W DRODZE Duchowa pustka kapłanów rewolucji seksualnej RECENZJA DVD

Perwersyjny seks, wywrotowa poezja, awanturnictwo i ciągła podróż. Ekranizacja powieści Jacka Kerouaca, czołowego idola pokolenia 68 nie mogła inaczej wyglądać. Nie sądzę by znanemu z lewicowych zapatrywań brazylijskiemu reżyserowi Walterowi Sellasowi zależało na pokazaniu pustki pokolenia beatników. Ja jednak w jego filmie ją bardzo wyraźnie dostrzegam.

Na początek wyjaśnijmy kim byli zapomniani dziś lekko beatnicy, których ideologia i styl życia w ogromnym stopniu wpłynęły na świat po rewolucji lat 60-tych. To właśnie ci młodzi ludzie na przełomie lat 40-tych i 50-tych rzucili wyzwanie zatopionej w chrześcijaństwie Ameryce. Beatnicy robili mniej więcej to samo, co dziś robi „wyzwolona seksualnie” młodzież w zachodnich krajach Europy. Różnica jest taka, że oni brali narkotyki, uprawiali grupowy czy homoseksualny seks w czasach, gdy było to zakazane przez prawo. Ich bunt nie był więc skierowany jedynie przeciwko stylowi życia powojennej Ameryki. Oni uderzyli w fundamenty całej cywilizacji judeochrześcijańskiej. Słynne kilka lat po erze beatników hipisowski hasło pokolenia 68 mówiące, że kto uprawia seks dwa razy z tą samą osobą, jest wywrotowcem, stanowi bezpośrednie następstwo ich ideologii. Pokolenie beatników ( jak i sama jego nazwa) jest związana z powieścią Jacka Kerouaca „W drodze”. Jej przesłanie było później twórczo rozwijane przez Jima Morrisona z The Doors. Czołowi przedstawiciele beatników popularyzowali nie tylko wolną miłość i libertynizm w każdej postaci. Najsłynniejszy jej przedstawiciel Allen Ginsberg rozwijał twórczo huxleyowskie zakochanie w LSD i otwieranie „drzwi percepcji”.

Ginsberg w swoich „poematach” powoływał się na Walta Whitmana, Arthura Rimbaud czy Williama Blake’a, i tworzył najsłynniejsze dzieła pod wpływem kwasu. „Skowyt” jest zresztą przepełniony narkotycznymi wizjami, które uchodzą w lewicowych środowiskach za przejaw geniuszu. W roku 1948 Ginsberg podobno usłyszał przemawiający do niego głos Williama Blake’a. Wpadł w trans i od tego czasu uwierzył, że jest wybranym prorokiem. Po latach narkotycznych eksperymentów pisarz zmarł w roku 1997. Dwa lata wcześniej dostał Pulitzera, co było ukoronowaniem mitu, jaki sam stworzył wokół siebie. Nie przez przypadek ten ulubieniec buntowników całego świata brał czynny udział w protestach przeciwko wojnie w Wietnamie w Berkley, zachwycał się komunizmem i podróżował nawet do krajów komunistycznych… by szerzyć tam prawdę o „wolności słowa, której nie było w USA”. Mimo tego, że wyrzucano go z Kuby za promocję homoseksualizmu, to nigdy nie przestał kochać Marksa, Che i Lenina. Po latach lewackiego zacietrzewienia i narkotycznych odjazdów, w 1994 roku Ginsberg wziął w obronę pedofilską organizacją NAMBLA, która otwarcie walczy o prawo do legalizacji seksu z dziećmi. Nie on jedyny z lewicowych bożków zresztą skończył jako stary satyr, radykalizujący się do granic możliwości.

O drodze najsłynniejszych beatników opowiada wychodzący właśnie na DVD „W Drodze” twórcy „Dworca nadziei” i „Dzienników motocyklowych” Waltera Sallesa. Jak sugeruje tytuł, jego najnowszy film to przede wszystkim film drogi. Film jest zainspirowany życiem prawdziwych postaci choć ich nazwiska zostały zmienione. Żaden znawca amerykańskiej literatury ma jednak problemu by je rozszyfrować. Powieść Jacka Kerouaca, który zmarł młodo w apogeum wywołanej m.in przez siebie rewolucji seksualnej, wydawała się niemożliwa do ekranizacji. Przez lata filmowcy unikali jej więc jak ognia. Zadania podjął się dopiero Brazylijczyk Walter Salles, który zmierzył się z „drogą” młodego Che Guevarry w „Dziennikach motocyklowych”. Oba filmy są zresztą ze sobą zestawiane. Ja nie do końca zgodzę się ze stawianiem znaku równości między opowieścią o beatnikach a historią Che. Oczywiście oba obrazy są zrealizowane w konwencji kochanego przez Amerykanów „kina drogi”, co czyni jest siłą rzeczy podobnymi do siebie. O ile jednak „Dzienniki…” skupiają się mocniej na podróży bohaterów wewnątrz ich samych i poszukiwaniu własnego „ja”, i pokazują przemianę młodego lekarza w bolszewika, o tyle „W Drodze” jest opowieścią o ukształtowanych przez własne wyobrażenia świata młodych ludziach, którzy walczą z rzeczywistością swoim stylem życia. Sellas nie stara się nam pokazać ich wewnętrznej metamorfozy. Sal (naprawdę Jack Kerouac), Dean (jako Neal Cassady), Carlo ( zainspirowany Allanem Ginsbergiem) i MaryLou (Luanne Henderson) odbywają szaleńczą drogę przez USA i Meksyk jedynie w celu oddawania się dzikim seksualnym przyjemnościom oraz przeintelektualizowanym dywagacjom na temat otaczającego ich świata. W ich życiu pojawia się jeszcze Kristen, która wychowując dziecko libertyna Deana, stara się być łącznikiem całej grupy z normalnym światem. Niemal wszyscy odrzucają jednak życie jakie dawała młodych ludziom Ameryka. Jedynie Luanne ustatkowała się i nie spisała jako jedyna swoich wspomnień z czasów buntu.

Sellas, jak już wspominałem, nie należy do krytyków poczynań kontestatorów Ameryki lat 50-tych. Podejrzewam, że swoim filmem chciał oddać hołd słynnej komunie, która niespodziewanie zaraziła swoimi ideami tak wielką część Ameryki. Część lewicowo nastawionych krytyków filmowych zarzucała mu, że nie zgłębił przewrotnej postaci Neala Cassadiego, poety, biseksualnego żigolaka, narkomana, alkoholika, który zmarł wskutek przedawkowania narkotyków w słynnym 1968 roku. Brazylijczyk rzekomo nie potrafił wyciągnąć geniuszu Cassadiego. Podobne zarzuty padały w jego stronę za sportretowanie Ginsberga jedynie jako nieszczęśliwie zakochanego w Cassadim poety. Czytając pięknie opakowane literacko dzieła beatników trudno jednak dostrzec w nich większą głębie. I, paradoksalnie, to właśnie pokazał „W Drodze” Sellas. Droga ojców chrzestnych ojców hipisowskiej rewolucji jest pusta, smutna i pozbawiona jakichkolwiek wyższych wartości. W filmie Brazylijczyka widać to szczególnie w dramacie żeńskich postaci. Zarówno MaryLou ( ociekająca seksem Kristen Stewart w swojej najciekawszej roli) jak i Camille (Kirsten Dunst) odrzucają beznadziejny hedonizm trójki poetów, w pewnym momencie odwracając się od ich destruktywnego życia. W przeciwieństwie do zmarłej ( za wyjątkiem Ginsberga) przedwcześnie triady, poukładały sobie życie. Czy nie jest to ostateczne zwycięstwo „systemu” nas tymi, którzy podobno tak ubóstwiali ponad wszystko życie?

„W Drodze” powinien obejrzeć każdy, kto pragnie zrozumieć ideowe podwaliny pod obyczajową rewolucję współczesnej lewicy. Umiłowanie bezgranicznej i źle pojętej wolności, uświęcenie anarchii oraz oderwanie się od Prawdy Absolutnej- to wszystko ma swoje źródła w rewolucji beatników. Doskonałe role Sama Raileya, Garretta Hedlunda czy Toma Sturridge’a, świetne epizody Viggo Mortensena, Steve Buscemiego czy Terrence’a Howarda gwarantują również intensywne przeżycia na poziomie czysto filmowym.

„W Drodze” jest filmem mocnym, ciekawie poprowadzonym narracyjnie i nierzadko szokującym. I znów paradoksem jest fakt, że film, który miał rozmiłować publikę w życiu beatników, pokazuje ich porażkę, doskonale uchwyconą w ostatniej scenie spotkania zniszczonego przez narkotyki Cassadiego i wsiadającego do limuzyny, wziętego pisarza Jacka Kerouaca. Obaj stali się zaprzeczeniem swoich ideałów, w które wciąż wierzą miliony infantylnych młodzieńców, którzy za pomocą seksu, narkotyków i bełkotliwej twórczości chcą podmyć fundamenty naszej cywilizacji. Oni szczególnie powinni film Sellesa obejrzeć.

Łukasz Adamski

„W Drodze”, Brazylia, Francja, USA. Reż. Walter Selles, wyst: Sam Riley, Garrett Hedlund, Tom Sturridge, Kirsten Dunst, Kristen Stewart. Dystr: Gutek Film.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych