FRIEDKIN ze ZŁOTYM LWEM za całokształt. Czy nierówny reżyser zasługuje na nagrodę?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

William Friedkin otrzyma na festiwalu filmowym w Wenecji Złotego Lwa za osiągnięcia życia. Reżyser ma na swoim koncie zarówno takie perły jak „Francuski łącznik” i „Egzorcysta”, jak i totalne niewypały. Friedkin jest również twórcą filmu, za który przepraszał Al Pacino. „Zadanie specjalne” do dziś pozostaje najbardziej znienawidzonym przez gejów obrazem.

William Friedkin zaczynał karierę jako korespondent jednej z telewizji w Chicago. Następnie przyszedł czas na realizacje filmów dokumentalnych. Za debiut „The People vs. Paul Cramp", zdobył nagrodę Golden Gate Prize na festiwalu filmowym w San Francisco. W 1968 roku, nakręcił pierwszy film fabularny pt. "Good Times" z Cher i Sonnym. Friedkin należał do młodej fali amerykańskich reżyserów, którzy znacząco przemeblowali w latach 70-tych amerykańskie kino. Lata 70-te w Hollywood zostały ukształtowane przez takich twórców jak Martin Scorsese czy Roman Polański. Obaj stali się potem ikonami kina XX wieku. William Friedkin w najlepszej dekadzie dla amerykańskiego kina zrealizował dwa absolutne arcydzieła. Jeden z nich przyniósł mu Oscara. Mimo to, nie udało mu się pójść drogą najwybitniejszych twórców tego okresu.

Fenomenalny "Francuski Łącznik" z Genem Hackmanem z 1971 został nagrodzony pięcioma Oskarami w najważniejszych kategoriach- w tym za najlepszy: film, reżyserię i scenariusz. Będący na wznoszącej fali reżyser nie zwolnił obrotów dając dwa lata później światu najbardziej przerażający horror w dziejach amerykańskiego kina- „Egzorcysta”. Film zdobył 10 nominacji do Oscara i na zawsze odmienił oblicze kina grozy, zaczynając modę na filmy o poważnym problemie, jakim jest duchowe zniewolenie.

Niewielu jest reżyserów, którzy mogą pochwalić się stałą wysoką formą. W przypadku Friedkina spadła ona jednak bardzo szybko. Od czasu „Egzorcysty” twórca nie powrócił już do formy z lat 70-tych, mimo tego, że wyreżyserował kilka znanych filmów. Friedkin dosyć niespodziewanie wyspecjalizował się więc w ocierającym się o B-klasę kino sensacyjne. Na dodatek, co z perspektywy jego dwóch arcydzieł jest zaskakujące, Friedkin złą obsadą psuł niezłe scenariusze. Tak było w przypadku „Żyć i umrzeć w Los Angeles”, gdzie obok świetnego Williema Dafoe, główną rolę zagrał bezpłciowy William Petersen. Reżyser nie poradził sobie również z filmem, który do dziś pozostaje jedną z najbardziej kontrowersyjnych produkcji lat 80-tych. Chodzi o „Zadanie specjalne” opowiadającym o gejowskim podziemiu Nowego Jorku. Film do dziś wzbudza sprzeciw środowisk gejowskich, które protestują przeciwko pokazaniu ich środowiska jako siedliska seksualnej degeneracji. Doszło do tego, że od filmu odcina się dziś jego gwiazda Al Pacino, który bez wątpienia stworzył jedną z odważniejszych ról w swojej imponującej karierze.

Mimo tego, że film dziś nie wzbudza entuzjazmu krytyków, to są tacy, którzy potrafią w nim dostrzec pozytywne aspekty. Michał Oleszczyk uważa, że

„Zadanie Specjalne” jest znakomitym dokumentem swego czasu jeżeli chodzi o pokazanie subkultury gejowskiej lat 80-tych oraz epidemii AIDS w tym środowisku. Żaden mainstreamowy tytuł tamtej ery nie zbliżył się nawet do Friedkina pod względem bezpośredniości. Jako że pierwsze przypadki AIDS odnotowano w Wielkim Jabłku mniej więcej w rok po premierze, uczyniły one "Zadanie specjalne" niezamierzoną, ale i celną metaforą zagłady ciążącej nad pozornie beztroskim stylem życia, rządzonym przez zasadę przyjemności. Po drugie, film ten funkcjonuje znakomicie jako autorskie dziełko Friedkina, naświetlając wszystkie tematy, do których ów twórca uparcie wraca. Stara prawda, zgodnie z którą słabsze filmy twórcy lepiej komunikują jego główne obsesje, zostaje tu potwierdzona.

Zatrzymuję się dłużej na „Zadaniu specjalnym” z ważnego powodu. Ten film idealnie pokazuje problem twórczością Friedkina. Wszystkie jego filmy po „Egzorcyście” były nierówne. Miały w sobie błysk talentu reżysera, grali w nich znakomici aktorzy, a jednocześnie zmierzały one zbyt często na mielizny miernego kina. Tak było w przypadku kuriozalnego „Nożownika” z Tommy Lee Jonesem i Benicio del Toro, czy nawet nierównego, aczkolwiek ciekawego, „Regulaminu Zabijania” z Samuelem Jacksonem i Lee Jonesem. W międzyczasie Friedkin zrealizował ciekawy telewizyjny remake arcydzieła „12 gniewnych ludzi”, który pozostaje jedynym jego wartym uwagi osiągnięciem w ostatnich 20 latach. Friedkin powrócił na filmowe salony dwa lata temu. W 2011 roku zszokował publiczność w Wenecji nihilistycznym i ultra brutalnym „Killer Joe”. Za szokujący film z Matthew McConaugh Friedkin zdobył nagrodę i rozpalił nadzieję swoich fanów. Jednak wymowa skrajnie brutalnego dzieła nie pozwoliła by film porównać do „Francuskiego Łącznika”.

„Killer Joe” pokazał natomiast, że Friedkin potrafi wciąż opowiedzieć w oryginalny sposób nietypową historię. Friedkin nie boi się poruszać drażliwych tematów, i nie ma oporów by wejść w świat postmodernistów, którzy zmienili obraz kinematografii w latach 90-tych. Czy 77 letni reżyser pokaże jeszcze, że talent z lat 70-tych go nie opuścił? Nawet jeżeli Friedkin pozostanie w pamięci widzów jedynie reżyserem „Francuskiego łącznika” i „Egzorcysty” to i tak nagroda w Wenecji mu się należy. Dyrektor artystyczny festiwalu filmów w Wenecji Alberto Barbera powiedział, że Friedkin zrewolucjonizował amerykańskie kino w okresie, który jest określany jako "Nowe Hollywood". Tego reżyserowi „Egzorcysty” nikt nie odbierze. Nawet on sam.

Łukasz Adamski

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych