Korporacje niczym nie różnią się od mafii. Korporacje niszczą więzi społeczne. Korporacje niszczą państwo. Korporacje powoduję, że Konstytucja Stanów Zjednoczonych jest nic nie wartym papierkiem. Korporacje robią to, i robią tamto, i pewnie przerabiają dzieci na macę. Zawsze robią źle, bo są zarządzane przez kapitalistycznych krwiopijców. Znacie Państwo tę narrację z lewicowych gazet i marszów rozpuszczonych dzieciaków, które spryskane kupionym przez rodziców zapachem od Dolce & Gabbana, protestują przeciwko kapitalizmowi. Tym razem neomarsistowskie teorie zostały nam podane na innym talerzu, i są wpisane w schemat gangsterskiego kina. Niestety ich smak pozostaje ten sam i powoduje jak zawsze nieznośną niestrawność.
„Zabić, jak to łatwo powiedzieć” Andrew Dominika, który wcześniej zrealizował znakomite „Zabójstwo Jessego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda” i szokujący „Chopper” został oparty na książce George'a V. Higginsa "Cogan's Trade" z 1974 roku. Higgins był zwany Balzakiem bostońskiego półświatka przestępczego z uwagi na to, że potrafił perfekcyjnie odwzorować język bostońskich bandziorów. Higgis pisał na dodatek swoją książkę w latach kryzysu gospodarczo-politycznego, jaki dotknął Stany Zjednoczone Ameryki w erze rządów takich ludzi jak Nixon czy Carter. Dominik przeniósł akcję książki do, zniszczonego huraganem Katrina, Nowego Orleanu końca prezydentury Georga W. Busha. Reżyser mógłby ją śmiało przenieść do roku 2010, gdy Ameryka Obamy zaczęła przypominać Amerykę Cartera. Dominik musiał jednak wykrzyczeć, kto jest odpowiedzialny za destrukcję Ameryki. Jest to niestety krzyk rozkapryszonego licealisty.
„Zabić, jak to łatwo powiedzieć” jest reklamowany jako połączenie kina Tarantino z Guyem Ritche. W przeciwieństwie do „7 psychopatów” Martina Mcdonagha, Dominikowi brakuje jeszcze wiele do wspomnianych filmowców. Dialogi „Zabić, jak to łatwo powiedzieć” nie mają nic z lekkości Tarantino, ani nie przejawiają chuligańskiego błysku McDonagha. Coś, co powinno być siłą scenariusza opartego na powieści „Balzaka Bostonu”, zanika między bezsensownymi aktami przemocy.
Często nadużywamy stwierdzenia „bezsensowna przemoc” w stosunku do hollywoodzkich filmów. Przemoc u Dominika jest jednak naprawdę bezsensowna i pusta. I nie chodzi już o to, że reżyser pokazuje ją z chirurgiczną precyzją. Scena pobicia jednego z bohaterów jest nawet okrutniejsza niż to, co nam zaprezentował David Lynch w słynnej scenie w sądzie w „Dzikości serca” czy Gaspar Noe w makabrycznym „Nieodwracalne”. Na dodatek w „Zabić, jak to łatwo powiedzieć” niczemu ona nie służy. Skoro nie jest ona wpisana w cudzysłów, powinna być czymś podparta, niepraważ? Jest? Jeżeli taki był zamiar reżysera, to mamy do czynienia z banałem do sześcianu.
Czy reżyserowi chodzi bowiem o to, że świat gangsterski jest pozbawiony jakichkolwiek wartości? Czy mamy zdać sobie sprawę z tego, że duża część Amerykanów żyje w nędzy? A może Dominik chce nam przekazać „głęboką” prawdę o skorumpowaniu polityków i mrokach kapitalizmu? Nuuuda dziecino! To wszystko już było w lepszych wydaniach!- chciałby się krzyknąć podczas seansu.
Ktoś porównał „Zabić, jak to łatwo powiedzieć” do pesymistycznego „To nie jest kraj dla starych ludzi”. Jest to niezwykle tanie porównanie. Dominik jest lata świetlne za Cormaciem McCarthym, który potrafił zdiagnozować wypaczoną duszę Ameryki. Jaka jest diagnoza Dominika? Jest ona skwitowana dziecinnym monologiem bohatera granego przez Brada Pitta, który, mając w tle przemawiającego do narodu prezydenta elekta Baracka Obamę, opowiada, że nawet Tomasz Jefferson był hipokrytą, i liczyła się dla niego kasa, a nie wolność i ideały Konstytucji. Oglądając Brada Pitta wygłaszającego z poważną miną takie życiowe „prawdy” parsknąłem w kinie śmiechem. Czy taki był zamiar Dominika? Naprawdę w to wątpię.
Dziełko Dominika jest natomiast filmem doskonałym w warstwie technicznej. Kilka scen mogłoby śmiało konkurować z rozwiązaniami zastosowanymi w „Przekręcie” przez Ritchego czy nawet w „krwawym balecie” Johna Woo. Film dobrze się również ogląda ze względu na gwiazdorską obsadę. Mimo tego, że wielu krytyków zachwyca się rolą Brada Pitta ( ja widziałem o wiele lepsze wcielenia tego świetnego aktora), moim faworytem w filmie jest James Gandolfini, który próbuje za wszelką cenę wyrwać się z wizerunku Tonego Soprano. U Dominika gra on płatnego zabójcę alkoholika, który najlepsze lata w branży ma za sobą. Tak naprawdę ten pijący na umór morderca wydaje się być jedynym, który ma jakiekolwiek przejawy wyrzutów sumienia. I nawet jeżeli dotyczą one jego żony, to i tak ta postać pozwala się na chwilkę wyrwać z brudnego świata Andrew Dominika, któremu blisko do okropieństwa znanego ze sztuki „Killer Joe” Tracy Letts. Ja do takiego świata wchodzić nie lubię. Państwu też odradzam.
Łukasz Adamski
"Zabić, jak to łatwo powiedzieć" reż. Andrew Dominik, wyst: Brad Pitt, James Gandolfini, Ray Liotta. Dystr: Monolith
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/247791-zabic-jak-to-latwo-powiedziec-ach-ten-zly-kapitalizm-recenzja-dvd
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.