Paul Thomas Anderson MISTRZ i genialny Joaquin Phoenix RECENZJA DVD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

„Mistrz” to najbardziej hermetyczny i trudny w odbiorze film w dorobku Paula Thomasa Andersona – „Boogie Nights” wydaje się w porównaniu z nim kolorowym teledyskiem, a trzygodzinna, leniwa „Magnolia” dziełem żwawym i wartkim. Warto sobie jednak zadać trud obejrzenia tego filmu, bo to kawałek dużego kina i znakomitego aktorstwa.

Freddiego Quella, od którego rozpoczyna się ta historia, poznajemy w serii scen rozgrywających się pod koniec II Wojny Światowej i tuż po niej. To osobnik ewidentnie i mocno zaburzony: na ile uczyniła go takim wojna na Pacyfiku (służył w marynarce), a na ile nosił w sobie ziarno szaleństwa od zawsze to jedno z tych pytań, na które nie uzyskamy odpowiedzi. Quell jest człowiekiem nieprzystosowanym do życia w społeczeństwie, obsesyjnie myślącym o seksie, zapijającym dziurę w sercu alkoholowymi dekoktami różnego rodzaju, które sam cierpliwie produkuje z najróżniejszych, często zabójczych substancji.

Punktem zwrotnym okaże się chwila, w której jego ścieżka skrzyżuje się z drogą po której kroczy charyzmatyczny Lancaster Dodd, autor książki filozoficzno-ezoterycznej „Sprawa”, lider niewielkiej, lecz szybko nabierającej rozmachu sekty o tej samej nazwie. Dodd jest zafascynowany dzikością, zwierzęcością i nieobliczalnością Quella. A jako że jego Sprawa reklamowana jest również jako metoda terapeutyczna (lecząca zarówno depresję, jak i… białaczkę), to sprawę wyleczenia/nawrócenia/złamania/obłaskawienia (niepotrzebne skreślić) Quella zaczyna traktować jako osobiste wyzwanie.

**Dodda świetnie gra Philip Seymour Hoffman, ale prawdziwą gwiazdą tego filmu jest Joaquin Phoenix jako wychudzony, pokręcony, dziwacznie przygarbiony i skrajnie neurotyczny Quell. Jego rola jest mistrzowska i trudno sobie wyobrazić, by po takim popisie ktoś zdołał przegonić go w wyścigu po Oscara. No, chyba że zadziała mocne w Hollywood lobby scjentologów(recenzja była pisana przed ogłoszeniem nominacji do Oscara. Statuetkę zdobył z końcu, zasłużenie Daniel Day Lewis-przyp. red.).

Zresztą - nawet jeśli nie zadziała, a Phoenix Oscara nie otrzyma, to i tak będzie na nich. Bez wątpienia postać Dodda wzorowana jest bowiem na L. Ronie Hubbardzie, niesławnym autorze kiepskich powieści SF i twórcy dianetyki oraz tzw. kościoła scjentologicznego. Ale bez przesady – gdyby Anderson chciał łupnąć w scjentologów to mógł to zrobić na setki boleśniejszych sposobów. Nie pozwólmy, by drzewa zasłoniły nam las. „Mistrz” jest bowiem traktatem o pewnym specyficznym rodzaju pseudo-duchowości w ogóle; rodzaju, który szczególnie silny jest w Ameryce. W Doddzie rozpoznamy rysy zarówno Hubbarda jak i dziesiątków innych samozwańczych proroków, duchowych nauczycieli czy uzdrowicieli. Mnie mocno przypomina on także postacie z niektórych powieści Roberta A. Heinleina.

Mamy więc pojedynek: Quell versus Dodd, a w tle Amerykę przełomu lat 40. i 50. XX wieku, czas leczenia ran po kolejnej wielkiej wojnie, obyczajowych przemian i wielkiej pustki, jaką w duszy narodu zostawiła zarówno utrata dużej części wojennego pokolenia, jak i złudzenia, że przyszłość która nadchodzi zawsze będzie lepsza. Anderson mistrzowsko odtwarza i pokazuje klimat Stanów Zjednoczonych z owego okresu nie używając w ogóle scen typowych dla filmów historycznych: żadnych panoram miast wypełnionych chromowanymi krążownikami szos, żadnych komputerowo wygenerowanych pejzaży. Metodą cofania się w czasie okazuje się kolor – zdjęcia stylizowane są na fotografie z epoki, na okładki ówczesnych magazynów, wreszcie na ujęcia w kręconych w owym czasie filmów. To, plus pieczołowita praca kostiumografów (ach, wszystkie te lejące się, grube lecz miękkie tkaniny, te niezliczone odmiany beżu i brązu) sprawia że iluzja jest kompletna. Proszę też zwrócić uwagę, jak przy użyciu tej samej broni – barwy- pod koniec filmu reżyser informuje nas o przeniesieniu miejsca akcji w inną część świata, bez użycia ani jednej klatki z teoretycznie nieodzownym, podpowiadającym widzowi gdzie jest, widoczkiem.

W bezbronne sny narodu hochsztaplerzy wdzierają się jak wilki między owce – ludzie dotknięci bezsensem wojennej hekatomby gorąco pragną, by to, co ich otacza, to co im się przytrafiło i przytrafia miało jakiś sens. Łakną więc wytłumaczeń nawet tak niespójnych i ułomnych jak te oferowane przez sekciarzy w rodzaju Dodda, któremu mieszają się zarówno tysiące z trylionami, jak i własne złote myśli (Laura Dern ma w tym filmie pyszny epizod, szczególnie warto obserwować ją podczas premiery drugiej książki Mistrza). „Nie widzisz tego?” mówi w pewnym momencie syn Mistrza „przecież on to wszystko zmyśla na poczekaniu”. Quell nie widzi. Nie chce widzieć. Nie on jeden.

Najciekawsze jest w filmie Andersona powolne odwracanie się biegunów – początkowo to Quell wydaje nam się przypadkiem ekstremalnie nienormalnym, budzącym wręcz irytację swoim „uporem” – biorę to słowo w cudzysłów, bo przecież ów wojak nie upiera się przy tym, by być nienormalnym, on po prostu jest chory. W miarę upływu czasu dobrotliwy Dodd nabiera cech groteskowych i przerażających, a Quell normalnieje, aż zaczynamy go widzieć takim jaki jest naprawdę – po prostu nieszczęśliwym człowiekiem. Ta transformacja i zamiana ról głównych bohaterów to fundament filmu Paula Thomasa Andersona.

Kto pamięta morał płynący z „Boogie Nights” i „Magnolii”, ten nie będzie zdziwiony lekcją, jaką daje nam Anderson na końcu „Mistrza”. Przez chwile zastanawiałem się nawet, czy owa lekcja nie jest zbyt prosta w porównaniu z całym majstersztykiem aktorsko-scenariuszowym i długą droga jaką do niej dochodzimy. Ale po namyśle dochodzę do wniosku, że było warto. W końcu życie zwykle bywa dość proste, tylko komplikujemy je poruszając się po nim krętymi drogami. Paul Thomas Anderson bez wątpienia mistrzowsko dokonał analizy jednej z metod skutecznego wikłania owych dróg.

Piotr Gociek

„Mistrz” (The Master), reż. Paul Thomas Anderson, wyst. Joaquin Phoenix, Philip Seymour Hoffman, Amy Adams, Laura Dern i inni. Premiera polska 16 listopada 2012. Dystrybucja w Polsce: Gutek Film.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych