LAURENCE FISHBURNE. Ten aktor nie schodzi poniżej poziomu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Materiały prasowe
Fot. Materiały prasowe

Są aktorzy, którzy przez brak spektakularnych sukcesów, powoli znikają z dużego ekranu. Z pewnością nie można tego powiedzieć o Laurence'u Fishburnie, który wciąż pojawia się na filmach z górnej półki, z powodzeniem występując również w serialach telewizyjnych.

O kunszcie czarnoskórego aktora może świadczyć fakt, że po sukcesie trylogii braci (dzisiaj już "rodzeństwa"?) Wachowskich "Matrix", nie został zaklasyfikowany jako aktor jednej roli, czyli niezapomniany Morfeusz. Ta skaza przytrafiła się samemu Keanu Reevesowi, który nadal jest nazywany przez laików - nawet nie Neo - ale "Matrixem". Fishburne wyszedł z tej próby obronną ręką.

I trudno się dziwić, ponieważ, na długo przed kultowym filmem science-fiction aktor stworzył szereg ciekawych kreacji i to już od dzieciństwa. Nawet, gdy jego role plasowały się na drugim planie, nie sposób było pominąć milczeniem. Już w ciągu pierwszych lat filmowej kariery trafiła mu się rola w kultowym filmie Francisa Forda Coppoli "Czas apokalipsy" (1979).

Z takim glejtem, młody aktor mógł liczyć na wiele. Na szczęście zaledwie 18-letni Laurence nie zmarnował swojej szansy. Filmy z udziałem aktora wyskakiwały jak grzyby po deszczu, często notując sukcesy komercyjne i dosyć przychylne recenzje krytyków. Aktor idealnie pasował do schematu typowego amerykańskiego hitu kinowego, a jego charakterystyczne nazwisko na dobre zadomowiło się na plakatach i w trailerach filmowych z górnej półki (przynajmniej jeśli chodzi o budżet).

Najbardziej owocne w jego karierze był koniec XX i początek XXI wieku. To właśnie w latach 90. Fishburne doczekał się prestiżowych wyróżnień: nominacji do Oscara za pierwszoplanową rolę w filmie "Tina" (1993) czy nominacji do Złotego Globu i nagrody Grammy za równie ważną rolę w produkcji telewizyjnej "Czarna eskadra" (1995).

Trzeba przyznać, że ten ostatni film to tylko jeden z wielu przykładów telewizyjnej aktywności aktora. W 1993 roku dostał nagrodę za jeden z wielu występów gościnnych ("Tribeca"), a cztery lata później powtórzył ten sukces, ale już w najważniejszej kategorii za film "Chłopcy panny Evers" (1997). Rola we wszystkich częściach "Matrixa" tylko ugruntowała jego pozycję.

Niebawem Fishbrune znowu będzie miał okazję przypomnieć się szerszej publiczności. Jak informuje filmweb.pl, Laurence Fishburne i Brenton Thwaites zagrają główne role w thrillerze science-fiction (czyli coś, co ciemnoskóry aktor lubi najbardziej!) "The Signal".

To historia studentów pierwszego roku, którzy padają ofiarą rywalizującego z nimi hakera. Chłopcy zostają podstępem zwabieni do opuszczonej chaty pośrodku pustyni

czytamy na popularnym portalu.

Bez wątpienia, Fishbrune - jak na aktora z "gębą" przystało - znowu udowodni, że nadaje się do roli szwarccharakterów, którzy zawsze panują nad sytuacją i nic nie jest wstanie wzbudzić ich przerażenia. Fishburne długo pracował na takie emploi, którego może mu pozazdrościć niejeden kolega po fachu, ale czy to wszystk na co stać znakomitego aktora? Artysta, który próbował swoich sił jako reżyser ("Raz w życiu, "Alchemik") udowodnił, że potrafi znacznie więcej, niż zaciskać zęby i pięści.

Z drugiej strony, czy widzowie przyzwyczaili się do Fishburne'a w innej odsłonie? Brudna konwencja amerykańskich miast grzechu, których jedynym strażnikiem jest - często niegrzeczny - gliniarz, to chyba coś, za co wszyscy kochamy amerykańskiego aktora. Tym bardziej, że ostatni serial z jego udziałem "Hannibal" cieszył się dużą popularnością.

Aleksander Majewski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych