginalna jak sam aktor i nietypowa autobiografia mówi nie tylko o „jaskini duchów” Billego, ale również pokazuje obraz Hollywood, gdzie artysta jest coraz częściej jedynie trybikiem w komercyjnej machinie. Spokojnie, nie jest to ani jedna z łopatologicznych biografii gwiazdy grafomańskich autorów, jakie zalewają nasz rynek. Nie jest to również poprawna spowiedź celebryty, który z armią ghost writerów opracowuje papkę z kontrolowanymi przeciekami ze świata show biznesu dla swoich fanów.

„Taśmy Billy’ego Boba” przypominają doskonałą autobiografię Marlona Brando „Piosenki, których nauczyła mnie matka”. Dostajemy luźną spowiedź aktora przewleczoną wspomnieniami jego przyjaciół na czele z takimi tuzami aktorstwa jak Robert Duvall. Książka ma więc nietypową konstrukcję i samo jej czytanie sprawa niebywałą przyjemność. Czujemy się w pewnym stopniu jak rozmówcy Billego przy piwie na rancho w Teksasie. Aktor zresztą w swoim stylu, jakim jest nacechowana ta pozycja, już we wstępie pisze czego możemy się spodziewać.

Jeśli czasami zbyt długo rozwodzę się na czymś, albo przeklinam, wynika to z tego, że książka nie została napisana, lecz nagrana, a poza tym prawie jej nie redagowano. Jest taka, jaka wyszła z moich ust, więc proszę o wyrozumiałość.

mówi na spisanym nagraniu Billi Bob. Wydaje się, że artysta jest szczery w tym co mówi. Zresztą samo zastanawianie się czy celebryta nie odgrywa przed mani szopki pijarowiej, pokazuje ducha naszych mediokratycznych czasów. Wydaje się, że spowiedź Billiego Boba jest pierwszą od czasu słynnego wywiadu z Brando tak bezpretensjonalną i szczerą pozycją. To trochę jak filmowa wersja „Bez rezerwacji” Antohonego Bourdaina, choć Billy Bob nie musi budować swojej pozycji na wizerunku niegrzecznego chłopca jak znany kucharz.

Prawdziwy problem polega na tym, że wielu ludzi z mojego pokolenia będzie odgrywało rolę adwokata diabła całego tego szajsu tylko po to by uczestniczyć w czymś, co jest modne, i trzymać się kurczowo swojej popularności, sprzedając jakieś gówno, w które wcale nie wierzą.

mówi Thortnton, odnosząc to szczególnie do kolegów z show biznesu. W tej pozycji znajdziecie wiele gorzkich słów o Hollywood, showbizesie, telewizji, tabloidach i ogłupianiu współczesnych społeczeństwa przez kreowanie jednodniowych gwiazdeczek.

Nie zamierzam w tym miejscu streszczać dokładnie jakie tematy są poruszane przez aktora w książce. Posłużę się lapidarnym opisem wydawcy. „W „Taśmach Billy’ego Boba” artysta przenikliwie obserwuje zanik magii w przemyśle rozrywkowym oraz przemiany, jakie zachodzą w tej branży w tak gwałtownie zmieniającym się świecie. Billy o show biznesie mówi z pasją, surową szczerością i przewrotnym humorem.” Można spokojnie zgodzić z tym opisem, choć przesadą jest pogląd, że rozważania aktora nie są zawsze szczególnie przenikliwe. Mamy raczej do czynienia z opisem Hollywood przez faceta, który ma gdzieś opinię innych. Dlatego dowiadujemy się prawd, które od dawna stanową tajemnicę poliszynela. Nikt jedna nie ma cojones by je głośno wypowiedzieć.

Warto więc pochylić się nad opisami mechanizmów, które rządzą Hollywood. Billi Bob nie był szczególnie popularnym aktorem dopóki nie zachwycił fabryki snów „Bliznami przeszłości”, które napisał, wyreżyserował i zagrał główną rolę. Thornton dostał za scenariusz Oscara i na tyle mocno podkreślił swoje umiejętności aktorskie, że szybko wszedł do panteonu gwiazd braci Coen. Smakowicie brzmią więc relacje jak trudno było artyście zrealizować swój najważniejszy film. Nie zdradzę jakie rady młodemu Thorntonowi dał Martin Scorsese, ale mówią one bardzo wiele o tym czym jest Hollywood. Artysta opisuje też jak studio filmowe zdewastowało mu film „Rącze konie”. Zmieniając muzykę, naciskając na zmiany w montażu i promując film jako romans z Mattem Damonem i Penelope Cruz w rolach głównych, wytwórnia doprowadziła do porażki artystycznej i finansowej filmu.

