Z kolekcji zapomnianych filmów PRZEBOJE I PODBOJE

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Stephen Frears należy do moich ulubionych reżyserów. Rzadko zdarzają mu się filmowe wpadki. Do takich można zaliczyć jego ostatni film „Żądze i pieniądze”, i apeluję by nie oceniać jego talentu po tym potknięciu. Frears należy bowiem do prawdziwych gigantów reżyserskich, choć rzadko można jego nazwisko znaleźć w rubrykach celebryckich. Reżyser jest znany głównie z arcydzieła „Niebezpieczne związki”, „Merry Reilly” czy „Królowej”. Jednak Brytyjczyk ma też na koncie skromne perełki jak „Niewidoczni”, „Kraina Hi-Lo” czy niezwykły film nadawany na żywo w amerykańskiej telewizji „Ocalić Nowy Jork”. Obok „Niebezpiecznych związków” moim ukochanym filmem Frearsa jest jednak „Przeboje i podboje”, który stanowi kwintesencję pewnego rodzaju kina tego twórcy. Dziwaczny polski tytuł kryje za sobą angielskie „High Fidelity”, które jednak trudno przełożyć na atrakcyjny kinowo tytuł, więc w pewnym stopniu wybaczam producentom ich wybór.

Nakręcony w 2000 roku film Frearsa z Johnem Cusackiem, Jackiem Blackiem, Timem Robbinsem czy Catherine Zetą Jones został oparty na powieści Nicka Hornby'ego „Wierność stereo”. Rob Gordon prowadzi z pozoru wymarzone życie. Zabija czas w swoim sklepie muzycznym ze starymi płytami. Wraz z nim w klimatycznym miejscu, do którego ciągną jedynie prawdziwi miłośnicy muzyki, przesiadują ( trudno to bowiem nazwać pracą) zakompleksiony, wyglądający jak wokalista R.E.M -Dick oraz Barry- głośny, irytujący pozytywny wariat pragnący być muzykiem. Robowi w życiu wychodzi jedno- rozmawianie o muzyce, i marzenie o życiu w czasach rozkwitu rockowej muzyki. Nie ma on jednak szczęścia do kobiet. Właśnie porzuca go Laura- ukochana blondyna, która odchodzi do podstarzałego hipisa z innego piętra wspólnej kamiennicy. Laura zarzuca Robowi niedojrzałość i brak ambicji. Zdesperowany "luzak" pragnie więc dowiedzieć się, jaki jest jego problem z kobietami i postanawia odwiedzić swoje poprzednie partnerki.

Długo się zastanawiałem dlaczego pragnę umieścić „Przeboje i podboje” w mojej rubryce. Wydaje się, że film jest typową amerykańską komedyjką, której okładka niczym nas nie zaskoczy. Nie musiałem jednak długo szukać odpowiedzi na moje pytanie. Jest ona szalenie prosta. Tego filmu trudno nie kochać. Jest to obraz ciepły, zabawny, inteligentny i zupełnie szczery. Z jednej strony widać w nim pewne elementy kina Kevin Smith ( kumplowska komedia), błyskotliwych dialogów znanych z „Dymu” czy niektórych dzieł Paula Austera oraz klimat niezależnego w stylu „Trees lounge” Stevego Buscemiego. Na dodatek film w bezpretensjonalny sposób staje się swoistym głosem pokolenia trzydziestolatków końca lat 90-tych.

Film Frearsa jest dziełem szczerym. Widać, że realizowali go ludzie kochający muzykę. To czuć w takim rodzaju kina. Przy takiej historii i takich bohaterach nie można oszukać jego odbiorców. Każda próba musi skończyć się totalną porażką, której doświadczyło wielu uznanych twórców, zabierających się za klimat, którego nie czuli. Frears wyczuł klimat książki Hornbego w sposób doskonały i potrafił go przenieść w niemal każdą, nawet najmniejszą, scenę. Nie można zapominać, że w obrazie wystąpił w epizodzie sam Bruce Springsteen choć John Cusack, który nie tylko zagrał w filmie, ale był też współautorem scenariusza, chciał by w tej roli zagrał Bob Dylan. To musiało zobowiązywać twórców do trzymania poziomu.

„Przeboje i podboje” to jednak nie tylko film o miłości do muzyki, niedojrzałości, szukaniu szczęścia w szarej codzienności, czy porzuconych ambicjach. Obraz Stevena Frearsa to kawał porządnie opowiedzianej historii. Frears nie szczędzi nam oryginalnych ujęć, smakowitych retrospekcji i ciekawej struktury narracyjnej. Jednak jego obraz opiera się głównie na absolutnie fantastycznym aktorstwie. John Cusack jest taki jakiego go kochamy- to jeden z tych aktorów, który nie może schrzanić roli jak jest sam sobą. Jack Black tworzy dziś jedynie kopie swojej przezabawnej, ale głębokiej kreacji z filmu Frearsa. Nie można zapominać o znakomitych epizodach Robbinsa- jako wkurzającego lewaka, Zety-Jones w roli przemądrzałej, zakochanej w sobie pustej gwiazdeczki czy zmysłowej, pięknej i niemogącej wyjść z głowy wiele lat po seansie Lisy Bonet. Nie zamierzam tego tekstu kończyć tzw. wisienką na torcie.

Nie chcę szukać wymyślnych porównań czy błyskotliwych „kropek nad i”. To by nie pasowało do tego filmu. Napiszę więc tylko tyle: chcecie wyśmienicie spędzić czas? Chcecie rozerwać się w towarzystwie inteligentnych, zabawnych facetów, dla których pasja jest ważniejsza niż oczekiwania społeczne? Chcecie wejść w niepowtarzalny klimat sklepu muzycznego Roba i jego ferajny? Ja po raz kolejny tego pragnę i odpalam właśnie DVD.

Łukasz Adamski

Tylko w naszym Sklepiku.pl do nabycia najnowszy numer miesięcznika "Na poważnie" przejdź do sklepiku

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych