RECENZJA Najbardziej rozkoszny film Almodovara. PODNIEBNI KOCHANKOWIE

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Pedro Almodovar wciąż nie wrócił do wielkiej formy z czasów „Drżącego ciała”, „Wszystko o mojej matce” czy „Przerwanych objęć”. I chyba na razie nie zamierza tego zrobić. Jednak można śmiało napisać, że reżyser odkupił częściowo swoje winy z pustego jak pustak (mówiąc Quentinem) filmu „Skóra, w której żyję”. Tym razem jeden z mistrzów autorskiego kina wraca do czasów bezpretensjonalnych i szokująco odważnych komedii, którymi raczył purytański jeszcze świat w latach 70-tych i 80-tych. „Przelotni kochankowie” to nie „Zwiąż mnie” czy „Kika”, jednak filmowi naprawdę niedaleko jest do najśmieszniejszych filmów niepokornego Hiszpana. Dlaczego? Ano dlatego, że dostajemy to co u niego lubimy najbardziej- kiczowate, przejaskrawione wnętrza, przerysowane do bólu postaci dziwaków, w których trudno się nie zakochać, i sytuacyjny humor, który przekracza wszelkie normy przyzwoitości. Nie jest to chodzenie po takiej samej bandzie jak u McFarlane rzecz jasna. Jak więc można ten film określić lapidarnie? A co można w takim miejscu napisać? To Almodovar w czyściutkiej postaci.

Część krytyków zauważa, że film Almodovara jest zrobiony ku pokrzepieniu serc Hiszpanów. Mamy w końcu do czynienia z historią o lecącym ku katastrofie samolocie, którego pasażerowie robią wszystko by poprawić sobie nastrój. Czyż nie tak wygląda obecna pogrążona w totalnym kryzysie Hiszpania? Zresztą kryzys finansowy jest jednym z bohaterów tej historii. Towarzyszy on nie tylko uciekającemu do Meksyku prezesowi banku, ale również wpływa na resztę pasażerów, którzy są bombardowani w gazetach informacjami o kolejnych madryckich aferach finansowych. Jednak nie kryzys jest najistotniejszy w najnowszym filmie zdobywcy Oscara i trzech Złotych Palm. „Przelotni kochankowie” to po prostu bezpretensjonalna, gejowska komedia, która ani nie drażni ideologicznym zadęciem, ani nie zniesmacza ( choć poczucie humoru bywa tutaj toaletowe) otwartego na specyficzne kino Hiszpana widza. Podkreślam jednak, że nie jest to film dla tych, którzy oczekują lekkiej i przyjemnej komedyjki wyrytej przez hollywoodzkich producentów. Moich kolegów prawicowców też nie będę do tego filmu przekonywać. W kinie musicie wyłączyć konserwatywną część swojej głowy. To nie jest świat do moherowej głowy dziecino…

Pedro Almodowar, otwarty homoseksualista, w niemal każdym swoim filmie umieszcza „przegiętych” gejów, którzy najczęściej są kolorowym dodatkiem do opowiadanej historii. Reżyser nie boi się jednak w swojej twórczości pokazać jednocześnie ciemnej strony gejowskiego świata. Tak było w przypadku „Prawa pożądania” z rewelacyjnym młodym Antonio Banderasem czy w szokującym „Złym wychowaniu”. Tym razem reżyser gejów umieszcza w samym środku zwariowanej opowieści. Nie tyle są oni urozmaiceniem opowiadanej historii, ile stanowią jej centralny punkt.

Oto zakochani w sobie naziemni pracownicy portu lotniczego ( Antonio Banderas i Penelope Cruz, która jest zjawiskowa nawet w dwuminutowym epizodzie) przez przypadek nie usuwają ważnego elementu spod koła startującego samolotu. Air Bus lecący do Meksyku, zamiast za ocean musi więc krążyć nad Hiszpanią by wylądować bez podwozia. Pasażerowie pierwszej klasy szybko dowiadują się od totalnie rozchwianych emocjonalnie stewardów, że może ich czekać katastrofa. Jak wiadomo taka sytuacja powoduje potrzebę rozliczenia się z własnymi grzechami. Co by się działo, gdyby na pokładzie samolotu kpt. Wrony znaleźli się: przegięci geje stewardzi, pilot biseks, drugi pilot krypto gej, morderca, podstarzała gwiazda erotyków, aferzysta z banku, nimfomanka-medium, upadły celebryta i pan młody z meskaliną w…,no w pewnym miejscu? Jeżeli wszystko podlałby Almodovar, to słynne lądowanie na Okęciu byłoby weselsze.

I taki jest w tym filmie Almodovar. Mimo pewnych odniesień do zdewastowanej przez socjalistów, ale również tzw. prawicę Hiszpanii, nie stara się on zgrywać Woody Allena czy Charliego Chaplina, którzy pod przykrywką zwariowanych komedii opowiadają o bolączkach świata. Hiszpan jest dziecinnie szczery w swoim filmie. I dlatego chodzi mu niemal wyłącznie o zabawę, grę schematami, zaspokojenie swoich upodobań oraz przekazaniu banalnych tez o kryptohomoseksualiźmie czy niespełnionej miłości. I tak odbierajmy jego film. Widać, że w tym najbardziej kasowym filmie Almodovara cała ekipa się znakomicie bawiła. A na ekranie oprócz epizodów aktorskich dzieci Pedro, które podbiły Hollywood, dostaniemy całą śmietankę jego ulubionych artystów z takich filmów jak „Porozmawiaj z nią”, Volver” czy „Skóra, w której żyję” na czele z przezabawnym Javierem Cámarą, który z zakompleksionego pielęgniarza z najbardziej wzruszającego dzieła Almodovara „Porozmawiaj z nią” przeistacza się w libertyna pełną gębą.

Jeżeli czekacie na prawdziwego, szczerego, odważnego i przeszywające Almodova, to uzbrójcie się w cierpliwość. Zapewnie Hiszpan pokaże nam jeszcze dramat, którego nie będziemy mogli przez lata zapomnieć. Teraz wsiądźmy do tęczowego samolotu Hiszpana i bądźmy spokojny. Jego piloci są jak kpt. Wrona. Tyle, że mają w sobie wariactwo kiczowatego twórcy „Zwiąż mnie”. Wystarczy ta rekomendacja?

Łukasz Adamski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych