W polskim kinie nie brakuje charyzmatycznych aktorów z olbrzymim dorobkiem. Część z nich zostaje jednak zapomniana. Jednym z takich artystów jest Krzysztof Majchrzak.
Bystre spojrzenie, żywa gestykulacja, niezwykła mimika - polski aktor ma wszystko, czego potrzeba w tym fachu. Ponadto, dorobił się prawdziwego znaku rozpoznawczego - czegoś, co należy nazwać "gębą", idealnie pasującą do określonych ról (w światowym kinie chyba najlepszym tego przykładem jest Harvey Keitel). Mimo to, nazwisko Krzysztofa Majchrzaka pozostaje dla szarego Kowalskiego anonimowe, ustępując miejsca Szycom, Adamczykom, Karolakom, itp. aktorom, znanym głównie z napompowanych medialnie produkcyjniaków.
Gdy niedawno na portalu wNas.pl pisałem o Andrzeju Grabowskim i Krzysztofie Stroińskim jako aktorach, którzy wciąż nie mogą liczyć na ambitne role, jeden z czytelników zwrócił uwagę, że zupełnie cicho zrodziło się o innym artyście - właśnie Krzysztofie Majchrzaku. Rzeczywiście, kilka lat milczenia sprawiło, że nazwisko aktora mogło pokryć się kurzem. Tyle, że nie powinno.
Majchrzak stworzył kilka ciekawych kreacji już w czasach PRL. Wystarczy wymienić choćby takie filmy jak "Konopielka" (1981), "Yesterday" (1984) czy "Siekierezada" (1985). Prawdziwym rozkwitem jego kariery były jednak role w filmach Jana Jakuba Kolskiego. Obrazach o niepowtarzalnym, onirycznym klimacie. Kreacje Majchrzaka doskonale wpisywały się w tajemnicę poetyckiego pejzażu polskiej prowincji. Wystarczy wspomnieć choćby rolę ks. Andrzeja w "Cudownym miejscu" (1995) czy "Historii kina w Popielawach" (1998). Największym sukcesem duetu Kolski-Majchrzak była jednak ekranizacja "Pornografii" Witolda Gombrowicza z 2003 roku. Film został zaprezentowany w konkursie głównym festiwalu w Wenecji, a na polskim gruncie rządził bezapelacyjnie. Sam Majchrzak zgarnął nominację do Orła za najlepszą główną rolę męską i Złotego Lwa w Gdyni w tej samej kategorii.
Oprócz wyrafinowanych artystycznie obrazów, aktor ma na swoim koncie również udział w kilku głośnych filmach ostatnich kilkunastu lat. Wystarczy wymienić choćby "Amok" Natalii Korynckiej - Gruz (1998) czy superprodukcję "Quo Vadis" Jerzego Kawalerowicza (2001). Choć filmowa adaptacja dzieła Henryka Sienkiewicza była artystyczną klęką, kreacja Majchrzaka (filmowy Tygellinus) stanowiła - obok roli Jerzego Treli - jeden z najjaśniejszych punktów filmu. Bezwzględny dowódca pretorianów Nerona z szaleństwem w oczach budził autentyczne przerażenie.
Nic więc dziwnego, że Majchrzak mógł znowu straszyć widza... i to u kogo! W 2006 roku aktor pojawił się w filmie samego Davida Lyncha "Inland Empire" w roli Fantoma. Nie był to jedyny polski akcent. Obok Majchrzaka, na ekranie mogliśmy podziwiać jedną z najbardziej uzdolnionych aktorek młodego pokolenia - Karolinę Gruszkę.
Mogłoby się wydawać, że po sukcesie zagraniczym "Pornografii" i współpracy z Lynchem, świat stoi przed Majchrzakiem otworem. Tymczasem w kulminacyjnym momencie jego kariery, aktor zniknął. Od kilku lat artysta milczy. Czyżby była to dopiero cisza przed burzą? W końcu 65 lat na karku Machrzaka nie powinno być przeszkodą. Artyści tacy jak on są jak wino - im starsi, tym lepsi.
A może jednak piwo? W końcu to w reklamie Żywca wystąpił aktor. I na tej roli zamyka się jego dotychczasowy dorobek...
Aleksander Majewski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/247943-krzysztof-majchrzak-czyzby-role-u-davida-lyncha-przemknely-bez-echa