Gdy za murem kryje się pustka. COBAIN, MAGIK, RIEDEL, BEST i ciemna strona

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Magik (fot. YouTube)
Magik (fot. YouTube)

Popularność to nie tylko czerwony dywan, bukiet kwiatów i ogólne uwielbienie. Niektórzy artyści boleśnie przekonali się o ciemnych stronach sławy. Pewne historie kończyły lub mogły skończyć się tragicznie.

Obecnie wszystkie media informujące o (pop)kulturze są zdominowane przez gorące newsy o celebrytach. Co księżna Kate założyła na lunch, jak czuje się Rihanna w ciąży (a może już urodziła?), z kim zaręczony jest Piotr Adamczyk, o co tym razem oskarża byłego męża Edyta Górniak... Można z niesmakiem pokręcić głową i utęksnionym wzrokiem zerknąć w stronę kultury przez duże "K". Tyle, że to właśnie informacje o "znanych i lubianych" cieszą się największą popularnością. Mało kto zdaje sobie jednak sprawę, że popularność to również piętno, a królewskie życie na szczycie może okazać się drogą do piekła...

Najlepszym przykładem tego, że sława potrafi wymknąć się spod kontroli jest Dave Gahan. Frontman Depeche Mode – na fali popularności zespołu – przerodził się z ulizanego chłopca w rock'n'rollowego „bad boya”. Wokalista miał również słabość do zwierzania się dziennikarzom. Na efekty nie musiał długo czekać. Niebawem jego posiadłość na wsi stała się prawdziwą Mekką dla fanów, którzy urządzali sobie istne obozowiska na trawniku przed domem. Ostatecznie Gahan musiał opuścić spokojne Essex. Popularność wiązała się też z licznymi pokusami w osobie urodziwych fanek, które całymi grupami odwiedzały jego garderobę. Charyzmatyczny wokalista nigdy nie odmawiał gościny. Efekt? Rozwód, depresja, uzależnienia, bijatyki, areszt, a nawet kilka prób samobójczych. Gdyby nie cierpliwość Martina Gore'a i Andy'ego Fletchera, Depeche Mode przeszłoby do historii. Sam Gahan poznał wkrótce swoją trzecią żoną Jennifer Sklias, postanowił „polubić ciszę” i ostatecznie się ustatkować. Udało mu się. Z pożytkiem dla jego samego i zespołu.

Nie każdy artysta ma jednak tyle szczęścia. Chyba najbardziej znanym przypadkiem jest postać Kurta Cobaina. Chłopak z prowincjonalnego Aberdeen (USA) zawsze marzył o wyrwaniu się z rodzinnych stron i robieniu tego, co naprawdę kocha. Sukces grupy Nirvana przerósł jego najśmielsze oczekiwania, ale popularność okazała się zbyt dużym ciężarem. Każdy fan śledził na bieżąco jego perypetie osobiste, a przede wszystkim historię związku z Courtney Love. W swoich dziennikach pisał, że nie chciałby, aby jego córka Frances Bean stała się częścią takiej bezkształtnej masy naśladowców. 5 kwietnia 1994 roku popełnił samobójstwo, dołączając do „klubu 27” - artystów, którzy właśnie w tym wieku odebrali sobie życie.

Nie tylko dla artystów popularność potrafi być prawdziwym przekleństwem. Pierwszy celebryta - sportowiec, irlandzki piłkarz George Best potrafił w ciągu kilku lat roztrwonić to, co budował przez całe swoje życie. Gwiazdor Manchesteru United za sprawą swojego niesamowitego talentu, stał się celem nr 1 dla brytyjskich dziennikarzy, którzy śledzili każdy jego ruch. „Georgie” chętnie korzystał z tej popularności, goszcząc na wystawnych bankietach i w sypialniach wiernych fanek. Ten pierwszy element „życia na poziomie” był dla niego szczególnie zgubny. Brak spokoju i problemy z alkoholem sprawiły, że „biały Pele” musiał opuścić swoją ziemię obiecaną – Manchester i rozpocząć tułaczkę po podrzędnych klubikach – najpierw w Anglii, a potem w USA. Skutki alkoholowego uzależnienia „Georgie” mógł odczuć długo po zakończeniu piłkarskiej kariery. Zmarł w 2005 roku w wieku 59 lat. „Georgie Best, co poszło źle?” - śpiewał później zespół Myslovitz...

Również na polskim podwórku nie brakowało gwiazd dla których przygoda z popularnością zakończyła się tragicznie. Najbardziej znany jest casus Ryszarda Riedla. Frontman kultowego zespołu Dżem był uwielbiany przez fanów bluesa. Uwielbienie przerodziło się również w liczne propozycje „załadowania działy” ze strony fanów. Uzależniony od heroiny Riedel był za słaby, aby odmówić. Zmarł z powodu niewydolności serca 30 lipca 1994 roku w Chorzowie. Miał 38 lat.

Losy Riedla powtórzył wkrótce uzdolniony raper Piotr „Magik” Łuszcz. Chłopak z katowickich Bogucic był na najlepszej drodze do wielkiego sukcesu. Jego pierwsze płyty, nagrane zarówno z Kalibrem 44, jak i Paktofoniką zdobyły uznanie krytyków i uwielbienie fanów. Koncerty, wywiady, zaproszenia. „Magik” nie mógł sobie jednak poradzić z rodzącą się popularnością, która go przygniatała. Narkotykowe uzależnienie, problemy rodzinne i ciągłe poczucie presji sprawiły, że Magik zakończył swoje życie dokładnie w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia 2000 r. Miał zaledwie 22 lata.

Podobne przypadki można mnożyć. Chociaż zdarzają się gwiazdy, które wiodą iście rock'n'rollowy żywot do śmierci, zdecydowana większość artystów ma problemy z ciężarem popularności. Zwierzenia dla prasy, odkrycie swojego życia prywatnego daje złudzenia zwiększenia grona przyjaciół. Największy problem pojawia się jednak, gdy za murem pt. „Popularność” kryje się przerażająca pustka. „Samotność to taka straszna trwoga”, jak śpiewał Rysiek Riedel... Zwłaszcza dla mniej odpornych psychicznie. Takich wśród celebrytów nie brakuje.

Aleksander Majewski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych