Wszystkie media bombardują nas od rana informacjami ( TVN24 miał żółty pasek!) o usunięciu piersi przez Angelinę Jolie. Choć informacja brzmi dramatycznie, okazuje się, że nie taki diabeł straszny jak go malują...
A skoro wszystkie media o tym trąbią, to i wNas.pl musi wtrącić swoje trzy grosze (ku rozpaczy konserwatywnej części naszych czytelników). Tym bardziej, że piękna Angelina jest przede wszystkim znakomitą artystką i to głównie jej warsztat aktorski powinien decydować o jej popularności, a nie decyzja o usunięciu piersi, będąca wymarzonym prezentem dla tabloidów.
Tym bardziej, że głośny zabieg nie pozbawia Jolie kobiecości. W całej medialnej wrzawie mało kto zwrócił uwagę, że mastektomia nie oznacza w tym przypadku utraty kobiecych kształtów.
Wystarczy wczytać się w deklarację samej zainteresowanej na łamach "New York Timesa":
Mój proces zaczął się 2 lutego od tzw. 'zachowania sutków', które zwalcza raka w kanałach piersiowych za brodawką i powoduje zwiększenie przepływu krwi. To powoduje wiele bólu i siniaków, ale zwiększa szanse na zachowanie sutka
Jak tłumaczy gwiazda, dwa tygodnie później przeszła główną operację usunięcia tkanki łącznej wypełniającej piersi i zastąpienia jej tymczasowym wypełniaczem.
Operacja trwa osiem godzin. Budzisz się z rurkami i rozciągaczami w piersiach. Można poczuć się jak w scenie z filmu science-fiction. Ale kilka dni potem można wrócić do normalnego życia
wyjaśnia Jolie.
Jak podaje TVN 24, dziewięć tygodni później operacja kończy się rekonstrukcją piersi za pomocą implantów. Zdaniem aktorki efekty zabiegu mogą być... piękne.
Czyżby zatem do zwykłego zabiegu powiększenia piersi dorobiono całą martyrologię? Upraszczanie cudzego dramatu jest sk...ństwem, ale jeszcze większym sk...ństwem jest załamywanie rąk nad problemem raka piersi u kobiet przy jednoczesnym lansowaniu doustnej antykoncepcji i "prawie wyboru" do aborcji, które - co potwierdzone - zwiększają ryzyko zachorowań.
Jakoś w tym przypadku wszyscy "znani i lubiani" nabierają wody w usta. Niestety Angelina Jolie swoją decyzją nie sprowokuje do wielkiej debaty na temat zdrowia kobiet, tylko bezrefleksyjnego naśladowania gwiazdy. Może niebawem na topie będzie usuwanie piersi w ramach protestu przeciwko globalnemu ociepleniu, dyskryminacji kobiet czy sytuacji głodujących w Afryce? I piszę to ze wiadomością, że Monika Olejnik na fejsbuku już krytyków Angeliny nazwała "pseudopublicystami". Jak nie zabiła nas paranoiczna decyzja piękniejszej części produktu zwanego Bradgelina, to nie skrzywdzą nas słowa "divy polskiego dziennikarstwa".
Obawiam się, że wszystko przed nami. Niekoniecznie w sprawach zwalczania raka piersi u kobiet.
Aleksander Majewski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/248084-biust-angeliny-jolie-czyli-wiele-halasu-o-nic-po-co-wiec-ta-martyrologia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.