Krok za krokiem pozbawiali film duszy i właśnie dlatego nie odniósł sukcesu. Nie można robić nic na pół gwizdka. Jeśli próbuje się wcisnąć ten film publiczności jak romantyczną historię w stylu „Titanica”, a wcale tak nie jest, wówczas ludzie wychodzą z kina niezadowoleni, bo przyszli zobaczyć opowieść o miłości i pomiędzy ładną dziewczyną a chłopakiem. Z kolei ci, którzy chcą obejrzeć adaptację powieści Comaca McCarthy’ego, nie otrzymują całej historii i są rozczarowani. (…) Jeżeli próbujesz przerobić jabłko na pomarańczę, stracisz zarówno publiczność komercyjną, której chcesz to sprzedać, jak i prawdziwą, która chce to zobaczyć.

mówi artysta. Muzyk i filmowiec gorzko też odnosi się do ewolucji jakie przechodzi dzisiejsze kino, które skupia się na 3D i komputerowo poprawia nawet wygląd brzucha aktorów.

No cóż, jeśli właśnie tego chcesz, jeśli masz gdzieś sztukę i chcesz jedynie zrobić film, który zarobi miliony dolarów i dzięki temu będziesz największym reżyserem gównianych filmów na świecie, w takim razie usiądź i pomyśl jak to zrobić. Idź obejrzeć najgorszy syf, jaki widziałeś w życiu- obejrzyj cały syf, jaki tylko jest dostępny i skopiuj recepturę. Nie zabierze ci to zbyt wiele czasu. Wiedz tylko, że podczas gdy film komercyjny próbuje przemówić do szerokiej publiczności, film niezależny nie odwołuje się do najniższego wspólnego mianownika.

przekonuje Thornton. Z kart książki bije jego rozczarowanie Hollywood. Nie jest to jednak narzekanie niespełnionego filmowca. Pozycja artysty w fabryce snów jest na tyle znacząca, że może on sobie pozwolić na uderzenie we własne środowisko. Szczególnie, że filmowiec ma opinię ekscentryka, którą z pietyzmem podkręca w opisach swoich fobii i natręctw. A tych jest wystarczająco na postać w filmie Woodego Allena. Kto wie, może kiedyś Boba zobaczymy u geniusza z Manhattanu? A wiecie, że w jednej ze scen najsłynniejszego filmu z Bobem możemy zaobserwować nie jego aktorską grę a właśnie napad natręctw? W którym? Przekonacie się podczas lektury.

Książka zadowoli też wszystkich przeciwników poprawności politycznej. Aktor w znakomity sposób wyśmiewa głupotę dzisiejszych „naprawiaczy świata”, którzy traktują papierosa gorzej niż AK-47. Widać, że Billi Bob fatalnie czuje się w coraz wyraźniej ugrzecznionym Hollywood. „Gwiazdy filmowe to byli Paul Newman, Robert Redford, Jimmy Steward, Robert Mitchum, Fedric March. Teraz gwiazdy filmowe to grube kurduple z loczkami.”- mówi gwiazda „Prostego planu” i „Złego Mikołaja”.

Billy Bob Thornton jest niewątpliwe gwiazdą współczesnego kina. Jednak jest to gwiazda w starym dobrym stylu. Niewielu dziś takich zostaje w Hollywood. Nadchodzi do nas pokolenie wyżelowanych lalusiów z podrasowanymi komputerowo brzuchami i wydepilowaną skórą, która ma dobrze wyglądać w HD. Ten facet ma jednak cojones by przypomnieć na czym polega aktorstwo i sztuka w kinie. Warto go posłuchać. „Znam Billy’ego od lat i jeszcze go do końca nie rozgryzłam. Ta zagadka mnie kręci” – pisze we wstępie do książki jego była żona Angelina Jolie. Nam też nie dał tej szansy. Ale może to czyni go wielkim?

Łukasz Adamski

tytuł
tytuł

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych