Nakładem Wydawnictwa M, ukazuje się powieść Jana Polkowskiego ŚLADY KRWI. Ślady krwi to niemal sensacyjnie rozwijająca się opowieść o czterech kolejnych pokoleniach rodziny, której koleje poznajemy podczas odzyskiwania i odkłamywania pamięci przez głównego bohatera. Powieść nie została napisana dla prostego pokrzepieniu serc. Ale chociaż odkryta prawda boli jeszcze mocniej, daje w zamian szansę na jednostkowe i wspólnotowe ocalenie.
Napisana z rozmachem powieść Jana Polkowskiego to niezwykła próba rozmowy z Polakami o ich współczesnej kondycji za pomocą sięgnięcia po ważne składniki narodowej tożsamości – zmagania z niemieckim i rosyjskim totalitaryzmem, doświadczenie absurdalnej rzeczywistości PRL, walka o niepodległość, dramat kolaboracji, pamięć Kresów, dylematy wiary w Boga, ale i bogata tradycja kulturowa – jak choćby opisy Wołynia odsyłające do Pana Tadeusza – to wszystko składa się na wielką, polifonicznie opowiedzianą przygodę polskiego losu. Mimo pesymizmu i wiernego obcowania z polską klęską, autor daleki jest od stereotypowego rozmiłowywania się w martyrologii. Pozostaje ironicznym i niezależnym obserwatorem. W tym leży siła Śladów krwi.
Czytelnicy, którzy poszukują w literaturze poważnej próby zmierzenia się z polskością na serio, a dla których styl, piękno języka i ciągłość kultury nie są obojętne, na pewno się nie zawiodą! TYLKO U NAS FRAGMENT pierwszej powieści wybitnego poety! Portal wNas.pl jest jednym z patronów medialnych.
Kilka tygodni temu publikowaliśmy fragment powieści. Czytaj tutaj. TYLKO U NAS KOLEJNY FRAGMENT GŁOŚNEJ PREMIERY!
Warszawa
lata siedemdziesiąte XX wieku
Po skończeniu studiów Henryk przeniósł się do Warszawy. Powrót spowodował, że oprócz ekscytacji oblazło go robactwo żalu i niepokoju. Niepokój najpierw był pusty, bez adresu i zapachu, potem coraz wyraźniej zmieszany z ryzykiem częstszego widywania się z rodzicami. Dopadła go masochistyczna myśl o zamieszkaniu ponownie na Chmielnej. Wpadł we wnyki przekonania, że pieniądze z łagodną skutecznością rozwiązują najtrudniejsze problemy. Wsiąkł na dobre w Interpress i dystans do rodziców rósł wraz z wysokością pensji. Redaktor naczelny Maciej Hoffman dał mu do zrozumienia, że przydział na mieszkanie jest całkowicie realny, aczkolwiek towarzysz rozumie, nieoczywisty i jak najbardziej uwarunkowany. Talon na samochód stał pośród sutych dekoracji, w tle rozmowy, zaś redaktor Krywak, wypuszczając dym nosem, stwierdził:
-Pozostanie w galicyjskiej dziurze to zgoda na dryfowanie z wiślanymi ściekami. Owszem, można się tam urządzić, ale trzeba by w tym celu chajtnąć się z córką dyrektora Huty Lenina, biskupa lub rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego. Gierek, tworząc czterdzieści dziewięć województw, obciął nożem do papieru jaja wojewódzkim sekretarzom i teraz liczy się tylko Warszawa. Reszta może nam skoczyć.
Henryk wezwany został do redaktora naczelnego na początku października 1978 roku. Naczelny przyjął go w obecności obcego, znacznie młodszego, eleganckiego mężczyzny. Nie przedstawił go, burknął coś o koledze z dawnej redakcji.
-Nie ma pan nic przeciwko temu, żeby kolega został? Chciałbym z nim potem jeszcze trochę popracować. Sprawę mamy zresztą krótką i prostą jak konstrukcja cepa.
Henryk usiadł przy stole konferencyjnym. Nieznajomy został w niewygodnym fotelu, przy małym stoliku i sączył ze wstrętem kryniczankę.
-Jest pan z Krakowa, panie Henryku, tak? Z Krakowem mamy aaa... problem mamy – naczelny podrapał się w czoło i rzucił krótkie spojrzenie na swojego gościa, który czytał w skupieniu napisy na butelce. Hoffman karierę zrobił w sześćdziesiątym ósmym. Mówiono, że się przechrzcił. Wybaczono mu żydowskie pochodzenie w zamian za skuteczną pomoc w osaczaniu i wykańczaniu ludzi, którym wynajdował prawdziwe lub urojone żydowskie parantele. Inni mówili, że uratowały go niewidoczne pagony Wojskowej Służby Wewnętrznej, w której podwiązany był do mocnego człowieka – zastępcy szefa – Czesława K., odznaczonego w tymże roku przez Moskwę Orderem Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Po marcu nie tylko ocalał, ale dostał w nagrodę redakcję ogólnopolskiego pisma kulturalnego. Wieczorami, przy kieliszku, liberalizował i poluzowywał, w godzinach porannych nieubłagane geopolityczne realia zmuszały go do rozsądnych kompromisów. W ramach jednego z nich wskoczył na fotel szefa Interpressu. Po upadku patriotycznych rządów Gomułki nadal zaliczał się do swoich i nie ruszono go z odcinka obsługi funkcjonariuszy agresywnej, zagranicznej propagandy.
-Taa... – Redaktor ważył na języku sprawę Krakowa. – Kraków, leży nad Wisłą, to dawna stolica Polski... – Znowu rzucił okiem w stronę kolegi. Kolega czytał zawzięcie.
Henryk poczuł, że coś wisi w powietrzu. Naczelny, typ wojskowego-totumfackiego, znany był z debat wypełnionych niuansami w rodzaju: zrobicie to na wczoraj. Polecenia wydawał za pomocą słów prostych. Im mniej w nich było logiki, tym szybciej, jaśniej i bardziej jednoznacznie je wykładał. Tym razem kluczył z podwiniętym ogonem, przydeptywał go i zacierał własne ślady. Jego oczy odbijały niezdrowe jarzeniowe światło. Krople potu na łysinie jarzyły się czerwienią.
-Rodzina postępowych narodów będzie musiała uciekać na pustynię. Z powodu rozpanoszenia się Kościoła. Papieroska, zapali pan? Dunhille. Britisz tabako. Nie mam na myśli, ma się rozumieć, tych bab powieszonych w kościołach na różańcach. I tych niedorozwojów proboszczów. Tematem na tapecie jest episkopat. Panowie papieże, rzymska mafia. To ona cofa historię wstecz. Zwija rozwój. To, co przezwyciężyliśmy, co już było wczoraj, ma znowu być jutro. Kapuje pan? Naród płaci za te patologiczne machinacje bardzo wysoką cenę, i to nie tylko w walutach wymienialnych i rublach transferowych. I z pewnością nie w ich zasranych srebrnikach. Niech się nimi wypchają, judasze! W świecie opinia o Polsce osiąga szczyty nizin. Wszędzie za granicą marksizm jest filozofią elit, otwiera salony, bo przecież pozwala na pełne zrozumienie człowieka i snucie wizji przyszłości. – Hoffman przerwał na chwilę, zamyślił się, odpłynął, ale wrócił z energią do wywodu. – A u nas? Z tym, w dupę lepszym, Wyszyńskim, co począć? Jak tym ciemnym, małorolnym kmiotkom wyjaśnić, że pochodzimy od małpy? Zaraz zaczną się dowcipy, żebym się zgłosił do zoo. Gdybyśmy im w latach błędów i wypaczeń szczęśliwie odebrali ziemię, to dzisiaj problemu by nie było. Raz zaczęte błędy i wypaczenia ludowa władza powinna z żelazną konsekwencją doprowadzić do końca. Wtedy uniknęłaby historycznych błędów. A teraz, jak im, krowojebcom, wyjaśnić, że marksistowskie prawa ekonomii, chciałem powiedzieć, fizyki i chemii, są sprzeczne z tym całym zmartwychwstaniem. Taki chłopek-roztropek, jaśnie pan na czterech hektarach, jedzie furmanką na sumę, więc klękajcie narody przed jego chrześcijańskim światopoglądem z chlewa rodem, przed tradycją wsi polskiej i uczuciami religijnymi do zasranego krzyża. I stoi taka tłuszcza z widłami przed kapliczką i nie pozwala dróg...
-Maciej, daj spokój – odezwał się szkliście syczącym szeptem kolega sączący kryniczankę. Mroźny dreszcz przebiegł przez jego zaciśnięte szczęki. Zapadła męcząca cisza. Jarzeniówki pojękiwały mdląco. W sekretariacie zaskrzeczał telefon i rozległ się niski głos pani Krysi. Brzmiał donośnie jak zapowiedź na opustoszałym dworcu.
-Niestety szef nagle został wezwany do Urzędu Rady Ministrów. Dzisiaj go raczej nie będzie. Oczywiście poinformuję, że towarzysz dzwonił.
Hoffman chciwie słuchał sekretarki. Chciał się dowiedzieć, do kogo został wezwany i gdzie się teraz znajduje. Był bowiem fachowcem i dzień miał pracowity i ciężki.
-Kurna. Fakt. Trochę się zagalopowałem. Sory Batory. Wyłożę po prostu prosto z mostu, ławę na kawę. Rzecz w tym, że czeka nas eskalacja ekstremizmu i próba sił. Musimy odnieść victorię, identyczną jak pod Wiedniem, i znaleźć złoty róg. Przed tymi chamami.
Hoffman nie był w najwyższej formie. By dobrnąć do sedna i wykrztusić informację, którą otrzymał od czynników wyżej postawionych, potrzebował prawie czterdzieści minut. Według nich jeden z polskich kardynałów może zostać papieżem. A nawet niestety nim zostanie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/247939-tylko-u-nas-fragment-powiesci-jana-polkowskiego-slady-krwi