Znakomity tekst KOEHLERA o SPRING BRAKERS "Trudno się widzi swój portret"

"Trudno się widzi swój portret, który jest prawdziwy: te wasze fascynacje teledyskowym kołysaniem bioderek z klipów murzyńskich raperów, te wasze żenujące tekściki, pełne egzaltacji, te wasze wyobrażenia o super zabawie, super luźnych ludziach, to wasze bezrefleksyjne (ależ jakże hedonistyczne i skupione na sobie) palenie zioła na wyjazdach czy po akademikach. Wasz melanż"- pisze były dyrektor TVP Kultura.

Siedzą, popcorn jedzą, słyszę charakterystyczne odgłosy otwieranych puszek. Głośne rozmowy. Śmiechy. Niesamowite (wciąż mnie to dziwi!), ale jedna z dziewczyn spokojnie pełnym głosem rozmawia przez komórkę. Umawia się z kimś na jutro. Potem wstają, wychodzą (pewnie sikać albo na papierosa), wracają.”

pisze Krzysztof Koehler w serwisie portalfilmowy.pl. Publicysta skupia się na reakcji polskiej młodzieży na kontrowersyjny „Spring Breakers”.

Kiedy zapalają się światła nie mają zachwyconych min. Słyszę narzekania, kiedy schodzimy dziwnym wyjściem z kina w Galerii Bonarka w Krakowie. Idzie się długo schodami jakby ewakuacyjnymi; dopiero potem wkracza się do wnętrza galerii. Po drodze otwiera się sporo ciężkich, metalowych, pewnie ogniotrwałych drzwi. Wciąż więc idziemy w swoim towarzystwie.

relacjonuje publicysta. Koehler zauważa, że opinie o filmie są wśród wychodzących z kina młodych ludzi niepochlebne, co jest o tyle zaskakujące, że film miał być kierowany do nich. Tak przynajmniej wydawali się sądzić, idąc do kina.

Przecież na początku odjazd: imprezy na plaży, sporo nagich dziewczęcych piersi polewanych piwem; butelki z gorzałą w rękach; zabawa, Miami, Spring Break – wysyp amerykańskiej młodzieży na plaże południa; tygodniowe zauroczenie światem beztroski, od którego ciężko się uwolnić. Jeden mój w realu znajomy student, świeżo przybyły z Azji na uniwersytet na Środkowym Wschodzie, tak mocno popłynął, że wrócił ze Spring Breaku bez paszportu, aparatu i karty kredytowej. Tydzień dochodził do siebie, próbując jakoś scalić rozpad osobowości spowodowany pięciodniówką ziołowo-gorzałkowo-inną-zapewne-jeszcze.

Koehler pisze, że tak właśnie bawi się wyposażona w dolary młodzież. Podobnie jest u niego pod blokiem.

Kiedy się bawi, bawi się głośno: rzuca flaszki, pali zioło. Rankiem, o świcie scena: dziewczyna i chłopak wykończeni na ławce. On pochyla się, wciąga kreskę. Albo studenci z pobliskich akademików: piątek w dymie grilla - idzie weekend; trawniki w niedzielny ranek (kiedy jest ciepło) zapełnione chłopcami, dziewczętami, którym dobry Pan zapewnił zaliczenie zgonu.

opisuje publicysta. Koehler wyznaje:

Stary jestem. Czuję się stary i zachowuję się jak stary, kiedy widzę te nadąsane młode twarze, jakoś zdegustowane tym, co widziały w kinie, kiedy tak idą koło nas tymi podejrzanymi klatkami schodowymi, by wejść do tłustego brzucha konsumpcji.

Publicysta zastanawia się również dlaczego wychodzący z kina młodzi ludzie są tacy są niezadowoleni, skoro film opowiada o nich samych.

Bo to nie "Kac Vegas", człowieku, rozumiesz? To nie jest odjazd, rozumiesz? To żenada! Ale co żenadą jest? Że nie "Kac Vegas"? Wiem co was boli, myślę sobie. Trudno się widzi swój portret, który jest prawdziwy: te wasze fascynacje teledyskowym kołysaniem bioderek z klipów murzyńskich raperów, te wasze żenujące tekściki, pełne egzaltacji, te wasze wyobrażenia o super zabawie, super luźnych ludziach, to wasze bezrefleksyjne (ależ jakże hedonistyczne i skupione na sobie) palenie zioła na wyjazdach czy po akademikach. Wasz melanż.

Koehler zauważa, że w „Spring Breakers” pokazano w szczery sposób konsekwencje zachowań młodzieży.

Wiem, co was boli. Boli was moralizowanie tego Harmony’ego Korine’a. Bo on wam pokazał, że to nie jest jakaś strasznie trudna do przekroczenia granica pomiędzy dobrem a złem. Że to nie mieszka gdzieś w dalekich krajach, to przejście owej granicy, która uczynić z was może osoby zaaresztowane, a potem oskarżone, a potem postawione w dosyć trudnej sytuacji, kiedy wybawcą okaże się łotr (nawet jeśli to mitoman i wariat, ma spory arsenał i wystarczająco spory potencjał atrakcyjności, aby was pociągnąć głębiej).

Publicysta zaznacza, że cała kultura pop ukierunkowuje i napędza myślenia o świecie młodych ludzi oraz ich zachowania, ma tak samo swoją ciemniejszą stronę.

Dlatego tacy idziecie wkurzeni po tych schodach. Tyle że nic nie zrozumieliście. Nie zrozumiecie. Głupie, żenada, porąbane jakieś – takimi mantrami się zasłaniacie. To nawet dosyć wygodna zasłona – konstatuję. Idźcie na "Kac Vegas". On was rozerwie, do snu utuli. Śpijcie sobie dalej. Na oba uszy nie słuchajcie. Może coś was kiedyś obudzi. Może. Jeśli nie będzie za późno.

kończy gorzko Krzysztof Koehler w serwisie portalfilmowy.pl.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych